Dzień 6:   Gambassi Terme do San Gimignano, 13 km 

Przyznam się, że zanim zaczęłam czytać o obecnej trasie, z miejsc, przez które przechodzimy znane mi były tylko nazwy Piza, Lukka, Siena i San Gimignano. I dziś właśnie dojdziemy do sławnego San Gimignano, Manhatanu średniowiecza, jednego z najlepiej zachowanych miast średniowiecznych we Włoszech. Wieże widać już z Gambassi Terme.

W Gambassi zjadamy śniadanie w gwarnym barze na Piazza Roma, z pięknym małym kościółkiem. Dużo miejscowych bierze kawę, coś małego słodkiego, coś w torebce na potem, pogadają z pozostałymi i bez pośpiechu wychodzą do pracy. Kupujemy świeżo zrobione kanapki i wodę na drogę. Wychodząc z placu warto podejść do balustrady przy schodach i spojrzeć po raz pierwszy na San Gimignano, daleko na horyzoncie.

Najechanie kursorem = lunetka

Wyjście na Via Francigena może być skomplikowane w tym miasteczku. Drogowskazy rozdzielają trasę na Francigena nord czyli z Rzymu i Francigena sud czyli do Rzymu i jak się znajdzie pierwszy właściwy drogowskaz, to złapiemy kierunek. Ogólnie na początek trzeba zejść w dół z miasteczka.

Dziś o połowę krótszy etap. Sporo marszu po asfalcie, ale też po szerokich szutrowych drogach. Ciepło, słonecznie, pojawiają się winnice, gaje oliwne. Po drodze liczne agroturystyki i wytwórnie wina, oliwy. Gospodarstwa, ludzie pracują w polu. Gambasi Terme widać za nami dość długo, na wzgórzu, z wieżą sprzed naszego okna.

Najechanie kursorem = lunetka

Po około 2 km zachodzimy do winiarni Casanuova wytwarzającej wino Chianti (to jest region Chianti) po pieczątkę w credential czyli paszporcie pielgrzyma i dostajemy próbkę słodkiego wina.

Zbieramy pieczątki, choć nie dojdziemy do Rzymu, żeby mieć pamiątkę i przypomnienie, gdzie byliśmy.

W zadbanej, ukwieconej wiosce Pancole (105 mieszkańców) zwraca uwagę duży kościół stojący na drogą.

Najechanie kursorem = lunetka

Skąd taki duży kościół w takiej małej wiosce?

Kliknij tutaj, aby przeczytać legendę z prawdziwym obrazem w tle

W XV wieku Pier Francesco Fiorentino (1444-1497) namalował Madonnę z dzieciątkiem.

Obraz umieścił w małej grocie. Z czasem zapomniano o nim a gęste jeżyny ukryły go całkiem przed światem.

Dwieście lat później, w 1668 roku Bartolomea Ghini, niema pasterka, wypędzała swoje stado na pastwisko. Była tego dnia szczególnie smutna z powodu swojego nieszczęścia i biedy i płakała gorzko. Nagle pojawiła się przed nią piękna pani i zapytała, dlaczego płacze. Bartolomea wyżaliła się nieznajomej, a wtedy ta powiedziała dziewczynie, że wszystko będzie dobrze, a w domu znajdzie spiżarnię pełną chleba, dzbany pełne oliwy i beczki pełne wina. Bartolomea zdała sobie sprawę, że zaczęła mówić, więc pobiegła do domu, wołając głośno rodziców. Zbiegli się sąsiedzi, wysłuchali dziewczyny, zobaczyli pełną spiżarnię, więc pobiegli na pastwisko, ale znaleźli tam tylko jeżyny. Zaczęli je gorączkowo wycinać i odkryli małą grotę, a w niej obraz pięknej pani, którą spotkała Bartolomea.

Ta wiadomość dotarła do uszu wielu wiernych, którzy przynieśli ofiary i materiały na budowę kościoła dla znalezionego obrazu. Kościół wzniesiono w zaledwie dwa lata (1670). Podczas usuwania jeżyn w 1668 roku obraz został zarysowany nożem, a ten ślad można zobaczyć do dziś. Sanktuarium Pancole zostało zniszczone w bombardowaniu podczas II wojny światowej, ale obraz pozostał nienaruszony, a wokół niego odbudowano nowe sanktuarium w 1949 roku.

Po kilku schodkach można zejść poniżej kościoła i obejrzeć szopkę bożonarodzeniową w grocie

no i postać sobie chwilę w ciekawym towarzystwie.

Po wyjściu z Pancole trzeba przejść jeszcze przez solidną górkę porośniętą gajami oliwnymi, po szosie, żeby pokazało się San Gimignano.

San Gimignano

Nie da się go pomylić z niczym co widzieliśmy do tej pory. Dotychczasowe miasteczka na wzgórzach to były jakby kopczyki z dominującą wieżą kościoła czy zamku na szczycie. San Gimignano, wygląda jak tort urodzinowy z za dużymi świeczkami.

Odpocznijmy chwilę na poboczu ciesząc się tym pierwszym (będą lepsze) widokiem miasteczka i przypomnijmy sobie skąd się tu wzięło.

Wciąż trudno chyba w naszym kręgu kulturowym ukończyć szkoły nie zetknąwszy się z zawołaniem Cycerona „Jak długo jeszcze będziesz Katylino nadużywał cierpliwości naszej?” Na lekcji czy lektoracie łaciny brzmiało to oczywiście „Quo usque tandem abutere, Catilina, patientia nostra?” . Spisek Katyliny w 63 roku się nie powiódł, wielu spiskowców stracono, on zginął, ale jak zwykle, nie ma takiego złego co by na dobre nie wyszło. I na to dobre teraz patrzymy. Dwaj spośród spiskowców zdołali uciec i wybudowali tu właśnie dwa zamki, a wokół nich wyrosło przez wieki ważne miasto. To właśnie San Gimignano.

Pytanie nadal aktualne i zadawane, tylko adresaci się zmieniają

San Gimignano ucieleśnia wielki boom gospodarczy i demograficzny, który nastąpił po roku 1000. W X wieku była to mała wioska zależna od biskupa Volterry. W ciągu dwóch stuleci stała się prawdziwym miastem z 72 wieżami i bogatymi pałacami, z autonomią miejską, rządzonym przez dwóch konsulów, a następnie przez podestę, który musiał być człowiekiem z zewnątrz.

Jakie były przyczyny tego cudu gospodarczego? Położenie geograficzne dające kontrolę nad doliną rzeki Elsa, uczyniło z wioski ważny punkt handlowy.

W średniowieczu, podobnie jak dzisiaj, okolica słynęła z produkcji szafranu, który eksportowała daleko. Jak wszystkie większe włoskie ośrodki kupieckie, wzbogaciła się również dzięki spekulacjom finansowym. Potem, w XIV wieku, przyszła zaraza, upadek i zapomnienie. Przez wiele wieków nikt tu znaczących zmian nie dokonywał. Nowa sława przyszła dopiero w XIX wieku, kiedy piękno tego średniowiecznego klejnotu architektury zostało odkryte na nowo. San Gimignano to dziewiętnasty punkt etapowy na liście biskupa Sigerica wracającego z Rzymu do Canterbury.

Miasteczko jest wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Liczy około ośmiu tysięcy mieszkańców.

Zejście w stronę San Gimignano przez jakiś czas w przyjemnym cieniu, ciągle tą samą szosą. W San Gimignano, na dole, na pierwszym rondzie jest przystanek autobusowy. Autobus do centrum będzie za 10 minut, czyli nie będziemy się wspinać do miasta. Bilety kupujemy online.

W San Gimignano nocowaliśmy w bardzo przyzwoitym pensjonacie Casa Milena (pokaż na mapie), blisko starego centrum, ale poza murami.

Wysiadamy na placyku pod murami z bastionem i południową bramą do miasta o nazwie porta San Giovanni. Gdybyśmy szli pieszo wzdłuż Via Francigena weszlibyśmy bramą północną Porta San Martino, a tędy wychodzilibyśmy.

Przyjemny skwerek z drzewami, więc odpoczywamy chwilę, a potem rozglądamy się po skwerku. Pomnik żołnierzy I i II wojny światowej na środku placu, alejki, ławki, cień.

Placyk nazywa się Piazzale Martiri di Montemaggio – Plac Męczenników z Montemaggio. Nazwa upamiętnia 19 młodych partyzantów zastrzelonych 28 marca 1944 roku przez faszystów na pobliskiej górze Montemaggio,

Prosto po tym wspomnieniu historii stosunkowo niedawnej wchodzimy do miasta przez Porta San Giovanni i zanurzamy się natychmiast głęboko w wieki średnie. Mamy wrażenie jakby kilka wieków gdzieś się zgubiło. To wejście do średniowiecznego miasta robi wrażenie.

Długa ulica kamiennych domów z wielką wieżą na końcu. Tłum ludzi, sklepy wychodzące na ulicę z wszystkim czego można oczekiwać w takim miejscu – produkty lokalne, pamiątki, barwna ceramika. Sklepy kolorowe, zachęcające. No i człowiek, który chciałby się uważać za kulturalnego ma tu problem – czy gapić się na kolorowe wystawy czy, jak należy, na zabytki. Pewnie dlatego wszyscy tak wolno tu chodzą. Gdyby nie stroje ludzi trudno byłoby stwierdzić jaki mamy wiek.

Wesołe golarnie pełne młodego elementu – kliknij tu i poczytaj Iwaszkiewicza

Jak bardzo intensywna turystyka zmienia miejsce można stwierdzić porównując dwa opisy uliczek San Gimignano – jakikolwiek współczesny i Jarosława Iwaszkiewicza z 1931 roku.

„Oczywiście nikt już wtedy nie chciał budować i tak zostało San-Gimignano po dziś dzień ze swoimi bezcelowymi, pustymi wieżami; pomiędzy ich żółtymi kamieniami wyrosły graby i oliwki, mieszkania pod wieżami zubożały i stały się puste… Nie, nie stały się puste. Zajęli je fryzjerzy. Pod każdą wieżą mieści się przynajmniej jeden salone, czyli zakład fryzjerski. Obok składów za starym fajansem, ubogimi tekstyliami, batami i przyborami dla pięknych wołów sieneńskich, obok bud z owocami – wszędzie są barbieri. Ich zakłady, oddzielone od wąskiej uliczki frędzlowaną firanką, stoją zazwyczaj pustkami za dnia. Nawet pracownicy tych zakładów pracują, gdzie kto może: jedni u bednarza, drudzy u malarza, a najczęściej w polu przy winnicach. Dopiero wieczorem schodzą się wszyscy razem do jasno oświetlonych sklepów i przy ogólnym goleniu bród zaczynają się rozmowy o wszystkim, co się stało w ciągu upalnego dnia. Jasne jamy tych lokali przepełnione są młodymi ludźmi, jest tam naprawdę wesoło i można się dowiedzieć wszystkiego, co się chce. Przy okazji można nawet zrobić małą transakcję, tu kupić coś, tam usłyszeć o jakimś interesie. Do godziny dwunastej, gdy wszyscy już w całym paese śpią, pełne są jeszcze golarnie niespokojnego, młodego elementu.”

Rok 1931, sklepy z batami, starym fajansem, ubogimi tekstyliami. Chyba miejscowi nie mają za czym tęsknić, jednak te wesołe salony fryzjerskie za firanką, otwarte do północy to było coś.

Iwaszkiewicza upamiętnia tablica na domu, w którym mieszkał na placu Sant Agostino, z jego stwierdzeniem: „La poesia non si scrive, la poesia si dice” – „Poezji się nie pisze, poezją się mówi”.

Idziemy lekko pod górę na pierwszy z dwóch placów – Piazza della Cisterna – plac z wielką kolejką po lody do sławnej Gelateria Dondoli. Nie lubimy kolejek, nasze pokolenie swoje już odstało, więc idziemy dalej.

Dla osoby z naszej części Europy, gdzie centrum miasta to porządny prostokątny plac a ulice karnie wychodzą z jego rogów pod kątem prostym, centra niektórych miast toskańskich sprawiają wrażenie ni to bałaganiarstwa, ni fantazji. W San Giminiano trójkątny plac pojawia się jakby na końcu głównej ulicy, ale tuż za jego rogiem jest następny plac, tym razem w kształcie trapezu, a ta sama ulica, tylko pod imieniem innego świętego, idzie sobie dalej tam, dokąd szła, do następnej bramy.

„Miasto powinno mieć domy rozstawione byle jak, niby zęby u staruszki” – tu kliknij, aby poczytać Umberto Eco.

Umberto Eco w „Baudolino” pisze, że średniowieczne miasto musiało być planowane z myślą o wojnie i tak opisuje budowanie miasta w północnych Włoszech w XII/XIII wieku:

„– Miasto musi odpierać wroga, by ten nie wtargnął na mury, lecz jeśli zdarzy się nieszczęście i wtargnie, miasto nadal musi stawić mu czoło i wreszcie wyłoić go porządnie po grzbiecie. Jeżeli wróg trafi od razu za murami na gmatwaninę uliczek, w których znajdzie schronienie, już się go nie dopadnie, rozbiegnie się na wszystkie strony i raz-dwa rozprawi się z obrońcami. Jeżeli natomiast pod murami będzie obszerny plac, pozostanie wystarczająco długo bez osłony, by zza węgłów i z okien posypały się nań strzały i kamienie i zostanie zdziesiątkowany, nim pokona tę przestrzeń”.

Teraz rozumiem, dlaczego pod murami zamków średniowiecznych miasteczek od środka często jest pusta przestrzeń.

No, ale wyobraźmy sobie, że część wroga jednak przedostaje się do miasta.

„A jeżeli wróg pokona otwarta przestrzeń i zapuści się już w ulice, muszą być kręte, by nie dało się strzelać z łuku na wprost. Nie można też szukać natchnienia u starożytnych Rzymian, ci bowiem tworzyli ulice w kratkę. Kiedy ulica jest prosta, wróg zawsze wie, co go czeka, musi zatem być mnóstwo załomów czy ostrych skrętów, jak kto woli. Obrońca czai się za rogiem, na ziemi na dachach i zawsze wie, co robi nieprzyjaciel, bo na sąsiednim dachu, ciągnącym się pod katem do poprzedniego, ukrył się inny obrońca, który widzi wroga i daje znaki tym, co go jeszcze nie widzą. I wróg nigdy nie widzi co ma przed sobą i to spowalnia jego napór. Płynie stąd wniosek, że miasto powinno mieć domy rozstawione byle jak, niby zęby u staruszki; wydaje się ono szkaradne, lecz właśnie to jest dla niego dobre”.

Czyli te pozornie bałaganiarskie, kręte uliczki średniowiecznych miast to był przemyślany plan. Z drugiej strony, pomyślmy – od czasu rzymskich ulic w kratkę, które wydają się nam nowoczesne, do XIII wieku minęło z 1000 lat, a trudno tę zmianę nazwać postępem. Co zastąpi nasze „Manhattany” jeżeli historia nieuchronnie się powtarza?

Jak było zorganizowane życie w San Gimignano.

Piazza della Cisterna

Plac trójkątny, ze studnią, czyli Piazza della Cisterna to centrum życia codziennego – handel, spotkania, wędrowcy w licznych tawernach, zabawy, turnieje, dziewczyny przychodzące po wodę. Studnia poi miasto już od 1273 roku. Bruzdy pozostawione przez liny, którymi ciągnięto wiadra wody, są widoczne do dziś. Nazwa cisterna sugeruje, że jest to zbiornik na wodę deszczową, ale czy w tym klimacie wystarczyłoby wody dla miasta z opadów? Pralnie jednak mieli za murami, więc może tutaj to tylko „woda na herbatę” była?

Plac wypełniają cegły ułożone w jodełkę, a otaczają go szlacheckie domy i średniowieczne wieże.

Najsławniejsza tutaj to Torre del Diavolo, czyli Diabelska Wieża, obok Palazzo dei Cortesi.

Torre del Diavolo, czyli Diabelska Wieża

Legenda głosi, że jej pierwszy właściciel, po powrocie z dalekiej podróży, zastał wieżę znacznie wyższą niż wtedy, gdy ją opuszczał, choć żadnych prac budowlanych nie zlecał. Domownicy i służba przysięgali, że nie widzieli nikogo pracującego przy podwyższaniu wieży. Wydarzenie przypisywano działaniu diabła, który wykonał tę robotę w jedną noc. Z Piazza Della Cisterna widać rysy przecinające wieżę, które, logicznie w tych okolicznościach, uznano za ślady pazurów tegoż diabła.

Na ścianach widać też rząd otworów po rusztowaniach, co sugeruje, że kiedyś były tu drewniane balkony. Wieża zagrała w popularnej grze Assassin’s Creed.

Piazza del Duomo czyli plac katedralny

Plac trapezowy, Piazza del Duomo, inne aspekty życia obsługiwał. Tu szło się modlić i załatwiać sprawy urzędowe w Palazzo del Podesta.

Na placu katedralnym to jednak nie katedra przyciąga wzrok. Nad tym niewielkim placem dominują wieże. Grupy turystów stoją z zadartymi głowami. Inni, wśród nich i my, siedzą w podcieniach starego pałacu podesty na kamiennych ławkach, większość je lody i ma wyraz cielęcego zachwytu na twarzach. Na ile z powodu piękna miejsca, na ile z powodu lodów, a może dlatego, że w końcu sobie usiedli? Pewnie wszystkiego po trochu.

Piazza del Duomo też jest z cegły. Obecny wygląd placu ukształtował się w XIII wieku. W tym okresie zbudowano główne budynki publiczne, a fasadę katedry obrócono, tak by stała frontem do Palazzo Vecchio del Podesta. Nie udało mi się znaleźć informacji o tym jak to zrobiono. Katedra i siedziba władzy świeckiej spoglądały na siebie z dwóch przeciwległych stron placu.

Wieże w okolicy placu katedralnego

Najstarsza, z około 1200 roku, jest Torre Rognosa o wysokości 52 metrów, a najwyższa to Torre del Podesta znana również jako Torre Grossa, o wysokości 54 metrów, z XIV wieku. Na Torre Grossa można wejść.

W XIV wieku w mieście były 72 wieże. Zachowało się 14. Część zawaliła się z powodu niestabilnych fundamentów.

Stań na schodach do katedry, przodem do placu. Oto co widzimy przed sobą:

Bliźniacze wieże rodu Salvucci

Jeszcze dwadzieścia lat temu widok dwóch wież obok siebie z niczym by się nam nie kojarzył – ot, dwie wieże, twin towers.

Te wieże należały do rodziny Salvuccich – gibelinów, czyli zwolenników władzy cesarza  w wieloletnim sporze z gwelfami popierającymi papieża. Główna rodzina gwelfów – Ardinghelli miała swój pałac i wieże na Piazza della Cisterna. Można sobie wyobrazić jakie ambicje pokazania się kto ważniejszy musiały tu działać. I dawać zarobić budowniczym wież. Kto wie dokąd by doszła ta rywalizacja gdyby nie przepis wydany przez miasto w 1255 roku, że żadna wieża w mieście nie może być wyższa niż wieża przy siedzibie władz miasta. Oba rody przesadziły i musieli wieże zmniejszyć. W jednej z wież Salvuccich można teraz zamieszkać. Jest (w 2022) na booking.com, tak jak i inne ciekawe pałace i stare budynki, ale za odpowiednią cenę.

Torre Chigi

Skromna, mała, ale ładna i ma okienka. Zbudowana w 1280 roku, nazwana od jednego z rodów właścicieli. Typowy portal, a więc wejście, jest na piętrze, czyli do tego poziomu dostawano się po schodkach, które wciągano na górę na noc i można było spać spokojnie. Otwory w murze sugerują, że powiększano sobie przestrzeń mieszkalną przez dodawanie drewnianych balkonów.

Torre Rognosa

To ta z jakby altanką na szczycie. Zbudowana około 1200, stoi naprzeciwko katedry, obok Palazzo Vecchio del Podesta z XII w. Ta „altanka” to mała dzwonnica, która służyła do wzywania czy ostrzegania mieszkańców w sprawach niezwiązanych z życiem religijnym, np. pożar, najazd. Później dzwon wybijał godziny.

Nazwa „Rognosa” czyli „parszywa, plugawa” nawiązuje do faktu, że wieża służyła jako więzienie, a więc odwiedzali ją ci, którzy mieli „rogne” czyli kłopoty lub „rogna” świerzb.

Wszystkie razem widziane ze schodów katedry. Od lewej: Torre Salvucci, Torre Chiggi, Torre Rognosa.

Teraz, jeżeli ciągle stoisz na schodach katedry, spójrz w prawo:

Torre del Podestà czyli Torre Grossa

Młoda wieża, z 1310 roku przytula się do nowego ratusza, czyli pałacu podesty. Jedna z dwóch, oprócz „wieży parszywej” budowli miejskich, nie prywatnych. Służyła też do wypatrywania nieprzyjaciela. Ściany wieży mają 2 metry grubości. Na górę prowadzi 218 schodów.

Palazzo Comunale albo Palazzo Nuovo del Podestà

Władze przeniosły się tu w XIV wieku, więc zrozumiałe, że nuovo. Budynek ten, nazwany jest także Palazzo del Popolo.

Z tych schodów schodów podesta przemawiał do ludności.

Wewnątrz jest muzeum sztuki z dziełami średniowiecznych artystów florenckich i sieneńskich, ciekawe wnętrza i Sala di Dante na cześć wielkiego poety, który przebywał w San Gimignano w 1300 roku, jako ambasador Republiki Florenckiej by namawiać miasto do przyłączenia się do Florencji.

Na lewo od schodów katedry (stojąc tyłem do katedry) znajduje się Piazza delle Erbe czyli Plac Ziołowy. Tu rośnie jedyne drzewo w ścisłym centrum. Nazwa sugeruje zapewne bardziej zielony zakątek w przeszłości.

Loggia Ratusza

Loggia del Comune zbudowana w 1338 roku. To te okrągłe łuki, pod którymi zasiadały miejscowe władze podczas publicznych uroczystości odbywających się na Piazza del Duomo. Pod arkadami na prawej ścianie znajduje się XIV-wieczny fresk Madonny z Dzieciątkiem ze świętymi Michałem Archaniołem i Janem Chrzcicielem.

Kolejka w urzędzie?

Ten fresk na zapleczu ratusza, w loggii sądowej, wydaje się pokazywać, że załatwienie czegoś w urzędzie od wieków wygląda podobnie.

Jednak nie – to jest fresk malarza Il Sodoma zatytułowany „Św. Iwo wymierza sprawiedliwość”. Św. Iwo to patron prawników i ubogich. Na tym fresku zbiera skargi od pokrzywdzonych przez los. Jedna z licznych anegdot pokazujących kunszt prawniczy Iwo brzmi tak:

Bogaty kupiec zarzucił biedakowi, iż ten codziennie czołga się pod okno jego domu i wącha zapachy przygotowywanych potraw. Biedak przyznał się. Iwo stwierdził, że on sam pokryje szkodę wyrządzoną kupcowi i wyciągnął sakiewkę. Zadowolony bogacz wyciągnął chytrą łapę, ale Iwo tylko potrząsnął sakiewką i powiedział „Dźwięk monet jest zapłatą za skradziony zapach.”

Pochodził święty Iwo z bretońskich włości

Chociaż adwokat, lecz o dziwo!

Słynął z uczciwości.

Katedra

Katedra z zewnątrz nie robi wrażenia, zwłaszcza gdy się już wcześniej widziało katedry w Sienie, Florencji czy nawet w Lukce. Uderza brak okien na wielkiej ścianie bocznej, ale ci którym się udało dostać bilety na wejście do środka piszą, że wnętrze wynagradza pewne rozczarowanie budynkiem. Nam się nie udało, więc tylko ilustracja dla zachęty. Wewnątrz całe ściany są pokryte wspaniałymi freskami. Bilety warto zarezerwować wcześniej.

Ulice

Miasto jest dzieckiem ulicy – handel, rzemiosło, usługi rozłożyły się wygodnie wzdłuż ulic i kwitły, tak jak dziś. Do tego dodajmy schroniska dla pielgrzymów udających się do Rzymu (tego teraz brakuje), składy i stajnie dla kupców i mamy przepis na sukces średniowiecznego miasta. Chodzimy sobie teraz śladami pokoleń podróżnych opierając się jednak pokusom z licznych sklepików – nasze plecaki niczego już nie zmieszczą. A i sakiewka niczego już stracić nie powinna.

Mury

Warto wybrać się na spacer wzdłuż obwodu miasta. Mury pochodzą z XIII wieku, stąd można podziwiać całą panoramę Val d’Elsa czyli doliny rzeki Elsa.

W San Gimignano, w 1437 roku urodził się Filippo Buonaccorsi, znany u nas jako Kallimach, dyplomata, poeta i historyk, wykładowca na Akademii Krakowskiej, nauczyciel synów króla Kazimierza Jagiellończyka i doradca króla.

Przy Via San Giovanni w Torre Casa Campatelli, znajduje się muzeum historii San Gimignano, z zachowanym wyposażeniem wnętrza z XIX wieku.

Kliknij tutaj i przeczytaj dwie legendy z San Gimignano

Legenda o nazwie miasta

Jeden z młodych patrycjuszy, którzy uszli z Rzymu po upadku spisku Katyliny miał na imię Silvio i tak nazwali osadę, którą zapoczątkowali. Podczas najazdów barbarzyńców mieszkańcy wzywali na pomoc biskupa Modeny Geminiano, który żył w V wieku. Ukazał się on w cudowny sposób na murach i objął miasto ramionami osłaniając je przed wrogiem. Mieszkańcy Silvii postanowili z wdzięczności zmienić nazwę miasta na San Gimignano.

Czyż nie ładny to obraz? Nie żyjący od kilkuset lat człowiek przytula miasto, może płaszczem nakrywa. Jakże naturalne marzenie zagrożonych ludzi. W desperacji wiele można zobaczyć.

Legenda o patronce miasta

Fina, czyli Serafina, była pobożną dziewczynką, gdy zachorowała i została sparaliżowana. Nie narzekała na ból i nieszczęście, co więcej kazała przenieść się z łoża na twardą deskę dla większego umartwienia. Po stracie rodziców, po kilku latach choroby i cierpienia Fina zmarła 12 marca 1253 roku, w wieku 15 lat, a jej deska zakwitła żółtymi fiołkami. Wnet też w mieście zdarzyły się cudowne ozdrowienia, które mieszkańcy przypisali wstawiennictwu tej biednej dziewczyny. Te kwiaty, zwane fiołkami błogosławionej Finy, kwitną co roku w marcu.

Festiwale

Jednym z najbardziej charakterystycznych lokalnych świat jest Ferie delle Messi czyli średniowieczne dożynki, odbywające się w trzecią sobotę i niedzielę czerwca. Rycerze Finy, pasjonaci historii, organizują rekonstrukcję historyczną na ulicach i placach miasta ku czci urodzaju.

apvc-iconOdwiedzin: 2841