Dzień 11: Villafranca de los Barros – Torremejia, 28 km autobusem                      

Ten etap to dwadzieścia osiem kilometrów przez płaskie pustkowie bez cienia, bez ciekawych widoków. Oto jak opisuje to jeden z pielgrzymów: „Kilometry i kilometry wzdłuż drogi idącej w kółko przez ten sam krajobraz, jak w zapętleniu, z którego nie można się wydostać.”. To nie dla nas, nie jesteśmy tu za karę.

Autobus z dworca autobusowego w Villafranca do Meridy przez Torremejia odjeżdża po 9 rano.

Torremejia

W Torremejia wysiadamy pod hostelem Millenium (pokaż na mapie), gdzie mamy rezerwację i gdzie zakwaterowano nas od ręki, tzn. o 10.30. Hostel wymaga odświeżenia, ale pokoje są wystarczająco dobre, z łazienką i TV. Bar na dole.

Położyliśmy się i, jak to bywa na długim trekkingu, gdy organizm poczuje, że może sobie odpuścić mobilizację, po prostu śpi bez opamiętania. Spaliśmy do 16-stej, ale wcześniej, przytomnie, zjedliśmy dobry posiłek w barze naprzeciwko.

Powściągliwe współczucie

W XX wieku miasteczko i cały ten region weszły do literatury światowej, kiedy to Nagrodę Nobla za 1989 rok dostał hiszpański arystokrata Camilo José Cela (1916-2002). Najbardziej znaną jego powieścią była „Rodzina Pascala Duarte”. W uzasadnieniu komisji noblowskiej otrzymał nagrodę za „bogatą i mocną prozę, która z powściągliwym współczuciem ukazuje bezbronne istnienie człowieka”. Z Torremejia pochodził wieśniak z Estremadury, którego brutalny los opisuje ta naturalistyczna powieść.

Tremenderyzm nurt stworzony przez Cela tą powieścią w literaturze (od trĕmŏr – drżenie i trĕmendŭs –okropny) Bunuel reprezentował w kinie, a Salvador Dali w malarstwie. No ale czas też był trĕmendŭs – powieść powstała w 1942 roku

Nie wiem czy to sugestia czytanej kiedyś dawno temu tej okrutnej powieści, ale miasteczko wydaje mi się smutne i puste.

Miasteczko do obejścia w godzinę. Domy porządne, zadbane. Skwerek z palmami i ławkami niedaleko hotelu, uliczka obsadzona drzewkami pomarańczowymi.

Za rogiem hotelu zaczyna się Calle Camilo Cela, ulica poświęcona pisarzowi, „adoptowanemu synowi” miejscowości. Osobiście odsłaniał tabliczkę z nazwą ulicy. Torremejia zgotowała mu serdeczne przyjęcie a burmistrz z balkonu ratusza odczytał akt adopcji pisarza za zasługę ulokowania tu akcji słynnej powieści La familia de Pascual Duerte.

En 1992 en Torremejía, Don Camilo bebía de la bota celebrando los 50 años del libro.

W 1992 roku w Torremejía Don Camilo pił z „boty” z okazji 50-lecia książki. „Bota” to skórzany pojemnik w kształcie gruszki z dziobkiem z korkiem służącym do przenoszenia wina. Płyn można wlewać bardzo drobnym strumieniem bezpośrednio do ust. (https://www.hoy.es/)

Dygresja filologiczna po hasłem „nie dowierzaj słownikom”. Wbrew temu co widzę na zdjęciu słownik hiszpańsko-polski wmawia mi, że Mistrz „pił z buta”. To samo hiszpańsko-angielski i hiszpańsko-francuski. W takiej sytuacji trzeba użyć słownika hiszpańsko-hiszpańskiego lub encyklopedii w oryginale, gdzie znajduję, na kolejnej pozycji, także to znaczenie słowa bota – skórzany pojemnik do przenoszenia wina. Jeżeli coś w tłumaczeniu nie pasuje na zdrowy rozum, trzeba drążyć.

Zegar na ratuszu, nazywanym tu casa consistorial a nie ayuntamiento, działa.

Kilka barów przy krajowej drodze N-630 jest otwartych w ciągu dnia. To logiczne, kierowcy sobie sjesty nie robią. Poza tym, tu się kończy bardzo długi etap Via de la Plata (28km), a więc pielgrzymi przychodzący około szesnastej – siedemnastej z wdzięcznością wchodzą do baru, który karmi o tej nienormalnej godzinie zamiast kazać im czekać do dwudziestej.

Mamy wrażenie, że jesteśmy sami w hostelu.

apvc-iconOdwiedzin: 6886
Protected by