Dzień 17: Caldas de Reis – Padrón, 19 km

Za Caldas de Reis trasa początkowo biegnie pomiędzy polami i winnicami. Wąwozy, stare, omszone drzewa, rzeczki, mostki, zielono – ładny etap. Pada.

W jednym z dość stromych wąwozów prowadzących do najwyższego punktu w Carracedo wyprzedził nas młody człowiek z dużym plecakiem, pchający wózek dziecięcy. Zdziwiliśmy się, chciałam zapytać „synek czy córeczka?” ale jakoś nie wypadało. Za jakiś czas spotkaliśmy ich w barze. Okazało się, że ani synek, ani córeczka.

Bar w Carracedo to dobre miejsce na przerwę i odpoczynek. Potem będzie już raczej w dół i po płaskim.

Miejsc na przerwę i małe co nieco jest dziś sporo. Dziś też, przekraczając most na rzece Ulla w Pontecesures, opuszczamy prowincję Pontevedra i wchodzimy do prowincji A Coruna.

Za ładnym kamiennym kościołem w jednej z wiosek przechodzimy koło przedszkola czy może wczesnej podstawówki. Dzieci bawią się mimo deszczu, pod zadaszeniem.

Nauczyciel pyta nas skąd jesteśmy i woła do dzieci „Polonia”, a one machają do nas powtarzając „Polonia”.

Pytamy pana czy tak uczy geografii. „Tak, odpowiada. I języków” i pokazuje wystawkę pozdrowień w różnych językach w oknie.

„To wasze, prawda?” pyta wskazując prawidłowo. „A im zawsze coś w głowach zostanie, nazwy krajów, ktoś im coś powie. Oswajają się ze światem”.

Wioska mała, ale praktyczne wychowanie kosmopolityczne (internacjonalistyczne?) mają jak mało gdzie.

Zadaszony most nad rzeką Valga ma ławeczki. Można chwile odpocząć od deszczu.

Ciekawy cmentarz.

W końcu albergue w Padron – nie wygląda zachęcająco, ale w środku było OK.

Miasto liczy około 8 000 mieszkańców. Przed wejściem do centrum przechodzimy przez dwie rzeki: Ulla i Sar.

Za Rzymian tutejsze gwarne, nadrzeczne miasto nazywało się Iria Flavia i leżało tam, gdzie obecna dzielnica pod tą samą nazwą. Rzeka Sar, która tworzy ujście zwane Ría de Arousa kilkanaście kilometrów od miasta, była żeglowna aż do średniowiecza.

El Pedrón znaczy kamienny słup. To do niego, według legendy, w 42 lub 44 roku, uczniowie apostoła Jakuba przywiązali łódź, która tu przetransportowała doczesne szczątki apostoła z Jaffy.  

Właściwie to tutaj powinno być najważniejsze miejsce tradycji i kultu św. Jakuba. Tu się wszystko zaczęło. To tutaj, przy skałach Santiaguiño do Monte apostoł Jakub nauczał i nawracał. Nie był chyba zadowolony z efektów i z klimatu, bo powrócił do Jerozolimy, gdzie został stracony jako pierwszy z apostołów. Gdy Ziemię Świętą opanowali Arabowie dwaj uczniowie Teodor i Atanazy zabrali jego szczątki w długą podróż morską z Jaffy (obecnie w Tel Awiw) do Iria Flavia, gdzie kiedyś nauczał. W tamtym czasie uważano, że apostołowie powinni spocząć w najdalszym miejscu, w którym nauczali, jakby wyznaczając granice nowej wiary. Tu, w starym rzecznym porcie, uczniowie przywiązali łódź do rzymskiego ołtarza poświęconego Neptunowi.

Legenda ta dała początek temu, co znamy jako Variante Espiritual – duchowy wariant drogi portugalskiej, na który można zejść po wyjściu z Pontevedra. Piękna – wioski, lasy, klasztory, widoki na zatoki – nieco odludna, lądowo-wodna, trzydniowa trasa. Ostatnie kilometry, śladem tamtej podróży łodzi sprzed 2000 lat, pokonuje się też łodzią po rzece Sar.

Niełatwe początki legendykliknij tu, aby przeczytać.

Wśród postaci związanych z legendą Jakubową w Galicji jest też kobieta. Królowa Lupa lub Luparia, jedna z najważniejszych postaci mitologii galicyjskiej. Niewiele o niej wiadomo poza tym, że była pogańską królową rządzącą Galicją i podobno otaczała się wilkami i dzikimi zwierzętami.

Na tym XV wiecznym obrazie widzimy moment kiedy uczniowie, po wylądowaniu w Iria Flavia, udali się z ciałem Jakuba do lokalnej władczyni, czyli królowej Lupy, zapytać czy nie znalazłby się jakiś godny grobowiec do złożenia szczątków apostoła. Miny dworaków mówią wszystko.

Królowa podstępem wysłała ich a to do Rzymian (z opresji uratowało uczniów zawalenie się mostu przed ścigającymi ich żołnierzami), a to do wściekłych wołów, które mieli zaprząc do budowy grobowca (woły zamieniły się w pokorne zwierzęta pociągowe od samej obecności świętych mężów). W końcu widząc, że dzieją się rzeczy niezwykłe Lupa nawróciła się i wspomagała dzieło ewangelizacji swoich ziem, przez które teraz idziemy. Oddała im grobowiec swojej wnuczki, w lesie Libredón obecnie będącym częścią Parque da Alameda w Santiago de Compostela.

A potem, za 800 lat wiadomo: światła czy deszcz gwiazd nad polem, odkrycie, król Asturii pierwszym pielgrzymem i tak to się kręci.

Castro Lupario, miejsce gdzie podobno stał zamek Lupy można odwiedzić zatrzymując się w Albergue Xunta w Teo. Tam można zostawić plecak i pójść około 4 kilometrów tam i z powrotem na szczyt wzgórza z ruinami i widokami.

Zanim dojedziemy do Santiago de Compostela warto zauważyć jeszcze jedno miejsce w okolicy.

Pico Sacro, zwane także Pico Sagro lub Monte Ilicino – święta góra. To góra kwarcowa z ostrym stożkowym wierzchołkiem, około 533 m n.p.m. Była punktem orientacyjnym dla pielgrzymów w drodze przez te ziemie.To tu Lupa wysłała uczniów na zgubę od dzikich wołów i smoka w jaskini. Ze szczytu tej góry pięknie widać Santiago de Compostela.

Pico Sacro Galicia (kliknij wyżej aby przeczytać)

Wchodzimy do miasta przez piękną promenadę nadrzeczną, pod platanami, zwaną Espolón czyli Ostroga.

Na jednym końcu promenady z pomnika spogląda siedzący na fotelu Camilo José Cela, markiz Iria Flavia, laureat literackiej nagrody Nobla w 1989 roku. Twórca stylu literackiego zwanego tremendyzmem stwarzającym atmosferę ukrytej grozy, nieuchronności losu, katastrofizmu, makabreski.  Urodził się tutaj.

Z drugiego końca promenady spogląda stojąca Rosalia de Castro – poetka, czołowa postać galicyjskiego literackiego odrodzenia. Na pomniku napis „A nosa Rosalia” – Nasza Rozalia. Dzień literatury galicyjskiej – 17 maja – jest dniem wolnym.

Rosalia de Castrokliknij tu, aby o niej przeczytać

Rosalia de Castro (1837-1885). Przez wieki galicyjski istniał jako mówiony, wiejski dialekt, podczas gdy kastylijski rządził na dworach i w miastach. W średniowieczu w języku galicyjsko-portugalskim tworzyli utalentowani poeci, wśród nich nawet król Hiszpanii Alfonso X Mądry. Kiedy jednak język kastylijski stał się językiem urzędowym królestwa, galicyjski wkroczył w swoje własne „ciemne wieki”. Jednak w XIX wieku nastąpiło odrodzenie języka pisanego, któremu przewodniczyli tacy poeci jak Rosalía z Padrón. Do jej najbardziej znanych dzieł należą Cantares Gallegos („Pieśni galicyjskie”) W domu, w którym mieszkała obecnie mieści się muzeum poświęcone jej dziedzictwu.

Na końcu promenady stoi kościół Santiago de Padron, gdzie pod ołtarzem, można zobaczyć ten granitowy słup, do którego podobno przywiązano przed wiekami sławną łódź z doczesnymi szczątkami Apostoła.

Szczątkowy napis na słupie odcyfrowano jako głoszący: „Dla Neptuna, od ludu Iria Flavia”. Później dodano krzyż. 

Obecny kościół pochodzi z połowy XIX wieku i zastąpił gotycki. Na ołtarzach i ścianach kościoła możemy zobaczyć różne elementy tradycji jakubowej, przedstawienia apostoła Santiago i osób z jego legendą związanych.

Przechodzimy przez most w stronę stojącego na wzniesieniu klasztoru karmelitów i źródła u jego stóp. Niedaleko stąd jest albergue.

Widok spod kościoła

Na placyku w centrum stoi ten malowniczy młodzieniec. To następny utalentowany literacko Galicjanin, Macias o Namorado, średniowieczny trubadur urodzony w Padrón. Przypisuje się mu 21 zachowanych wierszy. Jest bohaterem wielu zapisanych opowieści o śmiałych wyczynach powodowanych jego romantyczną i kochliwą naturą.

Klimat tutejszy widać sprzyja muzom pięknego słowa. W Padrón szlak turystyczno-literacki po miejscach związanych z ludźmi pióra tutaj urodzonymi lub mieszkającymi obejmuje siedem nazwisk. Jest wśród nich jeden noblista i jedna matka literatury narodowej.

Park artystyczno-botaniczny ma niezwykłe okazy, na przykład judaszowiec, drzewo w kształcie korony cierniowej, palmy, sekwoje.

Słynne papryczki – pimientos de Padrón (kliknij tutaj)

Nawet nie-Galicjanie słyszeli o Padrón przynajmniej raz, choćby ze względu na słynną paprykę, która powstała tuż za centrum miasta, w parafii Herbón.

W XVI wieku franciszkanie z tutejszego klasztoru sprowadzili z Ameryki Środkowej odmianę chili i zaczęli ją z powodzeniem uprawiać. Na przestrzeni wieków odmiana ta rozwinęła się w smaczną małą paprykę z Padrón. Do dziś tę paprykę uprawia się na tych terenach w dużych ilościach.

Zabawa z tymi papryczkami polega na tym, że choć są one na ogół łagodne, mogą się wśród nich zdarzyć ostre, te bardziej dojrzałe. Popijanie takich wodą tylko wzmaga niespodziewane doznania. Lepiej zagryźć bagietką. Spożywane są najczęściej zielone, a ich dojrzały kolor jest czerwony. Jedną z rozrywek w barach tapas jest obserwowanie kto z przegryzających rozgryzie ostrą papryczkę – raczej nie zachowa kamiennej twarzy.

Podobno kiedyś piekielna papryczka trafiała się jedna na cztery, teraz raczej jedna na tuzin, co, jak twierdzą fachowcy jest wynikiem błędów na nawadnianiu.

Paprykę Padrón zwykle smaży się na oliwie z oliwek, aż skórka zacznie tworzyć pęcherze, a papryka opadnie. Smażone papryczki Padrón są zazwyczaj podawane na gorąco, posypane grubą solą, z pieczywem i winem.

Istnieje też spór czy papryczki powinny być smażone z ogonkami czy bez. Te z ogonkami są preferowane przez turystów, bo wtedy je się papryczki rękami, chwytając za ogonek i jest to takie cool. Jednak znawcy zwracają uwagę, że te z ogonkiem są gorzkawe i w porządnych restauracjach codziennie usuwają ogonki w setkach smażonych tu papryczek.

Nam się zawsze trafiały z ogonkami. Mi, szczerze mówiąc, najbardziej smakowała gruba sól z tych papryk i oliwa zebrana bagietką.

Niektóre bary niestety podają pospolite papryki podszywające się pod tę z Padron.

Od papryczki pochodzi popularne rymowane powiedzenie: „Os pementos de Padrón, uns pican e outros non” „Papryczki z Padrón, niektóre są ostre, inne nie”.

apvc-iconOdwiedzin: 2841