Dzień 7: Viana do Castelo

Viana do Castelo, (Viana z Zamku) u ujścia rzeki Lima (88 tysięcy mieszkańców), to atrakcyjne miasto, z ciekawą historią.

Viana do Castelo słynie obecnie z kolorowych strojów ludowych, biżuterii i architektury – także współczesnej (biblioteka, centrum kultury). 

(Jest jeszcze inna Viana, bez dodatków, na trasie francuskiej Camino, w prowincji Navarra, w Hiszpanii, a więc szukając informacji o tej portugalskiej Vianie trzeba pisać jej pełną nazwę).

Ocean i ujście dużej rzeki to był główny powód zaistnienia tutaj miasta, oficjalnie w 1258 roku.  W okresie wielkich odkryć z tutejszej stoczni wypływały statki, które docierały do Indii, do Ameryk, a wracały z ładowniami pełnymi egzotycznych towarów.

Wiele znaczących wypraw rozpoczęło się w Viana do Castelo, a bogata stara architektura w centrum miasta wywodzi się z bogactw, które z nich wynikały.

W XVI wieku Viana była już tak zamożna, że król Manuel I zdecydował się zbudować elegancki plac dla miejskich świąt i zabaw, obecny Plac Republiki.

Statki z Viany wytyczyły szlak na północnym Atlantyku, skąd zaczęto przywozić dorsza – bacalhau. Tak więc narodowa ryba Portugali trafiła do tego kraju przez port w Vianie. Nic dziwnego, że istnieje lokalny sposób jej przyrządzania, który polega na namoczeniu ryby w mleku, a następnie ugotowaniu jej w liściach kapusty przed pieczeniem na cebuli i czosnku. Próbowaliśmy – dobre.

Najbardziej charakterystyczną cechą tego uroczego miasta jest wznosząca się blisko centrum góra, na której stoi mała, krągła bazylika trochę przypominająca Sacre Coeur w Paryżu. W zachodzącym słońcu błyszczy nad miastem złotawo.

Widok z góry, jak łatwo zgadnąć, jest wspaniały. Jeszcze dalej można widzieć wchodząc na kopułę kościoła.

To ciekawe jak ten widok zobaczył jesienią 1979 roku portugalski literacki noblista José Saramago.

„Świetlista mgła zawieszona nad doliną, w której świeci słońce niczym konwektor. … Poranny dym unosi się z kominów domów i podkreśla piękno tej wspaniałej godziny na tle cudownie zadymionych kominów fabrycznych”. J. Saramago, Journey to Portugal.

Cała książka jest raczej serio, więc to chyba nie żart. Trudno sobie wyobrazić, żeby teraz ktoś tak opisywał widok dymiących kominów.

Ta górka to jedno z najstarszych zamieszkanych miejsc w Portugalii. Początki tutejszej osady sięgają 7000 lat wstecz.

Krótki spacer za teren bazyliki doprowadzi nas do ruin starej osady kultury castro – do Citânia de Santa Luzia.

Okrągłe domy, z wejściami skierowanymi na południe, fortyfikacja – pewnie bezpiecznie się tu kiedyś żyło, wysoko na wzgórzu.

Uważa się, że odkryte wykopaliska stanowią jedną trzecią pierwotnej Citâni, a pozostały obszar został zniszczony podczas budowy pobliskiego hotelu i dróg dojazdowych.

Na górę można wjechać kolejką, samochodem lub wejść po około 650 stopniach schodów, równoległych do trasy kolejki.

Jedziemy kolejką na górę. Patrzymy na wschód wzdłuż doliny rzeki Lima, na zachód na Ocean Atlantycki. Z pewnym niedowierzaniem patrzę na południe. Naprawdę przeszliśmy ten cały dystans i jeszcze trochę? To robi wrażenie i dodaje otuchy. Gdy tylko Z. dojdzie do siebie, ruszamy dalej, na północ.

Most nad rzeką Lima. Nasza czwarta rzeka na trasie. Tę przejechaliśmy taksówką.

Nie ma tu wspomnienia o mostach rzymskich. Pewnie ich tu nie było. Żeglowna rzeka uchodząca do morza to bardzo korzystny układ terenu dla handlu i transportu, który most by zakłócił.

Na górze jest albergue. Z góry można sobie zrobić przyjemny spacer w dół do miasta lub zjechać kolejką.

W ratuszu na piętrze, w dużej sali zbierała się rada, a na parterze siedzieli skrybowie, którzy pisali dla niepiśmiennych pisma do tych na górze. Obecnie sale służą do wystaw artystycznych.

Izba Rady to solidnie ufortyfikowana konstrukcja, jej kamienna fasada otwiera się łukami i oknami, nieco wbrew swej woli, pomimo szczerości otwartych przestrzeni.” Tak to widzi Saramago. To ciekawe jak utalentowane umysły potrafią dostrzec coś, co prostym oglądaczom do głowy by nie przyszło.

Z kolei kariatydy na Szpitalu Miłosierdzia „wyglądają zarazem krzepko i elegancko”.

Do renesansowego Szpitala Miłosierdzia przytula się skromny kościółek pod tym samym wezwaniem. Nie dajmy się zwieść zewnętrznym pozorom, że to chyba nic ciekawego. Jeżeli ktoś chciałby na sobie sprawdzić co to jest ten „efekt wow!”, o którym piszą portale modowo-kosmetyczne powinien koniecznie wejść do tego kościółka. Zobaczymy jeden z najwspanialszych przykładów baroku w Portugalii, baroku znośniejszego niż ten na północy kontynentu, bo zachwyca talentem twórców płytek azulejos.

Płytki przedstawiają 14 dzieł miłosierdzia. Wśród dzieł znajduje się też „podróżnych w dom przyjąć, więc tutaj, w szpitalu czy schronisku zatrzymywali się idący do Santiago de Compostela przed wiekami. Szkoda, że już nie można.

Szpital służył chorym aż do 1983 roku.

Fontanna przez kilka stuleci była punktem zaopatrzenia w wodę pitną dla mieszkańców.

Przyjemny park – promenada wzdłuż rzeki Lima. To przez tę rzekę w II wieku p.n.e. maszerujące oddziały Rzymian odmówiły przeprawy. Wierzyli, że to Lete, rzeka zapomnienia z Hadesu. Bali się, że stracą pamięć po zanurzeniu się w jej wodach. Dopiero kiedy dowódca przeprawił się jako pierwszy i wykazał, że nie stracił pamięci wywołując ich po imieniu, ruszyli z podbojem dalej.

Z promenady oglądamy most zaprojektowany przez Eiffela. Dołem pędzą pociągi, górą jadą samochody i idą ludzie, wielu z plecakami. Dziś był długi etap na Camino.

Pomnik na starym mieście z 1774 roku przedstawia Vianę jako Królową Morza. W jednej ręce trzymała berło (obecnie brakujące), w drugiej statek, a na głowie ma nakrycie w kształcie zamku. Cztery popiersia symbolizują cztery kontynenty, z których do Viany płynęło bogactwo.

Trochę chyba naciągana historia nazwy miasta:

Dawno, dawno temu w wieży zamku na wzgórzu żyła piękna, ale nieśmiała księżniczka o imieniu Ana. Zakochał się w niej młody mężczyzna, ale ponieważ była tak nieśmiała, rzadko ją widywał. Ilekroć się to zdarzyło, mówił wszystkim: „Widziałem Anę!” — „Vi Ana!”

Stara miejska pralnia. Sądząc po strojach, nie było to bardzo dawno temu.

Statek szpitalny, który towarzyszył flotom rybackim na Atlantyku. Stoi przy nabrzeżu, niedaleko centrum kultury. Można zwiedzać. Niewiele jest chyba okazji żeby zobaczyć jak wyglądał w środku pływający szpital. Jest nawet sala operacyjna w możliwie najbardziej stabilnym punkcie statku. Zbudowany w tutejszej stoczni. Gil Eanes to portugalski żeglarz i odkrywca z XV wieku, sprzed epoki wielkich odkryć.

Pomnik 25 kwietnia czyli Rewolucji Goździków w 1974 roku z oddali można pomylić z urządzeniem portowym. Na szczycie pomnika pierwotnie wisiał łańcuch, symbolizujący brak wolności, który panował przed rewolucją. Łańcuch musiał zostać przycięty, gdyż niebezpiecznie szalał przy mocnym wietrze. Reszta leży teraz na ziemi i całość jest jeszcze bardziej symboliczna.

Dlaczego nawet Amalia Rodrigues śpiewała, że pojedzie do Viany? Kliknij tu!

Warto wspomnieć o pewnych aspektach życia tutaj, w Alto Minho – Górnym Minho, które uczyniły miasto znanym w całym kraju.

Viana wzbogaciła się o pałace, kościoły, klasztory i fontanny, ale głęboko zakorzenione tradycje ludowe przetrwały. Jest to ciągle takie miasto z wiejskimi korzeniami i wieś raz w roku wkracza tu piękną, kolorową imprezą.

Jest to Romaria de Nossa Senhora da Agonia (Święto Matki Boskiej Bolesnej),

jedno z najszerzej znanych świąt ludowych w Portugalii. Święto jest obchodzone przez trzy dni, w drugiej połowie sierpnia, od 1744 roku. Zaczęło jako święto lokalnej społeczności rybackiej, powoli rozrastało się i przyciągało inne grupy społeczne z Viana oraz okolic. To tłumaczy nieco niejasny związek rybaków z rolniczkami z głębi lądu w tych obchodach.

Strona święta z terminami i programem: festasdagonia.com

„Pojedziemy do Viany” – śpiewała największa śpiewaczka fado Amalia Rodriguez. Piosenka, elegancko frywolna, stała się hymnem miasta. W 2020 roku, kiedy święto zostało odwołane z powodu pandemii, dla pocieszenia mieszkańców nagrano ten film z piosenką o pocieszającym wtedy tytule „Pojedziemy do Viany”.

Pojedziemy do Viany

Wśród tajemniczych cieni

Gwiazd pękających w oddali

Wymieńmy się naszymi różami

Potem o tym zapomnij

Jeśli moja krew mnie nie zwodzi

Jak fantazja nie oszukuje

Pojedziemy do Viany

Och, kochanie, pewnego dnia

Och, kochanie, pewnego dnia

Pojedziemy do Viany

Jeśli moja krew mnie nie zwodzi

Pojedziemy do Viany

Cyganie, Cyganie zieloni

Pozwólcie mi w to wierzyć

Grzechy mają dwadzieścia lat

Żale mają osiemdziesiąt

Podczas „nocy dywanowej” (19/20 sierpnia) ulice są zdobione dywanami solnymi. Wysypywanie dywanów solnych mobilizuje setki osób, a do ich produkcji zużywa się ponad 30 ton soli.

Praca ta przyciąga tłumy obserwatorów, którzy zachodzą do nadrzecznych tawern, tętniących życiem i muzyką przez całą noc. Procesja do rzeki i morza odbywa się zawsze 20 sierpnia.

20 sierpniakliknij tutaj, aby przeczytać

Głównym punktem obchodów jest przemarsz setek kolorowo ubranych, obwieszonych złotem lavradeiras – mieszkanek okolicznych wiosek.

Historyczną kolekcję strojów i zdjęć można obejrzeć w muzeum kostiumów festiwalowych Museu do Traje, w centrum.

Kostiumy, złoto pewnie sporo kosztują. To są lavradeiras czyli okoliczne rolniczki?

Jeszcze dwie, trzy dekady temu lavradores i lavradeiras to było zamożne chłopstwo północnej Portugalii. Kobiety zajmowały się gospodarstwem i wykonywały większość codziennych prac rolniczych. Mężczyźni migrowali, aby uzyskać dodatkowy dochód w gotówce.

Kobiety niosą figurę Matki Boskiej Bolesnej, by wyprosić jej opiekę nad mężczyznami, którzy wyprawiają się na morze, na połów. Pośród fajerwerków i bicia dzwonów figura jest zabierana łodzią na morze, by je uczyniła spokojnym i hojnym.

Ludowe święta zagospodarowane przez kościół czasami zgrzytają niedopasowaniem nowego sacrum do starego profanum. Tutaj patronką radosnego święta wystrojonych wiejskich kobiet jest Matka Boska Bolesna, z odpowiednio smutną figurą w żałobnej szacie.

W Hiszpanii dzień pełen śmiechu i kawałów, odpowiednik naszego prima aprilis, (28 grudnia), jest poświęcony pamięci rzezi niewiniątek.

A symbol Camino, św. Jakuba? Wcześniej muszla przegrzebka była już zajęta przez Afrodytę/Wenus, ale tu można zrozumieć wybór – lekki, darmowy przedmiot, charakterystyczny dla okolic Santiago de Compostela – to miało sens. I wodę można było muszlą nabierać.

Jak czytam w pracy lokalnego etnografa, w latach 1950-tych większość księży w okolicach Viana do Castelo potępiała swoje parafianki, które w świąteczne dni nosiły kostium lavradeiry. Ten bogaty strój, który „zdawał się ożywiać kobiece biusty i biodra”, był „zbyt przyciągający wzrok i przez to niezgodny z poczuciem skromności, jakim powinny się kierować kobiety”.

Ale wszystko jest względne.

W 1973 roku w piśmie kościelnym rozpoczęła się szeroka dyskusja – pismo ubolewało nad tym, że dziewczęta z wiosek porzuciły regionalny strój i zaczęły uczestniczyć w lokalnych uroczystościach kościelnych w spodniach i lekkich sukienkach, „ponieważ wydawało im się, że przez kostium wyglądają jak zacofane wieśniaczki”, czyli „okazują kobiecą próżność oraz chęć wyglądania na kogoś lepszego”. I tak, kostium „prowokacyjny i nieprzyzwoity”, stał się „szacownym strojem naszych babć”. Dżinsy i mini okazały się groźniejsze niż „ożywione biusty i biodra”.

Na początku XX wieku na obszarach wiejskich Alto Minho kobiety zajmowały centralną pozycję społeczną, czytam dalej w pracy etnograficznej.

  • Kobiety wykonują prace rolnicze, łącznie z zasiewem pól, które umiejętnie orzą. Mężczyźni w wieku od 17 do 40 lat zarabiają pieniądze przez osiem miesięcy roku jako piekarze i sprzedawcy pomarańczy w Lizbonie lub Alentejo. W ciągu czterech miesięcy, które spędzają w rodzinnej wiosce, grają w kije oraz chodząc na jarmarki i romaria.
  • Jarmark pod koniec lat dwudziestych XX wieku: „Wózki, kosze, worki, tobołki – cały ten ciężar, cała praca jest do wykonania przez kobietę. Mężczyźni chodzą ze słodką bazylią za uszami i laską jeżyny w dłoni, zwykle z czarnym parasolem w ręce, w miejskim słomkowym kapeluszem na głowie. …Ratuje nas bohaterska, tradycyjna i urocza kobieta Minho. Niech Cię Bóg błogosławi, Kobieto!”

Lavradeira, rolniczka z Alto Minho, nadal ma alegoryczne zastosowanie jako symbol całego narodu portugalskiego.

wetravelportugal.com

Lokalne pączki czyli Bolas de Berlim (Kulki z Berlina). Można spotkać je w całym kraju, jednak te z Viana są podobno najlepsze. Dlaczego z Berlina? Historia związana jest z rodzinami żydowskimi z Niemiec szukającymi schronienia w Portugalii podczas II wojny światowej, które przywiozły przepis na pączki Berliner Pfannkuchen. W wersji portugalskiej nadziewane są kremem z żółtek.

almaecoracao.pt/historia-desenho-coracao-de-viana

Jeżeli ktoś planuje zakup pamiątki z tej wyprawy, może przyjrzeć się symbolowi Viany, bo jest mały, lekki i oryginalny. Serce Viany – filigranowe zakrzywione serce z koroną na górze to jeden z najpopularniejszych wzorów wykwintnej filigranowej biżuterii Portugalii.

apvc-iconOdwiedzin: 2841