Pociągiem do Villahormes. Po drodze z pociągu wysiada rowerzysta chyba z całym dobytkiem.
W poczuciu totalnego rozpasania prosto z pociągu idziemy do baru na piwo. Taki dziś mamy nastrój rozleniwiony i nie walczymy z tym idąc wolno, gapiąc się na rzeczy, te marne 6 kilometrów do Pineres de Pria, gdzie syn polecał nam wiejski prywatny albergue z kurami.
Po drodze jest ładne miasteczko Nueva, z otwartymi barami w środku dnia, w niedzielę. No i jak tu nie skorzystać? Potem kupujemy jeszcze bułki, na szczęście, bo okaże się, że to ostatnie jedzenie dziś.
O szesnastej siedzimy już w albergue na wsi.
Kot łazi po stole, kury grzebią się w piasku pod rozwieszonym praniem gospodarzy wzniecając tumany kurzu. Nie zauważyli do tej pory, że pościel im chrzęści?
Hospitalera zabrała nasze ciuchy do prania w swoim domu obok, przyniosła wieczorem suchutkie, złożone ładnie.
Kilkoro pielgrzymów: dwie Niemki, młoda idąca samotnie Słowenka, Duńczyk. Jest nas sześcioro w domu z łazienką i kącikiem kuchennym. Pogaduchy w ogródku. Swojsko, wiejsko, leniwie.
Nastrój nieco się nam psuje, gdy okazuje się, że ten bar niedaleko, brudny i niedoświetlony, oferuje tylko orzeszki i chrupki do jedzenia. Może to i lepiej. Szczęśliwie mamy bułkę, no i jest czajnik i herbata.
Czytamy na temat jutrzejszej trasy sprawdzając jak zwykle bieżące doniesienia pielgrzymów z trasy, na forum nieocenionego portalu Ivara Rekve, Norwega z Santiago de Compostela, Caminodesantiago.me. Dowiadujemy się, że nasz następny zaplanowany albergue w Isla jest zamknięty, ponoć jakieś kwestie sanitarne. Planujemy trasę etapu na nowo.