Dzień 1 i 2: Passau

Piątek 29.07.22

Jedziemy pociągiem Z Katowic do Passau, z przesiadką w Wiedniu. Cały dzień schodzi na tę dość wygodną podróż.

Na dworcu w Passau (zobacz na mapie) czeka nasz znajomy, Johann, wcześniej umówiony. Robiliśmy kilka projektów europejskich razem. Wytrawny wędrowiec. Pojutrze wyrusza na swoją doroczną wspinaczkę w okolicach Berchtesgaden. Idziemy do piwiarni na dobrą pieczeń i piwo. Siedzimy dwie godziny wspominając stare spotkania, projekty, współpracowników, wyprawy. Fajne spotkanie po ośmiu latach.

Sobota. 30.07.22. Passau

To nasz kolejny raz w Passau, zawsze nam się tu podobało, ale nigdy nie weszliśmy do górującej nad okolicą twierdzy, bo zawsze byliśmy tu służbowo na spotkaniach projektowych i niewiele czasu na zwiedzanie zostawało. Postanowiliśmy, że tym razem zobaczymy Passau i jego niezwykłe położenie z góry – z twierdzy i z kościoła Mariahilf, po drugiej stronie rzeki. Idziemy więc nad rzekę, jedną z trzech do wyboru w tym mieście – nad Dunaj.

Ciepło. Stromą uliczką schodzimy na poziom ratusza i rzeki. Znajdujemy nowe oznaczenie poziomu wody po ostatniej wielkiej powodzi w 2013 roku, tradycyjnie na ścianie ratusza. Bardzo pieczołowicie przechowują te, chyba w końcu smutne pamiątki. Wszystkie stare kreseczki odnowione. Jak widać człowieka zalewała nawet najmniejsza powódź z odnotowanych na murze.

Przy moście znajdujemy po raz pierwszy znak naszego szlaku – Donausteig. Niebiesko-zielony, z Dunajem przypominającym jakby jaszczurkę, ale to zakole przy Schlögener Schlinge, to właśnie, które widziałam na fotografii wiele lat temu. Zawsze cieszy znalezienie pierwszego znaku planowanej trasy.

Przechodzimy mostem przez Dunaj na drugi brzeg, nad rzeką zawisa jedna, ale konkretna chmura.

Zaczynamy wspinaczkę na zamek po stromych kamiennych schodkach, po zboczu. Mniej więcej w jednej trzeciej drogi zaczyna solidnie grzmieć i padać tak gwałtownie, że zanim włożyliśmy kurtki, byliśmy już solidnie mokrzy. Jakby ktoś chmurę nagle rozpruł nad głową.

Takie solidne chlupnięcia są też na szczęście na ogół tyleż gwałtowne co krótkie, więc po niedługim czasie, już bez przeszkód wchodzimy na górę, potem windą jeszcze wyżej, na punkt widokowy, skąd widać jak na dłoni, dlaczego czyjś błąd w wyborze lokalizacji miasta mści się przez kolejne pokolenia. Stare miasto, a zarazem ciągle jego centralna część, nie ma szans nie być regularnie zalewanym. Wąski pasek lądu otoczony z obu stron przez dwie duże rzeki, które łączą się tuż za cyplem w wielki Dunaj i płyną już razem w stronę Austrii. Kiedyś pewnie był to skrawek ziemi łatwy do obrony i dogodny dla handlu, ale ta zaleta została drogo okupiona przez stulecia. Miasto nie rozbudowało się zanadto – ciągle ma trochę ponad 50 tys. mieszkańców.

Twierdza – zamek Veste Oberhaus to dawna rezydencja książąt-biskupów. Piękny widok z góry – wielka katedra z zielonymi kopułami, bajkowy ratusz, kościoły.

Najechanie kursorem = lunetka

A tu to samo miejsce w czerwcu 2013 roku. Największa powódź od 500 lat w Passau. Obie rzeki spotkały się w mieście. Wejście do ratusza zniknęło.

LENNART PREISS/GETTY IMAGES (lunetka)

Johann opowiadał nam jak w pracy pospiesznie z kolegami wynosili sofę na wyższe piętro, gdy woda wlewała się do pomieszczenia.

Dreiflusseeck – miejsce, gdzie spotykają się trzy rzeki.

Fotografia ze strony https://www.deutsche-donau.de (lunetka)

Na fotografii powyżej widzimy po lewej zieloną rzekę Inn przybywającą z południa, z Alp, po prawej modry Dunaj, do którego z boku, koło dolnego zamku wpada z północy prawie czarna od wrzosowisk rzeka Ilz. Z góry wygląda, że to raczej Inn spycha Dunaj przy cyplu, więc może ta druga co do wielkości rzeka w Europie powinna się nazywać Inn? Po angielsku to „gospoda”. Gdy się jednak porówna różne cechy obu rzek, Dunaj wygrywa. Od źródeł do tego miejsca Dunaj jest dłuższy niż Inn, głębszy, ma bardziej stabilny poziom wody niż Inn, który przybiera po stopnieniu śniegów w Alpach. Inn za to jest jedyną rzeką, która zaczyna się w Szwajcarii, a kończy w Morzu Czarnym.

Przyglądamy się drugiej górce, po drugiej stronie miasta i postanawiamy jednak nie iść do kościoła pielgrzymkowego Mariahilf. Trochę dziś za późno. Wygląda, że prosta droga prowadzi przez zabudowany tunel, po schodach, których jest 321. Kolejna wspinaczka, nawet nie na kolanach, dziś nas nie kusi. Może następnym razem, bo miejsce historycznie ciekawe.

Jest to znany kościół pielgrzymkowy ze sławnym obrazem Matki Boskiej z Pasawy Lucasa Cranacha, który jest kopią. Oryginał jest w Innsbrucku. Tutejsza kopia zyskała sławę cudownego obrazu w czasie odsieczy wiedeńskiej. Cesarz Leopold I uciekł w 1683 r. wraz z rodziną i dworem do Passau i codziennie modlił się tu o ratunek dla Wiednia – „Maryjo, pomóż” – „Maria hilf”. „Maria hilf”, stało się okrzykiem bojowym w bitwie z Turkami

Gdyby ktoś chciał iść – wejście znajduje się na ulicy Neutorgraben. Można też pojechać samochodem na punkt widokowy w pobliżu, zwany Napoleonschanze, czyli miejsca fortyfikacji polowej z około 1809 roku. Napoleon zatrzymał się tutaj. Uważał miasto za strategiczny punkt w walce z Austrią.

Zjeżdżamy z zamku pod ratusz za 2 euro busikiem, a tam impreza. Ludzie w strojach ludowych śpiewają, trochę tańczą.

Dwie piękne tęcze na rzeką. Nie ma tęczy bez deszczu. Już prawie wyschliśmy.

apvc-iconOdwiedzin: 2841