Dzień 5: Zarautz – Deba, 10 km

Śniadanie jemy w ogrodzie albergue poganiani przez służbistę na dyżurze, że do 8.00 mamy wyjść także z ogrodu (otwartego). Dopakowujemy się już na nabrzeżu.

Przez pierwsze 4 km po wyjściu z Zarautz trasa prowadzi betonową ścieżką odgrodzoną od ruchu kołowego solidnym ogrodzeniem, wzdłuż wybrzeża, z pięknymi widokami na poszarpane skały i morze.

Wymuskane domki, ogródki.

Po drodze Getaria – bardzo stare miasteczko nadmorskie, gdzie stoi dość ponury monument, jakby twierdza nieduża, z napisem po łacinie Primus circumdedisti me – „Ty pierwszy mnie okrążyłeś”.

Jest to pomnik na cześć Juana Elcano, uczestnika wyprawy Magellana, który po śmierci Magellana doprowadził wyprawę do końca – na jedynym ocalałym z flotylli pięciu statków opłynął Ziemię dookoła i wrócił z osiemnastu ludźmi ocalałymi z ponad 250. Urodził się właśnie tu, w Getarii. Jest tu też muzeum tej wyprawie poświęcone, przy trasie Camino, łatwo dostępne. W 2018 roku minęło 500 lat od rozpoczęcia trzyletniej wyprawy Magellana.

Gotycki kościół, mała starówka, wszystko zadbane.

Potem przez górki, do osady Askizu, nad którą góruje potężny kościół San Martin, kolejny kościół gotycki z funkcją obronną, z piaskowca. Jest też kryty portyk dla pielgrzymów, którzy mogli tu przenocować.

W osadzie zatrzymujemy się w przyzwoitym barze na przerwę.

Drogą wśród winnic i lasów eukaliptusowych docieramy do Zumaia.

Niedziela, całe rodziny obładowane sprzętem i jedzeniem idą na plaże. My szukamy dworca – jest od ronda w lewo, niski budynek jakby ukryty w zboczu, łatwo przegapić. Decydujemy się dojechać pociągiem do Deba, gdyż nie zdążylibyśmy na godzinę 13:00 idąc 14 kilometrów ciężką trasą przez góry. O trzynastej otwierają albergue w Deba (pokaż na mapie), który ma niewielką liczbę miejsc (okazało się, że 54).

Deba

Albergue jest na dwóch piętrach małego budynku dworca kolejowego.

Najpierw trzeba się zarejestrować w biurze turystycznym w centrum, gdzie się płaci i dostaje numery łóżek. Jesteśmy tuż po otwarciu biura, a dostajemy numery już 9 i 10. Albergue mile zaskakuje po dwóch poprzednich noclegach – czysto, szafki na plecak, indywidualne gniazdka przy łóżku, gorąca woda w czystych prysznicach, hospitalero odwirowuje pranie, które jest gdzie powiesić. Prowadzi miła starsza para, chyba Amerykanie. Idziemy zjeść menu peregrino czyli przeznaczony dla pielgrzymów stały, tani zestaw trzech dań – sałatka, ryba/kurczak, deser, czasem nawet butelka wina. To wszystko zazwyczaj za 10 euro.

Potem na plażę, gdzie siedzimy długo z nogami w wodzie, co im dobrze robi. Morze zimne, niewielu kąpiących się, plaża pełna.

Rada dla wędrujących pań – warto zabrać tani, lekki, szybkoschnący szal którym owijamy zasłużone poduszki w albergach, albo siebie, gdy jest chłodniej. Może też być zapasowym ręcznikiem.

Albergue już „BETETA, FULL, COMPLETO”.

apvc-iconOdwiedzin: 2841