Dzień 17: Hostal Asturias – Aldeanueva, 10 km

Droga N-630 ma szerokie pobocze przez większość szlaku.

Ruch umiarkowany, bo dalekobieżni pewnie jadą równoległą autostradą. Camino krąży zakolami po łąkach. Z mostów po drodze obserwujemy rącze, szerokie strumienie. Koło jednego z mostów przechodzi Camino i trzeba rzeczkę pokonywać po blokach cementowych nad dość głęboką wodą. Bloki są dla długonogich lub takich co nie boją się przeskakiwać. Chyba wszyscy o resztkach rozsądku wychodzą tu na most i drogę.

Mijamy hodowlę byków. Za solidnym ogrodzeniem.

Aldeanueva

Przy wejściu do Aldeanueva czyli Nowej Wsi stoi reprodukcja miliario – rzymskiego kamienia milowego.

Wioska zaskakująco przyjemna i malownicza. Domki z drewnianymi balkonami na pierwszym piętrze tworzą daszki nad chodnikami.

Zadbane skwery, liczne dekoracje, np. rower „obrobiony” kolorową włóczką, kwiaty, sztuczne bociany. Niezależnie od wartości artystycznej widać, że mieszkańcom chce się dbać o otoczenie.

Procesja wielkanocna  dla dzieci?

Aldeanueva del Caminokliknij tu, aby przeczytać o „nowej wsi przy drodze”

Del Camino w nazwie nawiązuje do starej rzymskiej drogi przechodzącej przez wieś, Czyli jest to Nowa Wieś przy Drodze.

Wieś (800 mieszkańców) leży przy północnej granicy Estremadury. Angel Duarte (1930-2007), urodzony tu rzeźbiarz i malarz nurtu abstrakcji geometrycznej stworzył w 2005 roku rzeźbę, którą zaproponował umieścić przy wjeździe do Aldeanueva, jako powitanie podróżnych w Estremadurze. Rzeźba została osadzona przy zjeździe z autostrady. Niestety wiejący tam wiatr uszkodził rzeźbę kilkakrotnie, aż postanowiono przenieść ją do wsi. Obecnie stoi przed szkołą, na placu Eduardo Rubio, około 400m od głównego placu.

Aldeanueva del Camino powstała jako rzymski obóz przy drodze. Po Rzymianach zostały cztery mosty, niektóre tylko szczątkowo. W środku wsi stary rzymski most stoi dość wysoko nad potokiem.

Kościół San Servando murowany, szesnastowieczny. Dach jest drewniany, podobnie jak podłoga.

Kościół Nuestra Señora del Olmo czyli Matki Boskiej Wiązowej XVI-to wieczny, późnogotycki stoi na niewielkim placu za ratuszem. Uważany jest za cenny zabytek z powodu trzypoziomowego sufitu wykonanego z drewna i wieży, na którą prowadzą zewnętrzne schody.

Skąd dwa spore murowane kościoły z tego samego okresu w małej wiosce? I tu widzimy jak długo mogą trwać skutki decyzji politycznych – te dwa miejsca we wsi były kiedyś w dwóch państwach. Stało się to, gdy powstały dwa królestwa: Królestwo Kastylii i Królestwo Leon. Aldeanueva została podzielona na dwie miejscowości o odrębnych nazwach, oddzielone rzymską drogą i granicą. Włączono je do dwóch diecezji, zbudowano drugi kościół, w odległości 300 metrów od pierwszego. Kościelny podział wioski na dwie diecezje trwał aż do 1959 roku.

Aldeanueva del Camino jest znana w całej Hiszpanii ze wspaniałej papryki, której ponad milion kilogramów jest tu obecnie produkowanych w czterech przetwórniach.

Zaskoczenie: wiemy, że to jedna z najmniejszych miejscowości na naszej trasie dotychczas, a tu ludzi mnóstwo. Pizzeria, café, bary wszystko zapchane i wcale nie pielgrzymami.

Dziś jest Wielki Czwartek. Widocznie rodziny zjechały już na Święta. Wokół powitania, radośnie i głośno. Mnóstwo dzieci w lokalach. Ganiają i robią co chcą. Kobiety siedzą i popijają zamiast okna myć i w stresie przygotowywać wesołe święta. Pewnie mamy, teściowe i babcie tym się zajmują. W końcu udaje nam się znaleźć wolny stolik w pizzerii. Pizza dobra.

Idziemy się zorientować skąd będzie rano odjeżdżał nasz autobus do Baños de Montemayor. Przystanek, duży i cudnie pomalowany, służy grupce młodzieży za klub taneczny, ale nie ma ani słowa informacji o autobusach. Do tego stoi po złej stronie drogi. W końcu znajdujemy napis „bus” na jezdni w bocznej uliczce po prawidłowej stronie, koło baru z palmami. Zadziwiająca jest ta ich tajemniczość w temacie poruszania się autobusów. Przecież chodzimy szlakami, którym chodzą tysiące ludzi z całego świata, a i online trudno coś znaleźć. Wielka tajemnica hiszpańska.

Albergue La Casa de Mi Abuela czyli Dom Mojej Babci (pokaż na mapie) przyjął nas już o 13-tej, jako pierwszych. Ładny, świeżo odremontowany dom, drewniane podłogi, łóżka wygodne i nie skrzypiące, jeden piętrak od drugiego w przyzwoitej odległości. Wyposażona kuchnia, automat z napojami i przegryzkami. Jeden minus to połączenie jedynej łazienki w sali z toaletą i umywalką. Gdy się ktoś pod prysznicem zasiedzi albo zęby sumiennie szoruje to tworzy się kolejka desperatów do toalety. Drugi minus to cena 30 euro za 2 osoby, ze śniadaniem. Śniadanie jak zwykle – tost i herbatniki. Poznajemy dwie Czeszki z Pilzna i starsze małżeństwo z Belgii – Josette i Wim. Chodzą na Camino od 1995 roku. To jest ich dwudzieste. Wim ma 77 lat.

Czeszki mają bardzo sensownie popakowane rzeczy w plecaku: w różnokolorowe, materiałowe (nie szeleszczące) woreczki, z siatką, przez którą widać, co jest w środku. My upychamy rzeczy pojedynczo licząc, że tak więcej wejdzie. Trzeba to przemyśleć, bo Czeszki spakowały się wyraźnie szybciej niż my.

Młody Hiszpan z Sewilli zapytany, dlaczego wyjechał z domu w Święta, kiedy tam są najsławniejsze w Hiszpanii uroczystości świąteczne i cały świat się zjeżdża, odpowiada, że właśnie dlatego. Mieszka niedaleko katedry i te świąteczne dni są tam nie do wytrzymania, trudno z domu wyjść. Wynajmuje swoje mieszkanie za dobre pieniądze na tydzień a sam idzie w tym czasie na Camino.

apvc-iconOdwiedzin: 2841