Z Ages nie jeździ żaden autobus, w żadnym kierunku. Hospitalera z albergue zamawia dla nas taksówkę. Do Burgos jest 20 km. Dziś droga prowadzi głównie po płaskim terenie, długo przez przemysłowe przedmieścia Burgos. Z początku planowaliśmy, że pójdę choć do granic miasta, ale jednak boję się pogorszyć stan kolana, bo przed nami jeszcze zwiedzanie Burgos, Santiago de Compostela, a potem tydzień w Londynie, z dziećmi i wnukami – wszyscy na zdrowych nogach.
Burgos
To miasto wytęsknione przez pielgrzymów idących już od około dwóch tygodni, mających w nogach prawie 300 km. Planują jak to w Burgos się wyśpią w hostelu czy hotelu, zjedzą coś porządnego, wypiorą wszystko gruntownie, niektórzy pójdą do lekarza czy oddadzą się innym luksusowym szaleństwom. Tu można też zjeść w restauracji przez cały dzień, nie dopiero po dwudziestej. Liczba gabinetów masażu, podologicznych, fizjoterapeutycznych przy głównych ulicach także sugeruje, że miasto dobrze wyczuwa tęsknoty pielgrzymów. Warto zrobić sobie przerwę tutaj nie tylko dla powyższych powodów. Zabytki wysokiej klasy zajmą nas przez co najmniej dwa dni.
My też mieliśmy taki zamiar, ale okazało się, że pociąg do Santiago de Compostela, którym mamy pojechać nie jeździ codziennie, więc zostajemy tylko na jedną noc. Uwaga: odkryliśmy to w domu, przy próbie zakupu biletów. Odkrycie tego w kasie na dworcu w Burgos, zwłaszcza gdy ma się lot następnego dnia z Santiago do domu, może przyprawić o spory stres. W niektóre dni naprawdę nie ma się stąd jak dostać dalej niż jeździ lokalny autobus.
Nie zdążymy więc zwiedzić bardzo chwalonego Muzeum Ewolucji Człowieka (kliknij logo, aby odwiedzić stronę), klasztoru, wejść na zamek i ogólnie pobyć w tym historycznym miejscu, ale mamy zamiar tu wrócić. Kiedyś, mamy nadzieję, będzie to początek naszego trzeciego odcinka na Camino Frances – z Burgos do Leon, ostatnie kilometry, których jeszcze na tej trasie nie przeszliśmy.
Miasto ma 180 000 mieszkańców, leży nad malowniczą rzeką Arlanzón, na skraju Mesety, w regionie Kastylia i León.
Burgos zostało założone pod koniec IX wieku w ramach ponownego zaludniania północnych równin w miarę wypychania muzułmanów na południe. To tutaj Izabela i Ferdynand, katoliccy królowie, przyjęli Krzysztofa Kolumba po jego drugiej wyprawie do nowego świata. Tutaj generał Franco został publicznie ogłoszony generalissimusem, a w 1936 roku konserwatywne Burgos stało się oficjalną siedzibą jego rządu podczas hiszpańskiej wojny domowej.
Katedra
Jedna z „wielkiej czwórki” gotyckich katedr w Hiszpanii – Burgos (1221), Toledo (1227), León (1258), Sewilla (1401). Katedra w Burgos twierdzi, że jest pierwszą gotycką katedrą w kraju, chociaż to samo twierdzi też katedra w Avila. Katedra w Burgos jest na liście światowego dziedzictwa UNESCO.
Powyższe zdjęcie uświadamia nam jak wielki to jest obiekt – porównaj z kamienicami wokół. Na spokojne zwiedzenie katedry trzeba przeznaczyć około dwóch godzin.
Idziemy w stronę katedry eleganckim pasażem Paseo del Espolón, pod przyciętymi platanami.
Widać już szczyt filigranowych wież katedry.
Obudowana szczelnie wąskim uliczkami pokazuje się dość nagle po wyjściu na plac.
Kamień węgielny położono w lipcu 1221 roku, a budowę zakończono w XVI wieku. Gotyckie bliźniacze wieże, przypominają wieże Notre Dame w Paryżu. Gotyk przyszedł tu z Francji. Cała historia sztuki gotyckiej jest tu wyeksponowana w architekturze, ołtarzach, grobowcach, witrażach, w 13 pięknych kaplicach.
Takie nagromadzenie rzeczy cennych, jedynych w swoim rodzaju w jednym miejscu prowadzi do przesytu przy oglądaniu, a co dopiero przy czytaniu o tym. Jak to opisać?
A więc tylko kilka najważniejszych migawek, wrażeń własnych. Kolejna gotycka katedra w Hiszpanii, która dla nas, ludzi z północy, jest jakby za krępa, niska i rozłożysta, o prawie płaskim dachu.
W środku to wrażenie niskości znika.
Stoi na nierównym terenie, na zboczu wzgórza, tak więc z placu Rey San Fernando, przez Puerta del Sarmental wchodzi się do niej po wysokich schodach. To jest wejście dla turystów.
Z drugiej strony:
Król i ważni goście katedry wchodzą z poziomu ulicy, lecz żeby znaleźć się na tym sam poziomie co turyści, muszą zejść tą renesansową Złotą Klatką Schodową.
W nadprożu Puerta del Sarmental, po prawej, można zobaczyć między innymi tę intrygującą postać, z jakby wyrwaną nogą.
To „Spinario”, chłopiec/mężczyzna wyciągający cierń ze stopy – wątek ze świata klasycznego, zobaczyc go można w gotyckich kościołach. Na początku była to grecka rzeźba z III wieku p.n.e., zachowana w kopiach.
Co robi ta całkiem świecka sytuacja i nieco ryzykowna pozycja w kościele? Ma reprezentować ból spowodowany przez grzech, pozbycie się tego bólu, usunięcie ciernia właśnie tu, w kościele. Wiele pielgrzymów mogło tu zobaczyć swoją niedolę ze stopami. Kobieta na kolumnie naprzeciwko spogląda na spinario jakby lekko zszokowana.
Katedra jest pod wezwaniem Świętej Marii (Santa Maria) i można w niej znaleźć sporo kobiecych i rodzinnych wątków.
Na przykład – Kaplica Poczęcia lub Kaplica św. Anny, matki Marii.
Ten ołtarz to piękny, rzeźbiony wielopokoleniowy album rodzinny. Ołtarz przedstawia ludzko-boską genealogię Jezusa, czyli drzewo Jessego. Zaczyna się od Jessego, ojca króla Dawida, wyżej są obejmujący się rodzice Marii, kulminacją drzewa jest Maria z Jezusem na kolanach.
Po lewej na tymże ołtarzu, scena po narodzinach Marii. Anna leży w łóżku, a nowonarodzona Maria jest już wykąpana, krząta się tłumek służących. Nie widuje się chyba często tak życiowych, „babskich” momentów na ołtarzach. Wyżej zaręczyny Marii i Józefa.
Modlący się z biskupem duchowni mają dosyć zbójeckie twarzyczki jak na dzisiejsze gusta.
Chyba najpiękniejsze miejsce w katedrze znajduje się wysoko nad głową. To piękna kopuła z delikatnym wzorem nad skrzyżowaniem naw głównej i porzecznej.
A pod nią, w posadzce skromny grobowiec miejscowego rodaka, Cyda, z małżonką.
Cyd, jedenastowieczny wzór cnót rycerskich, zwany Cydem Walecznym – El Cid Campeador, bohater narodowy rekonkwisty. Dzieje jego były zbyt skomplikowane by je tu przytaczać, dość przypomnieć, że zdarzało mu się walczyć i po stronie chrześcijan i po stronie Maurów. Naprawdę nazywał się Rodrigo (lub Ruy) Díaz de Vivar, przydomek Cyd (w oryginale „As-Sid” – wódz, pan) nadali mu Maurowie. Jego postać stała się pierwowzorem eposu rycerskiego Poemat o Cydzie, licznych ballad ludowych oraz dramatu Pierre’a Corneille’a Cyd. Jest też opera i film o nim, w którym małżonkę zagrała Sophia Loren (obejrzyj zwiastun).
Pomyśleć – dwa wielkie eposy rycerskie – Pieśń o Rolandzie i Pieśń o Cydzie – zostały zainspirowane dziejami rycerzy działających w tym zakątku Hiszpanii. A to pełen energii pomnik walecznego Cyda w Burgos.
Ołtarz główny
Jeżeli będzie się zbliżała równa godzina, warto przyjrzeć się ścianie na początku nawy głównej, wysoko, nad oknami. Nad zegarem siedzi dość paskudny osobnik zwany Papamoscas czyli Muchołówka. Osobnik wybija godzinę jednocześnie otwierając i zamykając usta jak ten leniwy ptaszek czekający z otwartym dziobem, aż mu mucha wpadnie. U jego boku inna, mniejsza postać, wybija kwadranse. Oczywiście najlepiej zobaczyć to w samo południe, kiedy zadzwoni i kłapnie 12 razy.
Nie ma jednego pewnego wyjaśnienia, dlaczego ta figura znalazła się tutaj, w XVI wieku.
Ten stary krucyfiks jest kolejnym (po Lukka w Toscanii), który miał być wyrzeźbiony przez św. Nikodema z pamięci, gdyż Nikodem widział Jezusa żywego:
Nie jest tak sławny jak ten w Lukce, ale ma zupełnie niecodzienne wota u stóp – strusie jaja.
A oto co na oficjalnej stronie archidiecezji Burgos napisano o tych jajach:
„Nie są to strusie jaja. Przynajmniej nie wszystkie. Naukowcy z Uniwersytetu w Edynburgu odkryli w jednym z trzech jaj, które wiszą u podnóża Santo Cristo de Burgos, jedne z najstarszych i najlepiej zachowanych szczątków kopalnych na planecie: zarodek Tiranosaurus Rex … Odkrycia dokonano około dwóch miesięcy temu, kiedy rozpoczęto próby nowego nocnego oświetlenia katedry. Najwyraźniej wiązka lasera, trafiając w jedno ze słynnych jaj, ujawniła wewnątrz „rodzaj jaszczurki z dużą głową i dziwnymi pazurami”, co zaalarmowało elektryków.”
Nawet stosowne zdjęcie zamieszczono:
Pierwsze na co spojrzałam po przeczytaniu tego doniesienia na stronie archidiecezji to była data publikacji – nie był to 1 kwietnia. Artykuł opublikowano – 28 grudnia 2021. Sprawdziłam więc kiedy Hiszpanie obchodzą święto takie jak Prima Aprilis. Okazuje się, że 28 grudnia 😀. Czyli, za przeproszeniem, archidiecezja jaja sobie robi.
W tym dniu w Hiszpanii robi się różne kawały i po odkryciu kłamstwa woła się „inocente” czyli „niewinny”. Dzień 28 grudnia upamiętnia dzieci zabite na rozkaz Heroda w Betlejem. W jaki sposób połączono rzeź niewiniątek i święto kawałów? Nie ma to związku. Źródłem święta jest pogańska tradycja Saturnaliów – tydzień zabawy ku czci Saturna w okresie przesilenia zimowego.
A to zapewne ślady skomplikowanej historii:
Długie krużganki, jasne, oświetlone łagodnym światłem sączącym się przez ciepłe witraże, to bardzo przyjemne miejsce na spacer pozwalający odpocząć po zwiedzaniu.
Morderstwo w katedrze – kliknij tu, aby przeczytać
Znamy dwa brzemienne w skutki morderstwa w kościele: św. Stanisława w kościele na Skałce i św. Tomasza Becketa w katedrze w Canterbury. W obu przypadkach wysłannicy władzy świeckiej zamordowali przedstawiciela kościoła.
Katedra w Burgos także była świadkiem morderstwa: w 1869 roku gubernator Isidoro Gutierrez udał się do katedry w celu przeprowadzenia zarządzonej przez rząd inwentaryzacji, przed planowanym przejęciem archiwów, bibliotek i innych zbiorów. Przed kościołem czekał wzburzony tłum. Gubernator wszedł i kazał zamknąć drzwi, czego nie zrobiono. Wśród osądzonych było kilku księży.
Ilustracja wykonana przez świadka wydarzenia. To te schody, po których wchodzą turyści.
Jedna z najstraszniejszych plag jakimi uraczyła człowieka Matka Natura – kliknij
To sporysz, grzyb, który dopadał podstawowego pokarmu człowieka – zboża, głównie żyta.
Na placu przed katedrą stoi metalowa ławka, a na niej siedzi zmęczony, półnagi, młody pielgrzym. Z brązu. To na tej ławce fotografują się, z katedrą w tle, pielgrzymi. Niektórzy przystrajają figurę w różne elementy garderoby, robią sobie zabawne zdjęcia, czasem na granicy dobrego smaku.
Tymczasem, gdy się bliżej przyjrzeć tej postaci widać osobę strasznie okaleczoną, pokrytą ranami czy wrzodami.
Założyliśmy wtedy na placu, że rzeźba ma zapewne przypominać o ofiarach strasznej choroby – ergotyzmu. Nigdzie jednak na znalazłam potwierdzenia, że taka była intencja twórcy – Teodoro Antonio Ruiza – lub zamawiających rzeźbę.
Jednak temat ergotyzmu, który zapewne nie tylko nam tutaj się przypomniał, zasługuje na bliższe przedstawienie.
Ergotyzm jest ogólnym terminem dla różnych chorób człowieka spowodowanych przez spożycie zakażonych grzybem ziaren zbóż. Tak więc, niedożywionych biedaków dobijało jedzenie chleba.
Ergotamina może powodować ograniczenie przepływu krwi do niektórych części ciała wywołując zgorzelinę, a w efekcie utratę kończyn. Wcześniej chory odczuwa intensywne pieczenie w kończynach, dlatego średniowieczu nazwano tę chorobę ogniem św. Antoniego. Może powodować samoistne poronienia, konwulsje, halucynacje i letarg.
Detal z obrazu Mathiasa Grunewalda z 1512 roku „Kuszenie św. Antoniego”, przedstawiający mężczyznę cierpiącego na ogień św. Antoniego po zatruciu sporyszem.
Ergotyzm jest mniej znany niż czarna śmierć, ale był stale obecny przez całe średniowiecze. Nie ma danych, ile osób mogło umrzeć na tę chorobę, lecz tylko w jednym przypadku epidemii, we Francji w 994 roku n.e., choroba spowodowała 20 000 – 40 000 zgonów w całym kraju.
Choroba zaczęła się w Europie Środkowej, gdzie żywiono się przede wszystkim chlebem żytnim. Pierwsze ogniska odnotowano w IX wieku, epidemie pojawiały się jeszcze w XIX wieku. Zatruciu sporyszem przypisuje się różne dziwne zachowania i masowe histerie znane z historii: konwulsje prowadzące do oskarżenia o czary, grupowe tańce aż to padnięcia.
Na polach może znajdować się zarówno zdrowe ziarno, jak i ziarno porażone sporyszem.
Po prawidłowym oczyszczeniu ziarno nadaje się do spożycia, jednak przez stulecia ludzie nie odkryli źródła tych chorób choć stykali się z nim codziennie.
Leczenie
Nieszczęśnicy, który jeszcze mogli się przemieszczać, udawali się na pielgrzymkę, żeby odpokutować grzechy i odzyskać zdrowie. I często rzeczywiście je odzyskiwali. Po wyjściu ze strefy chleba żytniego zaczęli spożywać zboża uprawiane w Hiszpanii, na Mesecie. Na trasie Camino powstał pierwszy wyspecjalizowany europejski system opieki medycznej – zakon św. Antoniego. Zakon prowadził około 200 szpitali klasztornych na drogach do Santiago. Portale tych pomieszczeń malowano na czerwono, w nawiązaniu do ognia św. Antoniego i jako znak dla chorych, że tu można się zgłosić po pomoc.
W szpitalach zakonnicy karmili chorych chlebem pszennym, winem z ziołami rozszerzającymi naczynia krwionośne, świeżą oliwą. Stosowali własne maści. Niestety, ich sekretne receptury zaginęły pod koniec średniowiecza. W krużgankach klasztorów rozgościli się cyrulicy leczący rany lub dokonujący amputacji kończyn nie do uratowania. W XV wieku, w całej Europie działało ponad 400 szpitali prowadzonych przez bractwo św. Antoniego. Jego członkowie nosili czarne szaty ozdobione niebieskim krzyżem.
Co św. Antoni miał z tym wspólnego?
Po pierwsze – który św. Antoni? To nie był ten znany jako patron od rzeczy beznadziejnych i zgubionych, św. Antoni Padewski, lecz o prawie tysiąc lat wcześniejszy Antoni Pustelnik z Egiptu. Prowadził życie pustelnika na pustyni, walczył z demonami, które go nawiedzały. Znane obrazy Hieronima Boscha i Salvadora Dali „Kuszenie św. Antoniego” właśnie tego Antoniego przedstawiają. Halucynacje, omamy były udziałem zarówno poszczących pustelników jak i ludzi zatrutych sporyszem.
Małe wątki polskie
Mała Polska – ten napis fotografuje pewnie większość rodaków przechadzający się po Burgos.
To bar i chyba hostel. Nie zaszliśmy, bo było zamknięte.
W naszym hostelu oglądamy teleturniej typu „Postaw na milion”. Pada pytanie: „W czym jest serwowana tradycyjna polska zupa – zurek? a. w dyni, b. w serze, c. w okrągłym chlebie.
Grająca stawia na dynię i przegrywa. Pojawia się smakowite zdjęcie żurku w chlebie i obszerne wyjaśnienie z czego się robi ten kulinarny skarb narodowy i jaki jest on zdrowy.
A na marginesie – południowe narody nie wiedzą co tracą nie jadając północnych pożywnych zup. Naprawdę trudno tutaj znaleźć zupę w menu. A jeśli już, to trafiamy np. na caldo gallego, czyli umiarkowany w smaku wywar z niekwaszonej kapusty, któremu bardzo daleko do naszego kapuśniaku.
Na Camino za Burgos zaczyna się Meseta. Równina, niekończące się pola pszenicy. Wędrowcy albo nienawidzą, albo kochają tę ogromną równinę. Zanim wyruszysz, idź na dworzec autobusowy w Burgos i sfotografuj wszystkie aktualne miejscowe rozkłady jazdy autobusów przejeżdżających przez Mesetę. Na wypadek, gdyby jednak się okazało, że należysz do tej pierwszej grupy.
My w Burgos wsiedliśmy do pociągu i po 6 godzinach byliśmy w Santiago de Compostela. Do Burgos i na Mesetę mamy nadzieję wrócić którejś wiosny. Z pociągu Meseta wyglądała bardzo zachęcająco: wysokie niebo, daleki horyzont, zielono. No i płasko.