Dzień 21: Villaviciosa – klasztor Valdedios, 10 km

Droga z miasta pnie się trochę pod górę aż dochodzi do miejsca rozejścia się dwóch tras: Camino del Norte (naszej dotychczasowej) i drogi prowadzącej do Camino Primitivo (przez Góry Kantabryjskie). Od początku planowaliśmy przejść tym razem historyczne Primitivo. Może kiedyś dokończymy Norte zaczynając tutaj, na tym rozdrożu.

Przed decyzją czy skręcić tu w lewo na Primitivo czy pójść dalej prosto Norte warto sprawdzić długoterminową prognozę pogody.  Górskie Primitivo, ze stromymi podejściami i zejściami w lasach, może być ciężkie przy długotrwałych deszczach. No i żal byłoby tych dalekich górskich widoków kryjących się za mgłą czy ścianą deszczu.

Na rozstaju dróg, które trudno przegapić, stoi stoisko z owocami, napojami (donativo) i z pieczątką. Są też dwa drogowskazy. Opiekunka stoiska przychodzi z pobliskiego domu, pyta czy może nam zrobić zdjęcia do swojej kroniki. Skręcamy w lewo, w stronę Oviedo.

Dzisiejszy etap jest dosyć krótki, ale chcieliśmy przenocować w prawdziwym średniowiecznym klasztorze, w górach. No bo wiadomo – stary klasztor, góry, widoki, śpiewy mnichów, wspólny posiłek w refektarzu. Czyż nie to przychodzi do głowy na hasło „klasztor w górach”?

To nie do końca był dobry pomysł. Zespół klasztorny Valdedios, z listy dziedzictwa UNESCO, jest wspaniały, ale jako zabytek, zaś już niekoniecznie jako miejsce do nocowania. Wilgoć od przemoczonych ścian, ziąb, pustka. Nie ma się nawet ochoty położyć i odpocząć po południu w takim pomieszczeniu.

Z Villaviciosa dochodzimy tu o godzinie 13.00.

Poza wilgotną salą sypialną na ok. 20 łóżek piętrowych reszta dostępnych pomieszczeń – łazienki, kuchenka, hol, jadalnia – jest sucha i czysta. Nocleg po 6 euro od osoby. Kolacja płatna osobno. Mają też pokoje gościnne na piętrze za 45 euro.

Klasztor jest w dolinie, więc widoków górskich tu nie ma. Ktoś uczy się grać na organach w kościele klasztornym – to tyle jeżeli chodzi o doznania muzyczne. Cicho, samotnie. Nie ma nikogo.

Czy lepsze jest przepełnione albergue czy samotność w takim odludnym miejscu? Trudno powiedzieć. Gdzie są inni pielgrzymi? Wieczorem dochodzi jeszcze jeden człowiek. Nie wiemy kto to, wyraźnie nie ma ochoty na rozmowę.

Kolacja w ładnej jadalni na piętrze. Bierze się przygotowane pojemniczki z lodówki, podgrzewa w mikrofali.

Śniadanie (przyzwoite) na tacy zabiera się na dół przy kolacji. Wszystkie instrukcje na piśmie przypięte do lodówki, nie ma nikogo. Jakoś chłodno, nie tylko z powodu temperatury.

Sam klasztor i kościółek z 893 roku – wspaniałe i autentyczne.

Urokliwy kościółek San Salvador jest uważany za jeden z największych klejnotów sztuki przedromańskiej.

Idziemy na wycieczkę z przewodnikiem, z przybyłą grupą hiszpańskich turystów.

Po zwiedzaniu zostaje nam jeszcze kilka godzin dnia w miejscu, gdzie nie ma nic, poza tym co już widzieliśmy. Zobaczyć to miejsce warto, ale warto też przejść jeszcze trochę trasy tego samego dnia.

Czytanie w słońcu i niezamierzona ilustracja sposobu oklejania stóp taśmą Omnifix, każdego ranka, żeby nie robiły się otarcia i pęcherze. Okleja się, zanim się zrobią – profilaktycznie, w momencie gdy zauważymy choćby lekkie zaczerwienienie lub bolesność.

Z tej mapy na ścianie holu w albergue klasztornym dowiedzieliśmy się, że dróg do Santiago de Compostela jest w sumie 56! Zobaczyliśmy też, ile już przeszliśmy drogą północną. Bez jakichkolwiek dolegliwości.

Kościół San Salvador de Valdedios i klasztor Santa Maria de Valdedios

Kościółek preromański z IX wieku wygląda jak miniaturowa bazylika trzynawowa, z geometrycznymi, bardzo starymi freskami na suficie.

Kościół ten przeszedł najmniej modyfikacji w swojej historii wśród zabytków Asturii.

Mała „zachyłka” dla pielgrzymów, którzy szli tędy tysiąc lat temu. To tak jakby norka przy drzwiach, no ale pod dachem. A wszystko zachowane takie jak było wiele wieków temu.

Klasztor cystersów jest młodszy od kościółka o trzy wieki.  Zgodnie z napisem na portalu został zbudowany w latach 1218-1226. Klasztor pełnił różne funkcje, mieścił szkołę i seminarium duchowne. W 2012 roku wyprowadzili się mnisi. Był to jeden z najważniejszych i najpotężniejszych klasztorów cysterskich w Asturii.

Kiedy krew splamiła Valdedios – Dolinę Boga (kliknij tutaj, aby przeczytać)

Nocą z 27 na 28 października 1937 roku ten piękny krajobraz stał się sceną koszmaru.

Aby opowiedzieć tę historię, trzeba cofnąć się do początków wojny domowej. Po rozpoczęciu wojny domowej, w lipcu 1936 r. miasto Oviedo opowiedziało się za rebeliantami (Franco), podczas gdy inne duże ośrodki miejskie – Gijón, Avilés i obszary górnicze – zachowały lojalność wobec Republiki.

Na obrzeżach Oviedo, znajdował się szpital psychiatryczny La Cadellada. Linia frontu przebiegała tak blisko szpitala, że ​​część pracowników przestała przychodzić do pracy ze względu na niemożność przekraczania frontu. Zdecydowano, że najlepszym rozwiązaniem będzie przeniesienie personelu i pacjentów do opuszczonego klasztoru Santa María de Valdediós.

Wydaje się, że przez długi czas życie toczyło się tam spokojnie, aż w październiku 1937 roku, mniej więcej rok po przeprowadzce, zaczęły napływać niepokojące wieści. Wojska Franco posuwały się naprzód.

W tamtym czasie niektórzy pracownicy szpitala decydowali się na ucieczkę ze strachu przed możliwymi represjami. Inni pozostali, ponieważ uważali, że wypełniają jedynie swoje obowiązki. Żołnierze pojawili się w Valdediós 22 października. Odprawili mszę, po czym rozgościli się w klasztorze. Współistnienie ze szpitalem rozwijało się normalnie.

27 października w klasztorze pojawił się ubrany na czarno mężczyzna, którego tożsamości nigdy nie udało się ustalić, i wręczył dowódcy batalionu listę. Ten ostatni po odczytaniu znajdujących się na niej nazwisk aresztował grupę osób z personelu.

Po południu kazano pielęgniarkom podać żołnierzom obiad w pomieszczeniu zwanym salą fizyki, zapewne ze względu na lekcje, jakie odbywały się tam w czasach, gdy w klasztorze działała szkoła.

Tej nocy żołnierze podsycani alkoholem i bezkarnością zmusili pielęgniarki do tańca, zgwałcili je, a potem zabrali je wraz z innymi pracownikami szpitala na położony za klasztorem kawałek ziemi. Tam zmusili ich do wykopania grobu, a następnie rozstrzelali. Kilka godzin później batalion opuścił Valdediós.

W domu niedaleko klasztoru mieszkała Anita Rodríguez, wówczas dziewczynka, która tego ranka zeszła z ojcem do doliny, aby dowiedzieć się, co było przyczyną krzyków, które słyszeli w nocy. Zastali przekopaną ziemię i wystające z błota kończyny ludzi.

Kilkadziesiąt lat później, w 1965 roku, Anita oprowadzała turystów po klasztorze. Jeden ze zwiedzających poprosił ją, aby pokazała mu salę fizyki. Kiedy do niej weszli, mężczyzna upadł na kolana i wyznał, że był jednym z żołnierzy biorących udział w masakrze i że od tego czasu koszmar tego krwawej nocy nie przestał go prześladować. Po raz pierwszy ktoś głośno opowiedział o historii, która w Asturii była przekazywana szeptem, aż do czasów demokracji. Na zlecenie Towarzystwa Odzyskiwania Pamięci Historycznej w 2003 roku odkopano grób w Valdediós. Znaleziono w nim szczątki siedemnastu osób.

Na podstawie artykułu w ctxt.es/.  2017

apvc-iconOdwiedzin: 2841