W nocy w albergue zrobiło się niespodziewanie gorąco, mimo otwartych okien. Czyżby nasi troskliwi hospitaleros włączyli centrale ogrzewanie? Chyba tak, bo zachęcali, żeby wieszać pranie przy piecu w kotłowni. Droga przez miasto, przedmieścia, cały czas po asfalcie. Na jednym ze wzgórz, w oddali, we mgle pojawia się wielka figura byka.
Przypomina, że to tereny rolnicze. Jeżeli ktoś chce mieć zdjęcie tego byka, to trzeba je zrobić teraz, bo potem trasa skręca i imponujący byk znika.
Droga dość jednostajna, łatwa, między wioskami i miasteczkami.
Pod mostem dowiadujemy się, że idziemy nie do Oviedo lecz do Uviéu, a asturiański powinien być językiem urzędowym.
Spore miasteczko Collotto wita ławeczkami przy wejściu – można odpocząć. Jest też kilka otwartych barów, mimo wczesnej pory. A w tym bloku, na parterze jest kościół katolicki.
Ciekawe rozwiązanie.
Ze wzgórza widać już Oviedo.
Oviedo
Trasa idzie wzdłuż drogi ze sporym ruchem, wygląda, że to się już nie zmieni. Przechodzimy na stronę drogi z ruchem w stronę miasta i wypatrujemy przystanku autobusowego. Znajdujemy przystanek i autobus linii H2 dowozi nas ostatnie 3 km do samego centrum, na Calle Uria, główną ulicę Oviedo, pod nasz pensjonat. Tutaj zaplanowaliśmy nasz drugi dwunoclegowy postój regeneracyjny. Poprzedni mieliśmy w Santander, 10 dni temu. Czas odpocząć.
Oviedo, stolica Asturii, 225 tysięcy mieszkańców. Bardzo przyjemne miasto, stare centrum to wąskie uliczki i place z bogatą historią. Przez wiele lat na liście najczystszych miast Hiszpanii, śmieci wywożą podobno codziennie. Woody Allen twierdził, że to miasto jest jak bajka i tu nakręcił część filmu „Vicky Cristina Barcelona”, więc zbudowali mu taki naturalnej wielkości pomniczek.
I dbają o niego:
Z Oviedo pochodzi królowa Hiszpanii Letizia. Uniwersytet Oviedo został założony w 1608 roku.
Na obrzeżach miasta stoją dwa ciekawe kościoły przedromańskie z IX wieku, Santa María de Naranco i kaplica San Miguel de Lillo – budolwe wysokie, wąskie i płaskie, niepodobne do innych kościołów.
Z materialnego dziedzictwa Wizygotów nie pozostało zbyt wiele, tym bardziej cenny jest ten obiekt, wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, zbudowany jako pałac rekreacyjny w 848 roku na wzgórzu nad Oviedo, potem zamieniony w kościół.
Zamieszkaliśmy w Hostal Romero, na Calle Uria 36-38 (pokaż na mapie). Pensjonat godny polecenia, położony rewelacyjnie, przy głównej ulicy, pokoiki przyjemne, czyste, na 2 piętrze. Warto zarezerwować pokój od ulicy, z balkonikiem, bo słońce jest z tej strony przez większość dnia, a więc nieuniknione duże pranie wyschnie w ciągu jednego dnia. My mieliśmy taki właśnie pokój – nr 10.
Po drugiej stronie ulicy przyjemny park Campo de San Francisco.
Przy rozpakowaniu Z. orientuje się, że nie ma tableta. Przypuszcza, że zostawił w ostatnim albergue, pod poduszką. Dzwoni do albergue w Pola de Siero, starszy pan poszedł chyba szukać, ale się nie rozłączył. Jeszcze wieczorem numer był ciągle zajęty. Pranie i idziemy zwiedzać. Katedra już zamknięta. Znajdujemy pub z piwami kraftowymi El Lupo Feroz polecony przez syna. Piwa dobre.
Idziemy coś zjeść po sąsiedzku, w kebabie. Zamawiamy, w zupełnie pustym lokalu, tikka masala z kurczakiem, barman dzwoni gdzieś. Po około 10 minutach przyjeżdża motorkiem człowiek z zakupami – pewnie ten co potrafi gotować. Robi wszystko ze świeżych produktów, które przyniósł ze sklepu.
W lokalu są też trzej chłopcy w wieku wczesno-nastoletnim. Najstarszy odbywa lekcję online, rozpoznaję belferskim uchem, że to lekcja języka. Czyta jakieś fragmenty tekstu, nauczyciel poprawia nawet nie wymowę, ale interpretację (głośniej, ciszej, z naciskiem). Brzmi ładnie. Ciekawe. Pytam ojca, co to za lekcja. Okazuje się, że język to arabski, a młody uczy się recytować Koran. Ma nauczyciela online, bo środowisko muzułmańskie w Oviedo jest małe i nie mają nauczycieli na miejscu.
Spacer po wieczornym mieście. W tym pięknym kościele Franco brał ślub.
W TV leci „Habemus Papam” z Jerzym Stuhrem. Spać, spać, bez budzika, bez sąsiadów po bokach i na głową.