Dzień 21: Salamanka – Zamora

(autobusem)

Refleksja osobista na temat mieszkania w Airbnb. To nie był nas pierwszy raz w tego typu zakwaterowaniu, ale pierwszy raz w mieszkaniu razem z rodziną wynajmującą pokój. Nie można się poczuć swobodnie, jak w hotelu, jest to krępujące, choć tym młodym ludziom ani samemu mieszkaniu nie można niczego zarzucić.

W Hiszpanii poniedziałek wielkanocny jest już zwyczajnym dniem, no ale oni świętowali już od wielu dni.

Z liczbą prawie 300 km pokonanych pieszo na liczniku udajemy się w dalszą podróż autobusem. Trasa Salamanca – Zamora nie słynie z urody, ale sama Zamora już tak, więc postanawiamy ten dzień poświęcić na zwiedzanie tego miasta i jedziemy autobusem.

Na dworcu autobusowym w Salamance dodajemy kolejny punkt do listy naszych zdumień i niedowierzań na temat Hiszpanii.  W tym bardzo turystycznym mieście na dworcu autobusowym nie ma rozkładu jazdy. Trzeba iść do informacji, odstać kolejkę, żeby się wszystkiego dowiedzieć, ale tam pani ani w ząb po angielsku. Na pytanie „Zamora?” pokazała nam na palcach 9 i teraz zgadnij czy to godzina, czy kasa, czy peron. Godzina odpadała, bo była już 9.50. Numer kasy – tak, to było to. Dlaczego oni tak bardzo nie dowierzają umiejętności czytania wśród ludzi? Akurat jest duży remont na tym dworcu, może to się zmieni?

No, ale dość narzekań. Autobusem, jak zwykle, wygodnym i klimatyzowanym jedziemy przez godzinę do Zamory. Teren płaski, nic ciekawego.

Zamora

W Zamorze (pokaż na mapie) kwaterujemy się w hostelu Gem – „A gem of a hostel” jak się reklamują, czyli „Klejnot wśród hosteli”. Widać zrozumienie drobnych potrzeb wędrowca. Jest dość wieszaków, szafeczki i gniazdka przy łóżku, bardzo dobry prysznic, wygodne łóżko, bielutka pościel. Ale to się zdarza.

Natomiast w holu ktoś w końcu traktuje pielgrzyma nie tylko jako istotę robiącą pranie i śpiącą. Na ścianie pięknie przedstawiona historia Zamory, trzy półki pełne ambitnych magazynów w różnych językach, National Geographic, pisma historyczne. Położenie też bardzo dogodne dla zwiedzania miasta.

Klasztorów dziewięć i gdzieniegdzie domki”

Zamora słynie z ponadnormatywnej liczby kościołów romańskich, czy raczej kościółków, z ciepłego piaskowca. Jest ich 23 w mieście, 16 w ramach starego miasta.

Why? chce się zapytać z angielska; Łaaaj? –  wyraża zdumienie lepiej niż nasze anemiczne „Dlaczego?” Po co? Jak to mogło działać?

I tu przypomina się nasz ulubiony biskup Ignacy.

„W mieście, którego nazwiska nie powiem,

Nic to albowiem do rzeczy nie przyda,

W mieście, ponieważ zbiór pustek tak zowiem,

W godnem siedlisku i chłopa, i Żyda,

W mieście (gród, ziemstwo trzymało albowiem

Stare zamczysko, pustoty ohyda)

Były trzy karczmy, bram cztery ułomki,

Klasztorów dziewięć i gdzieniegdzie domki”.

Czyli – nic nowego. I jakoś to działało.

Katedra z ciekawą kopułą pokrytą łuską kamienną.

W środku irytuje niezliczona liczba krat oddzielających kaplice. Kraty ozdobne, ale zawsze to kraty. Do tego wydzielona przestrzeń dla chóru, która przedziela całe wnętrze. Muszę poczytać czemu to miało służyć, bo raczej nie integracji we wspólnej modlitwie.

Widok na rzekę Duero. Za Rzymian to miasto nazywało się Ocellum Durii czyli Oczy Duero. Władcy chrześcijańscy odzyskali i ponownie zasiedlili ten teren w X wieku, a więc mieli około 200 lat więcej na budowę romańskich kościołów niż na przykład Andaluzja.

Najechanie kursorem = lunetka

Na skarpie nad rzeką, koło katedry stoi potężny kiedyś zamek.

Chodzimy po mieście, coraz bardziej głodni po jednej bułce o 7 rano, ale jeżeli nie chcemy się najeść pieczywa lub lodów, musimy czekać do wieczora. W końcu w chińskim barze koło ratusza dostajemy ryż i pulpety. Jakieś tłuste i mało smaczne.

Przed kościołem San Juan de Puerta Nueva stoi ten pomnik z brązu, który trudno przeoczyć.

Te postacie to Merlu czyli dwaj członkowie bractwa, którzy mają za zadanie zwołać wszystkich braci na procesję. Wyruszają około drugiej nad ranem w noc z czwartku na Wielki Piątek budząc miasto za pomocą trąbki i bębna. W sumie 6 par przechodzi przez różne dzielnice miasta, aby zgromadzić o 5 rano na głównym placu ponad 6000 członków bractw.

Wielki Tydzień jest najważniejszym wydarzeniem religijnym i turystycznym w Zamorze, przyciągającym tłum turystów. W mieście działa siedemnaście bractw, które zamieniają ulice miasta w scenerię misterium. Jest tu też Muzeum Wielkiego Tygodnia, jedyne w Hiszpanii.

Przechodzimy obok pralni chemicznej w wielkim oknem. W środku wiszą rządkiem, jak znieruchomiała procesja, już wyprane szaty pokutników, kaptury z otworami na oczy.

Na ratuszu bocian wije gniazdo. Dwa inne krążą wokół, ten się stroszy. Bitwy bocianów o gniazdo nie doczekaliśmy się jednak.

Zakupy na rano, lampka wina dla spłukania smaku obiadu i idziemy na naszą miłą kwaterę. W TV leci program o Asturii. Rozpoznajemy miejsca, w których byliśmy w zeszłym roku, miło jest powspominać.

Postanawiamy rano podjechać autobusem miejskim nr 4 do Decathlonu na obrzeżach miasta przed wyruszeniem w trasę.

W Zamora należy się zaopatrzyć w gotówkę, bo będziemy szli przez małe wioski, gdzie kartą się nie zapłaci. Bankomaty też są tylko w niektórych miejscach.

apvc-iconOdwiedzin: 2841