Rano budzę się o 5.30, więc idę zrobić śniadanie, póki kuchnia wolna. Na miejscu działa już Koreanka szykująca śniadanie dla grupy, przy którym moja buła z serem wygląda żałośnie. Robi jakieś gorące danie, sałatę, wykłada jabłka, oliwki, orzechy. Ma pełno torebek z koreańskimi napisami. Czyżby oni to wszystko przywieźli z Korei?
Wychodzimy z albergue jako pierwsi, po raz pierwszy ever. Oby tak nam zostało. Idziemy na autobus do Virgem de Camino, żeby ominąć brzydkie, industrialne przedmieścia Leon i zaoszczędzić dziewięć kilometrów, czyli w rezultacie, jeden dzień, bo 41 km do Hospital de Obrigo byśmy nie zrobili. Autobus przejeżdża obok przystanku nie zatrzymując się, kierowca nie patrzy nawet w tę stronę. Idziemy więc na początkowy przystanek, pod Casa Botines, gdzie następny musi stanąć.
W La Virgen del Camino szokuje nieco kościół z 1961 roku. Nowoczesny, nieco brutalistyczny styl – prostokątna bryła, beton, metal, szkło. Jednak warto bliżej mu się przyjrzeć.
Fasada jest jak wystawa sztuki współczesnej z wielkimi apostołami z brązu na tle witraża.
W środku puste ściany, co przyciąga wzrok do barokowego, złoconego ołtarza ze starego kościoła. Kościół stoi w miejscu pojawienia się Matki Boskiej w 1505 i zastąpił stary budynek.
Idziemy trasą dłuższą, ale przez pola, nie wzdłuż drogi. Piękne widoki na góry za nami.
Ciemnopomarańczowa ziemia jeszcze gdzieniegdzie zaorana w ostre skiby, zieleń, w tle wielkie błękitne niebo. Zestaw kolorów dla nas nieznany. Przed nami przedgórze Gór Leon.
Zachodzimy z ciekawości do miejsca pomocy dla pielgrzymów, choć żadnej pomocy jeszcze nie potrzebujemy. Jest to igloo zrobione z recyklingowych materiałów. Dostajemy herbatę i mufinka, płacimy donativo czyli według uznania. Podpisujemy się na przeznaczonej do tego ścianie, opiekun miejsca zaznacza Kielce na wielkiej mapie. Działają chyba niedawno, bo znaczków jeszcze niewiele. Trochę za blisko miasta się rozłożyli naszym zdaniem.
W południe przerwa i pierwsza tortilla w barze. Potem 10 km po asfalcie. Zaczynają mi się robić pęcherze pod stopą, oklejam nogę.
Hospital de Orbigo
W Hospital de Orbigo do sławnego mostu dochodzi się na końcu długiej wędrówki, ale warto wykrzesać z siebie resztkę sił i przyjrzeć się temu ciekawemu miejscu. Historia, która uczyniła ten most sławnym brzmi jak opowieść z „Don Kichota”.
Kliknij tutaj, aby przeczytać o turnieju na moście
Był rok 1434. Bogaty Don Suero de Quiñones z Leon starał się o rękę ukochanej, lecz niechętnej mu Leonory. Przysiągł więc, że będzie co czwartek pościł i nosił żelazną obręcz na szyi, dopóki dama nie zgodzi się go poślubić. Po jakimś czasie rycerz zrozumiał, że to droga donikąd, więc wymyślił honorowe wyjście z przysięgi: złamie 300 kopii rycerskich w turnieju i pójdzie do Santiago za zwolnienie z przysięgi.
Tylu rycerzy zdolnych do wzięcia udziału w turnieju nie było łatwo zorganizować w jednym miejscu, więc sprytny Don Suero poprosił króla o pozwolenia na zorganizowanie turnieju u siebie, na tym właśnie moście. Przyjął nieco zbójecką zasadę – przez ten most musiał przejść każdy idący do Santiago. Ruch więc był tu duży i nieustający. Don Suero z kolegami będą stali na moście przez miesiąc i przepuszczali tylko tych rycerzy, którzy zmierzą się z nimi na kopie. Jeśli ktoś odmówi walki, musi oddać rękawicę na znak tchórzostwa i przeprawić się przez rzekę w bród.
Wieści rozesłano daleko, dotarła do wielu możnych domów w Europie, rycerze zaczęli ściągać, bo była to okazja do pokazania się na szeroko promowanej imprezie. Zbudowano infrastrukturę turniejową, dla samej obsługi technicznej turnieju postawiono 20 namiotów. Ustalono zasady, które miały zapobiec wypadkom śmiertelnym i zaczęło się.
Był lipiec, impreza ściągnęła tłumy. Każdy dzień zaczynano mszą, kończono wielką ucztą. Turniej zakończono, gdy Don Suero i jego kompani wszyscy zostali ranni, przy stanie 166 zdobytych kopii. Don Suero poszedł do Santiago, przysięgę zdjęto, a w muzeum katedralnym w Santiago można zobaczyć wstęgę i obręcz zostawione przez Don Suero jako wota. Aktualizacja 2023: zajrzeliśmy we wszystkie dostępne zakamarki muzeum i wotów Don Suero nie znaleźliśmy. Pewnie uznano, że nie są dość atrakcyjne bez znajomości powyższej historii i pozostają gdzieś w katedralnych magazynach.
Leonora w końcu wyszła za Suero.
Ten turniej jest znany jako El Passo Honroso czyli Honorowe Przejście i był opiewany przez ówczesnych poetów. Królewski kronikarz pozostawił szczegółową pisemną kronikę wydarzenia.
Opowieść żyła dalej swoim życiem i w 160 lat później pojawiła się w jednym z największych dzieł literatury. W powieści Cervantesa rycerz don Kichot wymienia Don Suero jako jeden ze swoich wzorów do naśladowania w dążeniu do wskrzeszenia epoki rycerskości. Jest prawdopodobne, że ten przykład obsesji na punkcie nieodwzajemnionej miłości pomógł Cervantesowi ukształtować postać Don Kichota.
Teraz na moście Hospital de Órbigo można zobaczyć tablicę z wyrytymi nazwiskami wszystkich dziewięciu kumpli, którzy walczyli tu u boku Don Suero.
W pierwszy weekend czerwca miasteczko Hospital de Órbigo organizuje malowniczą, imprezę Justas Medievais upamiętniającą te wydarzenia, na którą ścigają tłumy. Don Suero de Quiñones ma swoją ulicę w Leon i w Madrycie.
A poza tym – most jest naprawdę imponujący, kamienny i długi. Dużo dłuższy niż szerokość rzeki obecnie.
Ostatnie kilometry są chyba z gumy. Zmierzamy do Albergue Verde (zobacz na mapie) pochlebnie opisywanego online. Prowadzi je były uczeń hinduskiego jogina, przyjaciel świata i ludzi.
Pokój kilkunastoosobowy, gorący prysznic, wspólna wegetariańska kolacja z bardzo dobrych pieczonych warzyw z własnego ogrodu, własny chleb. Gospodarz śpiewa nam i gra na gitarze, opowiada o swoim guru.
Przy kolacji rozmawiamy z Amerykaninem z San Francisco. Przeszedł Via Francigena we Włoszech, którą też mamy w planach. W kuchni pomaga młoda Szkotka, która przybyła tu kilka dni temu z rozbitym nosem po upadku, zakrwawiona i zapłakana. Zajęli się nią i została, mieszka za darmo, za pomoc w albergue. Została i wybrać się nie może, bo jej tu dobrze, ale data na bilecie powrotnym chyba ją zmobilizuje.
Bardzo przyjemne, przyjazne miejsce. Wpisujemy się do księgi.
Kolacja i śniadanie donativo, czyli „co łaska”, nocleg po 5 euro.