Od Wielkiego Piątku tylko się wozimy i zwiedzamy. Dobrze było, ale się skończyło.
Nasz sprytny plan podjechania do Decathlonu, aby zaoszczędzić około godziny marszu przez miasto padł po 30 minutach czekania na autobus nr 4. Zziębnięci poszliśmy do baru napić się gorącej czekolady i trochę ogrzać. Skoro zrobiła się już 9.30 to postanowiliśmy, że dokupimy taśmy Omnifix, bo nam się kończy. O 9.40 żadna z 2 aptek na ulicy nie była jeszcze otwarta.
Bierzemy taksówkę z Calle 3 Cruces i po uzgodnieniu miejsca i ceny z kierowcą jedziemy na Calle de la Hiniesta, do miejsca, gdzie od drogi miejskiej odchodzi Camino. Oszczędzamy około 4-5 km, a więc straconą na czekaniu na autobus-widmo godzinę. Hiniesta jest sporo dalej i wyżej, niż Decathlon. Warto było tu podjechać. Tutaj trzeba też uważać, żeby przez pomyłkę nie pójść do Portugalii. Via Portugues skręca w lewo. Rozwidlenie szlaków jest dobrze oznaczone.
Teren, przez który teraz idziemy nazywa się Tierra del Pan – Kraina Chleba. Idziemy wśród pól zaoranych i obsianych zbożem rozmaitem. Jest kolorowo – wysmakowane zielenie, pomarańcz ziemi i brąz drogi, szare kępy traw, drzewa nieliczne i raczej celowo posadzone na miedzach. Płasko, trochę łagodnych wzniesień szerokiej drogi. I wielkie, błękitne niebo z białymi chmurami na nami.
Pięknie, ale wspominamy z nostalgią bukoliczną dehesę w Andaluzji i Estremadurze, z młodą, hałaśliwą żywiołą. Tu jest poważnie, agrarnie, wielkoobszarowo. Bycie zbożowym spichlerzem kraju to nie zabawa.
Zimno, 70C, ale marsz wkrótce nas nieco rozgrzewa.
Po drodze jest wioska Roales del Pa i zagospodarowane miejsce odpoczynku dla pielgrzymów oraz coś do poczytania na tablicy. Do tej pory informacja nam się przed oczy niespecjalnie sama pchała, więc czytamy pilnie.
Pielgrzymie, W tym mieście prostota skrywa wielkość. Od zarania dziejów skrzyżowania dróg i ścieżek przynosiły tu kultury, wierzenia i handel, a pasterstwo transhumancyjne wytyczało tutejsze drogi. Ożyw swą duszę wędrowca i podziwiaj. To co ważne jest pokazane w prosty sposób.
Początki Roales del Pan sięgają czasów ponownego zasiedlania tych terenów po wyparciu Maurów przeprowadzonego przez monarchów Królestwa Leon wzdłuż linii rzeki Duero między X a XII wiekiem.
Montamarta
Albergue miejskie w Montamarta (pokaż na mapie) znajduje się po prawej stronie drogi niedaleko wejścia do wioski, 600 m za stacją benzynową. Trasa Camino prowadzi w bok, można sobie zaoszczędzić trochę drogi schodząc na drogę z niewielkim ruchem zamiast iść w lewo, przez wioskę.
Jest tu kilka albergue.
W albergue miejskim zimno niemiłosiernie, ale jest elektryczny piecyk, który trochę pomaga przełamać zimno pomieszczenia sypialnego. W kuchni można coś ugotować. Przy ładnej pogodzie miejsce na pewno zyskuje, bo ma spory ogródek z ławkami i grillem. Poznajemy Estończyka Kaupo z Tallina, który się ucieszył z towarzystwa kogoś z naszej części Europy.
Wkładamy na siebie wszystkie posiadane ciuchy i idziemy zobaczyć wioskę (600 mieszkańców). W centrum stoi zgrabny pomniczek przebierańca.
To Zagarron. W tej wiosce obchodzony jest rytuał znany i w innych regionach pod innymi nazwami, w którym postać przebrana w maskę, z widłami i krowimi dzwonkami, wychodzi na ulice w Nowy Rok czy Święto Trzech Króli, zbierając datki goniąc i smagając młodych mężczyzn ku uciesze widzów. To bardzo stary obrzęd o pogańskich korzeniach.
Idziemy do ogrzewanego baru Rosamarie gdzie pijemy herbatę z rumem. Kolacja o 20-tej, jest 17-sta. Kaupo to człowiek obdarzony dużym talentem towarzyskim. Po chwili organizuje połączenie stołów, wszyscy pielgrzymi chętnie siadają razem. Poznajemy się: jest młoda Andrea z Monachium, Belg i dwie Holenderki. Wieczór mija szybko, mile i w cieple. Kolacja dobra.
Tym się tu poimy. Warto zauważyć plakat na ścianie.
Przy rezerwacji miejsca w albergue w Montemarta warto sprawdzić na forum caminodesatniago.me czy nadal działa tu w jednym z prywatnych albergue hospitalero, ze skłonnością do okazywania kobietom niechcianych atencji.
300 km zaliczone.