Dzień drugi – Shepherdswell – Dover, 17 km

Rano gospodarz odprowadza nas do wejścia na szlak, ukryte wśród żywopłotów koło kościoła, wcześniej pokazując nam wnętrze zawsze otwartego kościoła, gdzie można przybić sobie pieczątkę w credenzial.

Wypoczęci ruszamy na drugi i ostatni etap Via Francigena w Anglii. Też 17 km.

Ta część szlaku przez większą część przebiega przez otwarte pola, a nie przez tereny leśne, co należy wziąć pod uwagę idąc latem.

W oddali na polu pojawia się jakaś kulista konstrukcja, a za nią różowa wieża.

Te dwie budowle, wbrew pozorom, wiele łączy.

Wieża w tle to osiemnastowieczny belweder (czyli: miejsce z pięknym widokiem) wzniesiony w dworskim parku dla przyjemności właścicieli i gości. 300 lat później w jego pobliżu pojawiła się niewielka budowla, Monumenta Romana. Ta drewniana konstrukcja na ziemi pokazuje jak miała być zakończona wieża, do czego nigdy nie doszło.

Wieża niszczeje, wchodzić nie wolno, a szkoda, 360 – stopniowy widok obejmuje wybrzeże francuskie za Kanałem La Manche, a po tej stronie kanału miejsca gdzie lądowali Rzymianie, Normanie. Byłby to na pewno popularny punkt na trasie. Póki co, wieża od 1998 roku znajduje się w rejestrze ‘Heritage at Risk Register’ (Rejestr Dziedzictwa Zagrożonego). Oby tylko jakiś bogaty oligarcha nie kupił jej sobie na letni domek, z widokiem na wyłączność.

A tak wspófinansowanie tej konstrukcji przez UE cenią sobie miejscowi:

Jak bohaterowie powieści Jane Austen wychodzimy na wielkie pole, które zamyka leżący w dole osiemnastowieczny dom bogatego rodu.

https://elvingtonandeythorneheritage.org.uk

Jesteśmy na terenie posiadłości, której udokumentowana historia ma 1000 lat!

Zaczyna się od brata Wilhelma Zdobywcy, Odona.  Odon był ambitnym mężem stanu, biskupem w wieku 19 lat. Na gobelinie z Bayeux, przedstawiającym bitwę pod Hastings (zaledwie 70 km stąd), Odon jest przedstawiony z maczugą, gdyż jako duchowny nie mógł walczyć, lecz jedynie dodawać ducha żołnierzom. Waldershare było jednym z jego wielu nadań ziemskich w Anglii po zwycięskiej bitwie.

Odon wkrótce stał się drugą osoba po królu Anglii. Defraudacje na wielką skalę i nieudany plan wyprawy na Rzym zakończyły jego wspaniałą karierę, a posiadłość Waldershare przeszła w posiadanie innego weterana spod Hastings Johna de Malmaines czy „Złorękiego”. To nazwisko przetrwało w kilku nazwach miejscowych w okolicy.

Pierwszy dwór w tym dokładnie miejscu zbudowano w XV wieku. Z trwającej wiele wieków historii tego miejsca warto wspomnieć wielki pożar w 1913 roku, w którym dwór spłonął doszczętnie, a o podpalenie podejrzewano … sufrażystki.

Na początku XX wieku brytyjskie sufrażystki stosowały różne metody walki w celu zapewnienia kobietom prawa do głosowania – od pokojowego aktywizmu po bardziej radykalne formy protestu w miarę jak rosła frustracja spowodowana brakiem rezultatów. Wśród tych metod były też podpalenia i wandalizm, szczególnie częste w latach 1912 – 1914. Tu, w Waldershare, właściciel stanowczo stwierdził, że pożar spowodowało nieostrożne zakładanie elektryczności, ale te podejrzenia wiele mówią o atmosferze tamtych lat.

Obecnie dom ten jest podzielony na mieszkania i nie jest dostępny do zwiedzania. Mieszkania są wystawione na sprzedaż, kosztują sporo mniej niż podobne w Londynie.

Niedługo skręcamy z drogi w lewo na kolejne trawiaste pole i przez kępę drzew wchodzimy w pełne cienia i spokoju idealne miejsce do odpoczynku – na wiejski cmentarz.

Niezwykłe są te stare kamienne cmentarze przy wiejskich kościołach na Wyspach.

Kościół Wszystkich Świętych to klasyczny przykład tzw. estate church. W średniowieczu, w zachodniej Europie kościół własnościowy (łac. ecclesia propria) był kościołem zbudowanym na prywatnym terenie przez pana feudalnego, który zachowywał prawa własnościowe, zwłaszcza prawo do mianowanie personelu kościelnego.

Nie ma wątpliwości, że w XII wieku znajdował się tu kościół, a jego obecny wygląd prawdopodobnie nie jest zbyt odległy od wyglądu oryginalnego kościoła.

W XVII i XVIII wieku do normandzkiego prezbiterium dobudowano z cegły dwie prywatne kaplice grobowe rodów właścicieli.

tedconnell.org.uk

Jeżeli kościół będzie otwarty, warto wejść i obejrzeć marmurowe rzeźby nagrobne, w tym na grobowcu budowniczego dworu, która sięga prawie sufitu. Alabastrowy ołtarz, witraże – wszystko to jakoś nie pasowałoby do skromnego wiejskiego kościółka, ale to jest stary estate church.

W 1980 r. anglikański kościół All Saints został uznany za „duszpastersko zbędny” i przekazany pod opiekę Churches Conservation Trust. Ale zanim to się stało kościół został wystawiony na sprzedaż za 850,000 funtów, z zastrzeżeniem, że jeżeli nie znajdzie się nabywca, Churches Conservation Trust przejmie opiekę nad nim. Wstępne plany władz kościelnych dotyczące przekształcenia kościoła w dwa budynki mieszkalne spotkały się z wielkim sprzeciwem i ostatecznie zostały wycofane

Najstarszy grobowiec na tym cmentarzu pochodzi z XIII wieku.

Bardzo stary cis podobno rósł tu od czasów Wilhelma Zdobywcy.

Napisów na nagrobkach już często odczytać się nie da, ale niektóre wiele mówią o poprzednim życiu tutejszych ludzi.

Naprzeciwko bramy cmentarnej spoczywa czternastolatek przygnieciony przez wózek w kopalni, w Sylwestra 1936 roku i jego zmarli wiele lat później rodzice. Czternastolatek w pracy pod ziemią – nie tak znowu dawno temu.

Są też dwa osiemnastowieczne nagrobki służby, zapewne ufundowane przez wdzięcznego pracodawcę z dworu – gospodyni, 40 lat pracy i ogrodnika, 25 lat.

Nieopodal nagrobek z inskrypcją upamiętniającą śmierć siedmiolatka spowodowaną „raną postrzałową zadaną przez karygodne zuchwalstwo pewnego młodzieńca” w 1855 roku.

Troje poległych w czasach II WŚ, w tym miejscowy lord.

Ciekawy jest przypadek lorda, który zginął wraz z siostrą w maju 1945 roku, w pobliżu domu, w wyniku wybuchu miny. Te okolice, bliskie Kanału La Manche, zostały zaminowane na wypadek inwazji, miejsca ogrodzono drutem kolczastym, lecz bez żadnego ostrzeżenia, żeby – jak się po wypadku tłumaczono – nie ostrzegać wroga o minach. W maju 1945 już było wiadomo, że wróg nie wyląduje, ale o minach ktoś zapomniał. Ciekawe czy jeszcze coś się uchowało po lasach.

Brama do raju – kliknij, aby otworzyć

Taka, typowa dla Wysp Brytyjskich, drewniana brama cmentarna nazywa się lychgate (lych= zwłoki w staroangielskim) albo resurrection gate, czyli brama zmartwychwstania.

To zadaszona brama prowadząca na cmentarz kościelny, w której można było ustawić trumnę podczas wstępnej części ceremonii pogrzebowej. Służyła też za schronienie uczestnikom ceremonii pogrzebowej.

W Anglii istniało ludowe przekonanie, że duch ostatniej pochowanej osoby stoi na straży bramy, dopóki nie zostanie pochowana następna, co prowadziło do awantur przy bramie między rodzinami o kolejność pochówków, gdy był „większy ruch”.

Ktoś miał dobry pomysł żeby poprowadzić szlak niestandardowo, przez środek cmentarza. Bardzo ciekawe miejsce.


Ostatnie kilometry do Dover to próba wyścigu z nadciągającym deszczem, który przegrywamy. Zejście z trasy do Dover, na poziom morza, jest długie. Nie zdążymy zwiedzić zamku w Dover, skręcamy w stronę centrum i dworca, niewiele widząc przez potoki deszczu. Pociąg za cztery minuty, cena biletów bolesna – 82 funty. Za przejazd ok. stu kilometrów! Wracamy do Londynu, do suchych ciuchów i ciepłej kolacji u M. i M.

Wielka Brytania ma tylko 34 km z 1800 km trasy z Canterbury do Rzymu. Pomimo tego Via Francigena w Kent ma wiele do zaoferowania wędrowcom i pielgrzymom. Warto przejść te dwa etapy, nawet gdy nie mamy zamiaru przeprawić się do Francji i iść dalej.

Tylko zabierzcie dość wody!

apvc-iconOdwiedzin: 6557