Dzień 5: Rates / Sao Felix – Fao, 12 km

Nasz plan na dziś przewiduje przejście do Esposende, gdzie wejdziemy na Camino da Costa – drogę nadmorską. Pobyt na tej górze był świetny pod wieloma względami, poza finansowym. Postanawiamy zarezerwować zawczasu następny nocleg. Nie udaje się w Esposende, rezerwujemy pokój w schronisku młodzieżowym w Fao i ruszamy w drogę.

Gdybyśmy nie mieli nawigacji, nie znaleźlibyśmy tej zarośniętej trasy po starych torach kolejowych. Nikogo nie widzieliśmy po drodze aż do kolejnej wioski. Musi być jakiś bardziej uczęszczany łącznik między trasami. Przechodzenie między trasami należy dobrze zbadać w przewodnikach i na mapach zawczasu.

Odcinek mało atrakcyjny, sporo śmieci w lesie.

Niby tylko trzy litery, ale wymówić prawidłowo tej nazwy się nie da bez wcześniejszej praktyki. Przekonaliśmy się o tym w barze w jednej z wiosek, gdzie nie mieliśmy pewności jak iść dalej i chcieliśmy się dowiedzieć. Za nic nie rozumieli naszego wyraźnego F-a-o. Dopiero napisanie nazwy pomogło. „O, (i tu nastąpiło jakieś fuknięcie), to tam!” i cały towarzystwo w barze się uśmiało. Pewnie z nas, ale miło było. Na wiadomość, że jesteśmy z Polski było duże „ooo” i gesty znaczące, że to daleko. Dostaliśmy po pomarańczy na drogę i zbiorowe życzenia bom camino. Coraz bardziej się nam tu podoba. Trzeba częściej zachodzić do barów.

Dobrze, że doszliśmy bez konieczności dalszego pytania o drogę, bo nie wiadomo gdzie byśmy wylądowali z naszym akcentem.

Wiele podstawowych słów portugalskich: irmã- siostra, mãe – matka, mão – ręka, pão – chleb i wiele innych zawiera ten nosowy dźwięk, ale o tym przeczytałam dopiero w domu.

Docieramy do Pousada de Juventude czyli schroniska młodzieżowego, na lewym brzegu rzeki Cávado, gdzie mamy pokój dwuosobowy na parterze, ale z balkonikiem. Na piętrach słychać niepowtarzalny hałas robiony przez wycieczki szkolne.

W starym centrum Fão, przechadzając się uliczkami możemy dostrzec pamiątki po sukcesie niektórych portugalskich emigrantów w Brazylii, którzy zarobili duże pieniądze, wrócili i zbudowali bogate, kolorowe domy. Wiele takich domostw można też zobaczyć w północnej Hiszpanii.

Kilka kaplic i kościołów, raczej niedużych, promenada nad rzeką i popularna plaża Ofir z barami, hotelami i sosnowym laskiem. Naturalną ciekawostką są tu skały wyłaniające się z morza podczas odpływu, które ze względu na swój kształt nazywane są „Cavalos de Fão” (Konie Fão).

Mówi się, że konie czyhają na nieostrożnych lub niedoświadczonych żeglarzy.

Legenda głosi, że do wybrzeża Ofiru w starożytności przypływały statki króla Salomona w poszukiwaniu złota, które rzeczywiście w tej okolicy znajdowali. Jako podziękowanie za to co wywiózł z tych ziem, Salomon wysłał na swoich statkach wspaniałe konie, aby je ofiarować Ofirowi.

Nagła burza u wybrzeża spowodowała zatonięcie statków i koni. Jednak elfy przemierzające plażę zamieniły konie w skały, które w spokojne dni można zobaczyć na powierzchni, natomiast w burzliwe dni wzniecają wysokie fontanny białej piany. Wiele statków tu zatonęło, rozbijając się o te zdradzieckie wychodnie. Były wśród nich też statki ze złymi zamiarami – pirackie. W 2014 roku wielki sztorm ujawnił tu statek z XVI wieku.

Jeżeli czas pozwoli, warto pójść na tę plażę. To około 1,5 km od centrum.

My, na koniec dnia kupujemy sobie butelkę porto w sklepie i spędzamy przyjemny wieczór na balkonie naszego pokoju, z widokiem na spokojną rzekę i ścieżkę, po której chodzą mieszkańcy na wieczorny spacer. Gdzieś tutaj, pomiędzy Fão a Apúlią znajduje się laguna, na której zatrzymują się ptaki migrujące z północy.

Mgła podnosi się nad rzeką, wszelka „żywioła” ucichła – poza uczniami na piętrze. Pora spać.

apvc-iconOdwiedzin: 2841