Dzień 6: Fao – Viana do Castelo, 23 km

Rano mój organizm, nie do końca obudzony, wyczuwa za otwartym oknem jakąś energię bijącą od rzeki. Wyglądam, a tam wschód słońca za zamgloną rzeką, rosnący gwar ptaków. W czasie wędrowania zdarzają się takie chwile kiedy wiesz, że wszystko jest na swoim miejscu, w harmonii. Pięknie dzień się zaczyna.

Dziś mamy dojść do Viana do Castelo, gdzie przyjdą też synowie.

Po skromnym śniadaniu w schronisku, promenadą nadrzeczną idziemy w stronę długiego mostu na rzece Cávado. Most został oddany do użytku w 1892 roku.

Rzeka Cávado to drugi szczebel z pięciu na naszej drabince rzek w drodze na północ. Rzeka jest szeroka, a więc most długi, z osobnymi odgrodzonymi ścieżkami dla pieszych. Kierowca przejeżdżającej ciężarówki, trąbi, macha do nas i woła bom caminho.

Dawno temu, niedaleko stąd, u ujścia tej rzeki do morza kobiety rozpalały ogniska, by naprowadzić do portu wracających z połowów mężczyzn.

Droga do Esposende łatwa, po płaskim.

Na i mamy murowane potwierdzenie, że weszliśmy na Caminho da Costa:

Dochodzimy do szerokiej nadmorskiej alei, wzdłuż której biegnie drewniana ścieżka. Jesteśmy w końcu nad morzem. Palmy, wiatr od morza, szum fal, lekko przygaszone gorące słoneczko – jakby łatwiej się szło. Morze, nawet ocean, hurra!

Dlaczego morze tak nas pociąga, angażuje?

Ciekawe „genderowskie” podejście przedstawia ten cytat z 1876 roku, z „przewodnika dla plażowiczów i podróżników”. *

„Morze pobudza wyobraźnię, skłania do kontemplacji, bezczynności, niejasnej tęsknoty, nieokreślonej melancholii. Ten stan poetycki jest jednym z najniebezpieczniejszych. Rozleniwia, osłabia, rozbraja charakter. Dlatego kobiety nad morzem, w słodkie i niepokojące jesienne dni, bardziej niż kiedykolwiek potrzebują wzmocnienia w pracy, nauce i aktywności intelektualnej”.

Czyli, baba musi ciągle coś robić, bo jej się charakter rozbroi :).

Ale co się tyczy rozleniwienia – coś w tym jest. Bardzo mi się nie chce wstać i iść dalej po przerwie na plaży, ale żeby to była cecha tylko kobieca, na to bym nie wpadła. Choć… Z. zrywa się i rusza bez ociągania.

*Ramalho Ortigão „As Praias de Portugal – Guia do Banhista e do Viajante

Esposende to kurort nadmorski. Ładne szerokie aleje, place. Latem musi tu być gwarnie.

Idziemy przez miasto, oddalamy się od oceanu, wchodzimy na wzgórze i dalej po bruku, po asfalcie, w górę i w dół. Mamy już pęcherze na stopach. Droga prowadzi teraz przez piękną dzielnicę willową, z kwitnącymi krzewami w różnych barwach. Od czasu do czasu, za domami lśni ocean. Ładnie tu.

Zza płotu woła nas gospodarz. Daje nam pomarańcze, życzy bom caminho.

Po jakimś czasie, w końcu jesteśmy w lesie, po raz pierwszy od początku wyprawy. Dobrze jest znaleźć się wśród zieleni. Las eukaliptusowy, smukły, pachnący i obficie samo-się-zaśmiecający. Na ścieżce leżą gęsto długie paski kory, twarde, podłużne liście, płytkie korzenie przecinają ścieżkę, trzeba iść uważnie. Jeden z pasków zaczyna nagle przechodzić w poprzek ścieżki – to niewielki wąż, pewnie niegroźny.  

Nie ma co grymasić, dobrze, że las jest i daje cień, prawdziwą ziemię pod nogami i szmer rzeki w dole. Jednak dla nas, przyzwyczajonych do pięknych lasów mieszanych w naszej strefie klimatycznej, eukaliptusowy las to trochę podróbka.

Niestety, w letnich miesiącach Portugalia zmaga się z regularnymi pożarami. W czerwcu 2017 roku zginęło w pożarach ponad sto osób.

Pochodzący z Australii eukaliptus został sprowadzony do Portugalii w XIX wieku. Obecnie Portugalia posiada największą powierzchnię obsadzoną eukaliptusem w Europie i – w ujęciu względnym – na świecie. Są tu całe połacie łatwopalnych lasów eukaliptusowych. Jeżeli wędrujemy latem trzeba zwracać uwagę na komunikaty lokalnych władz i prognozy pogody.

Ta mała wioska w górach została w 2017 roku otoczona płonącymi lasami eukaliptusowymi ze wszystkich stron. Pożar zatrzymał się dopiero na pasie dębów korkowych. Drzewa uratowały wioskę przed pożarem lasu, można powiedzieć.

Na podstawie artykułu na platformie envirosociety.org

Przeprawa przez rzekę Nevia (to już trzecia rzeka z pięciu) po kamiennym moście bez barierek jest przyjemna, choć przy wysokiej wodzie pewnie dostarcza emocji.

Aktualizacja: Most nazywa się Ponte de Sebastião i zdobył pewną sławę w 2020 roku kiedy się zawalił.

Ofiar nie było. Nie ma też informacji o odbudowie jak dotąd (2023). Wyznaczono trasę alternatywną (dotyczy to odcinka między Esposende a Viana do Castelo, przed Castelo do Neiva).

Wspinamy się z powrotem na wzgórze, gdzie widzimy pierwszą kapliczkę poświęcona św. Jakubowi.

W końcu zmęczeni siadamy odpocząć w cieniu, na kamiennej ławce. Do celu mamy jeszcze około 10 km.

Zbieramy się, Z. wstaje, sięga w bok po plecak, zamachuje się nim, i siada z powrotem. Nagły, silny ból w plecach, nie może się ruszyć. No i co teraz?

Wyciągam Voltaren, środki przeciwbólowe, na kamiennej ławce rozkładamy bluzy, podkładki, siadamy i czekamy, aż przejdzie. Po jakimś czasie, Z. ostrożnie, z moją pomocą, zakłada plecak i idziemy powoli, na szczęście łagodnie w dół, do najbliższej wioski, skąd spróbujemy zadzwonić po taksówkę.

Od czasu tego wydarzenia zawsze zakładamy plecaki ostrożnie, pomagając sobie nawzajem. Kolejna lekcja dla początkujących wędrujących trektryków.

Przy wejściu do wioski jest spory bar. Odpoczywamy, posilamy się, żeby za jedzeniem w miasteczku docelowym już nie chodzić.

Z uliczki naprzeciwko baru wychodzą szybkim krokiem dwaj młodzi ludzie. Dziwię się, że mają takie plecaki jak nasi synowie, po chwili poznaję – to nasi synowie! Tak bardzo byliśmy nastawieni, że spotkamy się w Viana do Castelo, że ich od razu nie poznałam.

Prosimy barmana o sprowadzenie taksówki i jedziemy wszyscy razem 8 km do Viana do Castelo, do centrum, gdzie zatrzymujemy się na dwie noce w pensjonacie. W albergue można zostać na jedną noc.

Z. kładzie się, a my zaraz idziemy szukać apteki. Możliwie dokładnie wyjaśniamy młodemu aptekarzowi co się stało. Zdiagnozował problem od razu słowem sciatica, dostaliśmy odpowiednie leki i zalecenie odpoczynku i ogrzewania bolącego miejsca. Pożyczam u gospodyni żelazko, podgrzewam nim ręcznik co jakiś czas – taki okład przynosi ulgę.

Z chłopakami robimy wielkie pranie w pralce udostępnianej za 5 euro. Gospodyni prowadzi nas do pokoju na ostatnim piętrze i pokazuje, żeby powiesić pranie na przesuwanych sznurach za oknem. Jak zauważamy potem z nabrzeża, nasze ciuchy powiewają dumnie na wietrze nad miastem. Oby nie pofrunęły.

apvc-iconOdwiedzin: 2841