Dzień 26: Salas – La Espina (9 km) – Tineo  

Dwudziesty szósty dzień w trasie. Dlaczego akurat dziś, po raz pierwszy, dopada mnie ten nagły spadek kondycji i motywacji? Nie mam siły iść, nachodzą mnie pytania „co ja tu robię, po co to wszystko?” Pogoda dobra, trasa dość łatwa, ładna droga na rzeką, przez las, nic mnie nie boli. Człowiek sam siebie potrafi zaskoczyć.

Co robić w takiej sytuacji? A cóż można zrobić? Odpocząć, zjeść coś słodkiego, wstać i iść dalej. Przecież nie zostanę tu na zawsze. Nie poganiać, nie łajać partnera, jeżeli jej/jemu się to zdarzy. Nie podejmować drastycznych decyzji o przerwaniu camino. To minie, cierpliwość załatwi sprawę.

Co raz pojawiają się takie ogłoszenia:

„Zabierzemy twój plecak”. 

Widocznie są chętni do skorzystania z tych usług. Nie było takich ogłoszeń wcześniej.

Przez całe przedpołudnie droga w cieniu. Około południa docieramy do La Espina i w barze obliczamy, że w tym tempie nie załapiemy się na miejsce w osławionym albergue w hotelu czterogwiazdkowym w Tineo.

Ludek pielgrzymi pisze na forach z zachwytem o miękkich materacach i o prawdziwej pościeli. Nie można tego przegapić. Sprawdzamy na stronie firmy przewozowej ALSA czy jedzie stąd autobus do Tineo. Okazuje się, że tak, już za pół godziny. Tyle mniej więcej zajmuje nam znalezienie nieoznaczonego przystanku autobusowego. Skierowani przez barmankę chodzimy po głównej ulicy, ale śladu przystanku nie ma. Wchodzimy do sklepu – pytamy, miła sprzedawczyni mówi coś w stylu „no tam, koło sklepu Manuela” i pokazuje kierunek. Jeszcze dwa sklepy i nakierowania i stoimy w miejscu niczym się nie wyróżniającym, ale faktycznie autobus się tu zatrzymuje. Po około 20 minutach jazdy jesteśmy już w Tineo, na dworcu autobusowym, 50 m od naszego albergue marzeń (pokaż na mapie). Kwaterujemy się – 12 euro od osoby.

Albergue jest w przyziemiu hotelu czterogwiazdkowego urządzonego w pałacu Meras z XVI wieku i trochę z tego luksusu z góry kapnęło też tutaj. Komórki czteroosobowe z zasłonkami po obu stronach przejścia przez długa salę, łóżka piętrowe, ale wygodne, miękkie, z kołdrami i poduszkami, łazienki porządne. Nie ma okien. Przy samych drzwiach są dwie komórki dwuosobowe z jednym piętrakiem.

Jest parawan, można się odgrodzić w tej komórce od przechodzących przez drzwi. Kolację można zamówić w restauracji hotelowej i warto. Rano można zjeść skromne śniadanie w barze hotelowym. Hotel jest w samym centrum.

Tineo

Tineo, lub Tineu po miejscowemu, to miasto położone pięknie dla patrzącego z zewnątrz, lecz mieszka się tu chyba ciężko, przynajmniej w starym centrum.

Gdzie się nie obrócić trzeba iść w górę lub w dół.

Na tarasie baru siedzi się jak na balkoniku nad urwiskiem.

W dali nowe osiedle, bloki jeden nad drugim na zboczu góry.

Naprzeciwko ratusza, na ogrodzonym placyku jakby zawieszonym w przestrzeni chłopcy grają w piłkę, która co chwile wypada im na ulicę. Przydałby się dzieciakom kawałek prostej łąki.

Wokół widoki prawdziwie piękne, słońce zachodzi oświetlając długie pasmo gór na horyzoncie.

Jest spokojnie, starsze panie przysiadły pod ratuszem, rozmawiają cicho. O co mi chodziło rano? Już nie pamiętam.

Kolacja zarezerwowana. Menu peregrino za 10 euro, ale liczymy, że kucharz gotujący w hotelu czterogwiazdkowym nie będzie, wbrew swoim umiejętnościom, serwował byle czego specjalnie dla pielgrzymów, za marną dychę. No i mamy rację – sałatka, ryba, lekki deser – wszystko pyszne.

Święta w Tineo i okolicy – 29 czerwca i 16 sierpnia, dzień św. Rocha.

Według legendy św. Franciszek wracał z Santiago de Compostela do Asyżu drogą Primitivo i zatrzymał się w Tineo, gdzie poświęcił kaplicę św. Rocha.

apvc-iconOdwiedzin: 2841