Rano po drodze obserwujemy jak do gniazda na kościele donosi śniadanie pani bocianowa, a może jej małżonek. Leci na pobliską łąkę i po chwili wraca ze sporym ładunkiem w dziobie, a z gniazda wyłania się kilka rozwartych nożyczek gotowych na przekąskę.
Trasa Camino wchodzi do centrum pod łukiem kościoła, biegnie wzdłuż głównej ulicy, czyli Calle Mayor do mostu o siedmiu łukach, w tym jeden pod ziemią. Piękna, stara ulica, ciekawy most. Szlak pielgrzymkowy przechodzi obok kościoła św. Jakuba, gdzie przy wejściu wita złocona figura świętego jako pielgrzyma. Warto tu przyjść wieczorem i pochodzić spokojnie.
Na moście mimo wczesnej pory jest już spora wycieczka autokarowa.
Na sławny jedenastowieczny kamienny most wchodzi się lekko pod górkę, czyli jest to most, jak to się fachowo nazywa, o załamanej niwelecie. Kształt odwróconej litery V w mostach średniowiecznych niektórzy autorzy piszący o Camino wyjaśniają ideologicznie – strome wejście na most ma symbolizować trud dążenia do zbawienia. Budowniczy mieli chyba raczej bardziej przyziemne powody dla takiego rozwiązania, które ułatwia przepływ fali powodziowej. Przepływ podwyższonej wody ułatwiają też otwory w podporach.
Most ma też swoją uroczą legendę. Podobno kiedyś w wieży na moście była mała kapliczka a w niej obraz Marii z dzieciątkiem. Mieszkańcy zauważyli tam małego ptaszka, który przynosił wodę z rzeki i omywał twarz Madonny i ogólnie sprzątał nieco w kapliczce. Jego pojawianie się miało zwiastować dobre wydarzenia w mieście. Gdy figurę przeniesiono do kościoła San Pedro ptaszek więcej się nie pojawił.
Czy to ten most jest na banknocie 20 euro? Kliknij tu, aby się dowiedzieć.
W niektórych przewodnikach przeczytamy, że widok mostu w Puente la Reina figuruje na banknocie o nominale 20 euro. Dwie serie banknotów euro zostały zainspirowane tematem „Epoki i style Europy”. Na awersie banknotów głównymi elementami są okna i bramy, a na rewersie mosty. Obie strony mają symbolizować otwartość Europy.
Jednak te obrazy nie przedstawiają rzeczywistych budowli, lecz reprezentują stylizowane przykłady architektoniczne z wybranej epoki. Czy ten na banknocie 20 euro jest podobny do mostu w Peunte la Reina? Oceńmy sami.
Śniadanie w hotelu drogie, więc nie korzystamy, lecz idziemy do chwalonej piekarni, po drodze, na Calle Mayor, gdzie nabywamy co trzeba na śniadanie i na drogę dla obojga za cenę mniejszą niż cena jednego śniadania w hotelu.
Spotykamy Amerykankę, która wczoraj narzekała w barze na ból kolana. Teraz idzie z powrotem do miasteczka mocno kulejąc, z bardzo nieszczęśliwą miną. Ciekawe co zrobi.
Droga wśród pól, lasków. Łatwo aż do stromego podejścia na wysokość autostrady A-12.
W Mañeru jest porządnie zagospodarowany plac odpoczynkowy z ławkami w cieniu i bary. Robimy sobie przerwę na herbatę i tortillę w barze. Mamy okazje zaobserwować życie codzienne emerytów w małym miasteczku w Hiszpanii. Około godziny 11-stej schodzą się grupki, kupują coś do picia, siadają razem i zaczynają rozmawiać. Hałas jest taki, że przy barze trzeba krzyczeć zamówienia. Telewizor jest włączony, ale głos ściszony. Mają zapewne ciekawsze lokalne wiadomości do przekazania sobie niż te w TV.
To się powtarza we wszystkich miasteczkach, gdzie jest bar. Właściciele jakoś mają cierpliwość do tych grup siedzących dwie godziny nad jedną herbatą. Może i u nas, kiedyś, na osiedlach, w wioskach?
Po wyjściu z Mañeru otwiera się przed nami piękny widok. Pola zbóż kołyszą się i falują jak na wielkim, zielonym jeziorze. Winnice na zboczach. Biała pylista droga wije się przez ten krajobraz do wzgórza ze średniowieczną wioską na szczycie. Miejsce, jakby wyjęte ze starego malowidła. Aż się prosi, żeby jakiś jeździec na koniu czy rycerz się pojawił. Rower jakoś tu nie pasuje, zbyt nowoczesny.
Wioska nazywa się Cirauqui lub Zirauki po baskijsku oznacza „gniazdo żmij”, zapewne w nawiązaniu do skalistego wzgórza, na którym została zbudowana.
Siadamy odsapnąć na ławce przed wspinaczką do centrum. Idzie pielgrzym w odwrotnym kierunku, zagaduje skąd jesteśmy. „Z Polski? Byłem w Krakowie. Podobało mi się”. To Francuz, doszedł do Santiago, a teraz wraca do Francji na piechotę. No to ma już niedaleko.
Obok trasy, po paru schodach, znajdziemy trzynastowieczny kościół San Román.
Po wyjściu z Cirauqui, trasa prowadzi wzdłuż odcinka rzymskiej drogi i przez odrestaurowany rzymski most.
Estella
„Następna jest Estella, która obfituje w dobry chleb, wyborne wino, mięso i ryby, i wszelkiego rodzaju szczęścia” – pisze Codex Calixtinus, pierwszy przewodnik po Camino. Estella la bella mówiono o tym miasteczku.
Estella wygląda rzeczywiście na miasto niegdyś zamożne i eleganckie. Wiele godnych budynków z XVI-XVIII wieku, wspaniałe kościoły, mosty i wielka skała w centrum. W średniowieczu było tu 6 schronisk dla pielgrzymów.
Estella, znaczy gwiazda, jak te na Drodze Mlecznej, które prowadziły pielgrzymów. Trzeba zobaczyć trzy romańskie klejnoty: Pałac Monarchów Nawarry, kościół i klasztor San Pedro de la Rúa i portal kościoła San Miguel. Tego ostatniego nie zdążyliśmy zobaczyć.
Estella/Lizarra zyskała na znaczeniu w 1090 roku, kiedy król Sancho Ramirez podpisał plany budowy tutaj centrum handlowego dla francuskich kupców.
Trudne czasy dla miasta i regionu to był wiek XIX z powodu wojen domowych, tzw. wojen karlistowskich, które z przerwami rujnowały ludziom spokojne życie przez ponad 40 lat. Museo del Carlismo w Estella dokumentuje te czasy.
W padającym deszczu znajdujemy nasz albergue – Agora Hostel (pokaż na mapie). Porządny, kilkupiętrowy budynek, nowe wyposażenie w środku, przyjazny personel. Grzeją!
Zwiedzamy miasto i główny kościół San Pedro wysoko po schodach, na skale.
Oj, nie mieli prostej drogi do zbawienia ludzie z niepełnosprawnościami w dawnych latach. Rzadko spotyka się kościół bez choćby kilku schodów.
Syrena o dwóch ogonach wśród egzotycznych rzeźb na portalu.
Schodząc z kościoła można sobie zrobić zdjęcie z pałacem królów Navarry, na który patrzymy – te okna to lustra.
Pałac Królów Nawarry z XII wieku.
Na kapitelu wyrazista rzeźba pokazująca jedną z najpopularniejszych legend tej części Camino – legendę o Rolandzie i olbrzymie Ferragucie.
W tym samym czasie, gdy kwitły pielgrzymki, rozwinęła się inna, świecka tradycja. Było to opowiadanie lub śpiewanie o bohaterskich czynach rycerskich znane jako Chansons de Geste. Tutaj skupiały się one głównie wokół postaci Karola Wielkiego (Charlemagne) i jego rycerzy.
Potomek Goliata kontra Roland – narodziny legendy. Kliknij tu, aby poczytać
Jest ósmy wiek. Powstaje jedna z najbardziej znanych legend drogi św. Jakuba.
Miejsce akcji: Ta historia miała miejsce w pobliżu miasteczka Nájera, na trasie Camino za kilka dni.
Niedaleko Nájera stoi kamienna chata w stylu tradycyjnych budowli winiarskich. Jest to nowo wybudowana chata przeznaczona na miejsce odpoczynku. Niektóre relacje z Camino widzą w niej kształt frankijskiego hełmu, co ma upamiętniać walkę Rolanda z olbrzymem Ferragutem, w tej okolicy.
Ferragut jest saraceńskim gigantem posłanym z Syrii na wojnę Maurów z armią Karola Wielkiego, wyzwalającego te tereny spod ich panowania. Olbrzym zabił już 24 frankijskich rycerzy, wydaje się niepokonany. Ma jednak, tak jak Achilles, jeden czuły punkt.
Roland/Roldan. Jeden z dwunastu parów Francji, siostrzeniec Karola Wielkiego. Podczas powrotu z wyprawy przeciwko Saracenom w 778 będzie dowodził tylną strażą wojsk frankijskich. W czasie przeprawy przez Pireneje jego oddział zostanie napadnięty i pokonany, a Roland zabity. Opiewany w Pieśni o Rolandzie „przerabianej” w europejskich szkołach do teraz.
Ale póki co, Roland prosi króla o pozwolenie na wyzwanie olbrzyma na pojedynek. Zaczyna się pojedynek jak Goliata z Dawidem. Walczą dwa dni, przypadkowo pozabijali sobie konie, walczą pieszo, ale Roland nie może znaleźć sposobu na zranienie olbrzyma. Zapada noc, obaj przeciwnicy padają ze zmęczenia.
I tu opowieść robi się dziwna. Noc spędzają w pobliżu siebie, odpoczywając. Drugiej nocy uprzejmy Roland kładzie gładki kamień pod głową olbrzyma jako poduszkę. Ferragut mięknie, zaczynają rozmawiać, rozprawiają o religii. Z powodów, które trudno pojąć, Ferragut wyznaje Rolandowi, gdzie jest jego jedyny słaby punkt.
Rano dochodzi do kolejnej walki, w której Roland wykorzystuje wiadomość przekazaną mu przez przeciwnika w chwili nocnej słabości i zabija Ferraguta wbijając mu nóż w pępek.
Maurowie wycofują się z Nájera, Roland zostaje bohaterem.
Głodni czekamy do 19.30 na otwarcie baru z jakimkolwiek ciepłym jedzeniem. W barze, w którym znajdujemy stolik jest wywieszka, że wieczorem zapraszają tylko na jedzenie. Pięć stolików, więc gdyby grupka towarzyska tutaj zasiadła na cały wieczór na jednym piwem, firma szybko by zbankrutowała. Grupka towarzyska, męska, siedzi przed barem i chyba obgaduje wychodzących z baru, głównie pielgrzymów.
Konserwator śmiał się i płakał. Czemu? Kliknij tu, aby się dowiedzieć
Jakiś czas temu, w 2012 roku, świat zaśmiewał się z konserwacji obrazu Chrystusa w hiszpańskim miasteczku Borja.
Okazało się, że restauratorka – amatorka przygotowała grunt od dalszej obróbki i wyjechała na krótko. Ktoś zobaczył ten niedokończony obraz i zrobiła się afera. Kiedy miasteczko zorientowało się, że liczba turystów w tamtym roku zwiększyła się u nich do nieznanych przedtem liczb, a wszyscy pytali o obraz, zaniechano dalszej renowacji. Turyści ciągle przyjeżdżają, choć już nie tak tłumnie.
Mniej znany przypadek podobnie udanej renowacji można zobaczyć w Estella, w kościele św. Michała, wysoko na skale. Tym razem liftingowi poddano św. Jerzego.
Tu nie miało to wpływu na liczbę odwiedzających, bo strużka pielgrzymów jest tu stała, a Estella jest jednym z większych miast na trasie z wieloma zabytkami i popularnymi festiwalami latem.
W albergue są łóżka z zasłonkami, lampkami, gniazdkami do ładowania sprzętu, z pościelą. Czysto, ciepło. Cieszą takie proste sposoby zapewnienia prywatności w kilkunastoosobowej sypialni.
Jednak schodki na górne łóżko zaprowadzą kiedyś właścicieli na salę sądową. Kolejny dowód na to, że projektanci powinni obowiązkowo być pierwszymi użytkownikami swoich pomysłowych rozwiązań. Stopień jest dla stopy dziecka. Wchodząc na górne łóżko można się uchwycić tylko jednej śliskiej rurki. Schodzenie jest jeszcze bardziej skomplikowane. No i w nocy Z. ześliznął się ze środkowego schodka. Stopa przecięta ostrym kantem, łydka posiniaczona. Jak kiedyś przydarzy się to komuś z narodów chętnie się sądzących, to może dodadzą jakąś listewkę dla drugiej ręki do górnego łóżka. Nie było komu o tym wspomnieć rano.
Przypis Z.: napisałem do właścicieli, odpisali zaraz obszernie, że im przykro i podziękowali, że – w zgodzie z duchem Camino – nie robiłem żadnych awantur.