Przyzwoite śniadanie w La Molina podane przez starszą gospodynię po domowemu, w szlafroku, która pokazuje nam, żeby wsunąć nogi pod obrus na stole. Zaglądamy pod stół, a tam wisi metalowa micha z gorącymi węglami, a stół nakryty jest kocem, na to szkło i obrus. To sławny andaluzyjski mesa camilla czyli stół z ogrzewaniem. Tak się grzeją przy posiłkach i pewnie wieczorami. Obecnie ogrzewanie jest raczej elektryczne. Poczciwi gospodarze przenieśli stojak z naszym praniem pod ten kocyk i suszyło się przez całą noc.
Kliknij, aby powiększyć
Dziś opuszczamy Andaluzję i wchodzimy do Estremadury. Graniczny potok i zamek już w Estremadurze.
Estremadura – kliknij, jeśli chcesz dowiedzieć się więcej
Estremadura – nazwa, wśród pięknych, żeńskich nazw regionów hiszpańskich chyba najbardziej egzotyczna, jak imię śniadej dziewczyny, a znaczy po prostu „tereny najdalsze” z łaciny. Czyli takie nasze Bieszczady. Estremadura i Portugalia były na końcu świata najpierw rzymskiego, a potem post-rzymskiego. Portugalia zdołała się rozwijać dzięki wybrzeżu. Estremadura jest nadal dość odizolowana od reszty Hiszpanii.
Tu życie zawsze było ciężkie – marne gleby, susze. Naturalnym efektem tej sytuacji była duża liczba mieszkańców tych terenów biorąca udział z zdobywaniu Nowego Świata. Dwaj najsławniejsi konkwistadorzy Hernan Cortes i Francisco Pizarro, jak i wielu innych znanych podróżników i zdobywców, pochodziło z Estremadury. Wiele nazw tutejszych miejscowości jest powtórzonych w Amerykach.
Na liście Światowego dziedzictwa UNESCO są trzy miejsca w Estremadurze, z których dwa są na trasie Via de la Plata. Te dwa to stolica prowincji Merida – jej część rzymska i miasto Caceres. Trzecim jest klasztor Guadalupe – nazwa powtórzona w Meksyku.
Droga przez początkowe 10 km piękna i łatwa, przez rozległe łąki oddzielone kamiennymi murkami od drogi z rzadkim ruchem drogowym.
Pokazują się góry Sierra Morena.
Duży bar i parking dla kierowców, gdzie jemy lunch. Zamawiam pierś z kurczaka, dostaję kawał mięcha. Jem trochę i resztę pakuję, pamiętając jak mnie wykończył stek zjedzony na Camino, w drodze, dwa lata temu.
Druga połowa drogi jest znaczniej trudniejsza, a około pięciokilometrowe podejście do Monesterio zdaje się nie mieć końca.
Monesterio
W albergue Las Moreras (pokaż na mapie) są tylko 3 osoby i wiele pokoi. Dostajemy dwie dwójki ze wspólną łazienką i polecenie żebyśmy zajęli dolne łóżka w dwóch pokojach. Super.
W jadalni/salonie grzeje piec, więc siedzimy tam przez cały wieczór.
Od pary angielsko-hiszpańskiej dowiadujemy się ciekawej rzeczy. Idą w odwrotnym kierunku, na południe, do Sewilli, bo na północy jest nienormalnie zimno. W wiadomościach w TV dużo materiałów o opadach śniegu w Madrycie, o zasypanej Galicji. To anomalia. W marcu było gorąco i na ciepłą pogodę nastawiliśmy się pakując ubrania i cienki śpiwór.
Monasterio – kliknij tu, aby przeczytać o miasteczku pod znakiem szynki.
Gwiazdą miasteczka (4300 mieszkańców) jest szynka. Jest tu nowoczesne muzeum szynki, przy wjeździe do miasta wita pomnik szynki, we wrześniu można trafić na festiwal szynki, w lutym można mieć pecha trafić na dzień rytuału uboju i degustacji świni.
Kościół duży, kamienny z XVI wieku.
W nocy próbuję spać pod dwoma kocami i w śpiworze, a i tak jest mi zimno. Jakieś głębokie wewnętrzne zamrożenie mnie trzyma. W życiu nie było mi tak długo ciągle zimno. Jesteśmy z zimnego kraju, ale w naszym klimacie przynajmniej wytworzyliśmy sobie sposoby ogrzewania się we wnętrzach na zmianę z marznięciem na dworze. Tutaj zimno jest krótko, więc nie przejmują się systemami ogrzewania. W nieogrzewanych, kamiennych pomieszczeniach jest prawie tak samo zimno jak na dworze. Właściwie jedyny sposób, żeby się rozgrzać to jest być w ruchu, czyli – iść.