W nocy mięśnie nóg bolały mnie jakby miały się rozpaść. Dlaczego teraz? Wczoraj trasa była łatwa – 18 km po równym. Pomaga przykładanie zimnego, więc wyciągam nasze puszki ze wspólnej lodówki i się nimi okładam, zamiast spać. Widać taki będzie mój rytm tutaj – spanie co drugą noc.
Przy ładnej pogodzie wyruszamy do O Porriño.
Od teraz, na ostatnich stu kilometrach, musimy uzyskiwać 2 pieczątki dziennie w naszych credentialach, które przedłożymy w Biurze Pielgrzymów w Santiago, aby uzyskać compostelę.
Łatwe zejście z centrum dla zachęty, potem rzeka Louro z rzymskim mostem na Via Romana XIX, ale ten most omijamy.
Przebieg rzymskiej drogi numer 19 – Via Romana XIX. Kliknij tutaj!
Astorga (Asturica Augusta) leży na francuskiej trasie Camino, Lugo (Lucus Augusti) na Camino del Norte, miasta wzdłuż wybrzeża przechodzimy teraz, na trasie portugalskiej. Wybierając się na któryś z wielu szlaków prowadzących do Santiago de Compostela warto sprawdzić z ciekawości jaki numer miała nasza droga u Rzymian.
Idziemy za znakami Camino, pod wiaduktem, koło kaplicy, przez ładny las i wychodzimy na stary most intrygującą z nazwą – Ponte das Febres czyli Most Gorączki.
To tutaj, w 1251 roku, miejscowy święty, San Telmo, poczuł się na tyle źle, że zawrócił z drogi do Santiago de Compostela, gdzie udawał się by umrzeć. Zawrócił do Tui i tam zmarł na malarię.
Most jest przykryty drewnianym pomostem, trzeba mu się przyjrzeć z boku, żeby zobaczyć starą, kamienną konstrukcję, pokrytą mchem i paprociami. Atmosferę tego zakątka budują też stary kamienny krzyż i kopczyk pamiątek zostawionych przez pielgrzymów. Czasami stoi tu dudziarz i gra celtyckie melodie. To nie tęskniący za domem Szkot, a miejscowy muzyk grający lokalną ludową melodię.
Siedem plemion celtyckich – kliknij tu, aby przeczytać
Celtowie to w powszechnym, pobieżnym rozumieniu stare plemiona na Wyspach Brytyjskich, przedzierające się we mgle przez przepastne lasy i skaliste urwiska, a w tle gra dziwnie relaksująca muzyka. Z ludu celtyckiego po nazwisku znamy króla Artura i kilku jego kompanów.
Na Wyspach Brytyjskich mieszka pięć narodów celtyckich: w Szkocji, Irlandii, Walii, Kornwalii i na Wyspie Mann, szósty naród celtycki osiedlił się w Bretanii.
Siódmy- celtyckie plemię Gallaeci – osiadło na obszarze na północ od rzeki Duero czyli we współczesnej Galicji, w regionie, jak należy, mglistym, zielonym i tajemniczym, gdzie też grają na dudach. Budowali obronne osady castros na wzgórzach, wytwarzali złotą biżuterię, stawiali menhiry, ciągle mają własne mity i obyczaje.
Jednym z najświętszych miejsc w Galicji jest góra Monte Pindo (627 m), zwana celtyckim Olimpem, ze względu na mnogość legend z nią związanych.
Szczyt Monte Pindo. W tle przylądek Finisterra czyli Koniec Ziemi.
Chwila odpoczynku w przydrożnej zagródce z automatem z napojami. Gorąco dziś.
W maleńkiej wiosce A Magdalena (55 mieszkańców) stoi pięć kamiennych krzyży przy drodze. Na mapach nazywa się to Calvario da Magdalena. Na krzyżu centralnym jest data 1830.
W przyjemnym lesie znajdujemy następny rzymski most, na starej drodze Via Romana XIX.
Ile stóp wędrowców, kół wozów wyszlifowało te miękko zaokrąglone krawędzie bloków kamiennych, ile stuleci to zajęło. Obecny wygląd mostu nie pozwala w pełni zobaczyć jego rozmiaru i znaczenia na ważnej drodze rzymskiej, ponieważ zamulenie rzeki ukryło podobno aż kilkanaście łuków pod ziemią.
W Orbenlle jakaś niejasność się pojawiła w sprawie strzałek. Strzałki w lewo, w las są jakby zmazane, prosto w stronę miasta wyraźne. To idziemy prosto, ale zanim przeszliśmy 50 metrów zatrzymuje się przy nas starszy mężczyzna na rowerze i pokazuje, żeby zawrócić, iść przez las.
„Industria, sol, no good!” z wielką ekspresją, łapiąc się za niby bolącą głowę, wyjaśnia wady trasy przez przemysłowe przedmieście. „Bosque, sombra, paraíso, good!” – las, cień, raj – pokazuje na ścieżkę przez las.
Zawracamy, dziękując, z rozpędu po portugalsku „Obrigado, obrigada”. No i chciało się człowiekowi zatrzymać, z roweru zsiadać, żeby obcym ludziom trudu oszczędzić. Miłe to i jak się okazało, bardzo przydatne. Trasa przez las okazała się nieco dłuższa niż przez przedmieścia, ale z relacji innych, którzy życzliwego rowerzysty nie spotkali, wynikało, że tamta trasa przez przedmieścia jest wyjątkowo nieatrakcyjna i męcząca przez brak cienia, często nazywana najbrzydszym odcinkiem trasy portugalskiej.
Jak później przeczytałam w lokalnej gazecie, opór przeciw nowej trasie przez las ze strony właścicieli barów i kwater na trasie „przemysłowej” trwał od chwili jej wytyczenia. Nieznani sprawcy zamalowywali strzałki czarna farbą, wprowadzali zamieszanie. Wolontariusze stowarzyszenia Przyjaciół Camino mieli pełne ręce roboty z likwidowaniem tych fałszywych wskazówek.
Idziemy więc lasem, w cieniu, wzdłuż szumiącej rzeki. Faktycznie, paraiso.
Często spotykane w Hiszpanii niby mosty idące wzdłuż rzeki na początku nas dziwiły, jakby były z dowcipu „Gdzie zbudowano najdłuższy most na świecie?” „W Wąchocku, wzdłuż rzeki”. Ale to ma sens. Te podwyższone kamienne konstrukcje, tzw. przeprawy zimowe, w przypadku wysokiej wody w rzece umożliwiają ludziom przejście tą podniesioną, murowaną ścieżką.
Dochodzimy do hostelu za miastem gdzie mamy rezerwację. Na miejscu jest bar, podają nam kolację na tarasie na piętrze.
Przewodniki nie obiecują żadnych „must see” zabytków w miasteczku, dosyć stąd odległym. Jest tam ratusz z 1924 roku wyglądający trochę jak średniowieczna forteca. Został zaprojektowany przez znanego hiszpańskiego architekta Antonio Palacios, który w tym miasteczku się urodził. Jego zamyślony pomnik w siedzi teraz przed ratuszem.
To był piękny etap, przez lasy, wzdłuż rzeki, śladem Rzymian pod drodze Via Romana XIX, przez rzymskie mosty. Dzień był bardzo ciepły.
Siedzimy na tarasie, jemy, pijemy i patrzymy na powolne zajęcia gospodarskie na polu naprzeciwko. Grabią skoszoną trawę, trawa pachnie, zwierzęta łażą luzem po łące, dzieci ganiają, słońce zachodzi. Nie chce nam się już nigdzie dzisiaj iść.