Musimy ten ostatni odcinek podzielić, bo rezerwację noclegów w Santiago de Compostela mamy dopiero od jutra. Rezerwacje robiliśmy jeszcze w domu, przed wyjazdem no i przeliczyliśmy się o jeden dzień. Ale to nic, będziemy w Santiago przed południem, zdążymy na mszę dla pielgrzymów w katedrze w samo południe i potem będziemy mieli większość dnia na zwiedzanie i odstanie kolejki po compostelę.
Wyruszamy z Padrón, przechodzimy przez dzielnicę Iria Flavia. Do dziś zachowała się tu kolegiata Santa María, oryginalnie z XIII wieku.
Interesujący gotycki portal wejściowy z piękną płaskorzeźbą.
W dolinie rzeki Sar przechodzimy przez tradycyjne małe wioski. Sporo wchodzenia pod górę.
Jedna z wiosek nazywa się A Escravitude czyli Niewola. Ciekawe, szukam dlaczego. Jest legenda – było tu „fonte santa” – święte źródło, do którego leczniczych wód przybywali chorzy. W 1732 roku, chory pielgrzym, przechodząc obok źródła, błagał o uzdrowienie. Zatrzymał się tu i trzeciego dnia poczuł się uzdrowiony. Zawołał wtedy „Dziękuję Dziewico, za wybawienie mnie z niewoli choroby”. Chyba można było nazwać to miejsce ładniej, np. Krynica Zdrój.
W pewnym momencie słyszymy, że ktoś nas woła. Biegnie za nami jedna ze spotkanych wcześniej Bułgarek – przegapiliśmy albergue, do następnego daleko. Dziękujemy miłej dziewczynie i zawracamy do albergue La Calabaza del Peregrino w O Faramello.
Stary kamienny dom z drewnianymi sufitami.
Na dole jest bar z podstawowym menu jak tortilla czy pizza. Rano można zjeść śniadanie.
Zimno, temperatura taka jak na zewnątrz – w nocy 90C.
Zimno.