Dzień 5:  Almograve – Vila Nova de Milfontes, 16 km

Przyzwoite śniadanie jest uwzględnione w cenie noclegu w tym schronisku młodzieżowym. Dziś mamy mieć łatwy dzień, tylko 12 km marszu. Będzie sporo chodzenia po głębokim piasku, zakładam więc nowe stuptuty.

Z. uważa, że jego zbyt długie spodnie zrobią robotę stuptutów. Słonecznie, ciepło.

Na początek zamieszanie ze szlakiem. Znaki i Garmin prowadzą nas przez zarośla, koło małej oczyszczalni ścieków na niewielką plażę, gdzie ostatni przekreślony znak na stromym i niepewnym wejściu na klif znaczy „nie idź tu”. Wracamy, dorzucając sobie 2,5 km marszu do planowych.

Gdyby ktoś nocował w schronisku młodzieżowym i szedł na północ – po wyjściu ze schroniska trzeba skręcić w lewo, nie do miasta. Przy wyjściu z miasta stara, wiejska pralnia z kamiennymi tarami, na świeżym powietrzu, zbudowana w 1966 roku jak głosi napis, kiedy były już pralki. Ale takie wspólne pranie to musiało być niezastąpione forum wymiany wiadomości lokalnych, jak nasz magiel.

Wchodzimy na klif i zanurzamy się w piachu. Idzie się zaskakująco ciężko.

Ten łatwy etap okazuje się niespodziewanie męczący. Upał, około 30 stopni. Wokół pełno roślinności, ale są to krzaki, niskie rośliny. Słońce praży, ale żeby schować się choćby w skrawku cienia, trzeba by położyć się płasko pod jakimś rachitycznym krzaczkiem. Obciążeni plecakami zapadamy się w piasku. Mamy na szczęście dość wody i elektrolitów. Odpoczynek po 2 godzinach marszu, czy raczej, brodzenia, na miękkim materacyku z macierzanki czy tymianku, w cieniu wyższej wydmy pozwala odzyskać siły na dalszą drogę. Nasze „dopalacze” Nutrend, czyli żele energetyczne sprawdzają się bardzo dobrze.

Klify robią się coraz niższe. Schodzimy coraz bliżej oceanu i plaż. Szlak odchodzi nieco w głąb lądu.

Chwila odpoczynku od skwaru w zielonych tunelach stworzonych przez akacje lub bambusy. W końcu wychodzimy na gruntową drogę prowadzącą przez spalone słońcem pola. Długi marsz tą drogą aż do znaku drogowego kierującego do „Ferry boat” czyli do promu. Znak ten znajduje się na wejściu z drogi gruntowej na asfaltową i kłóci się z przekreślonym znakiem szlaku, czyli nie powinniśmy iść akurat tam.

Bardzo przydatne znaki „nie tędy”. Zapobiegają zapędzeniu się w kierunku niby oczywistym i w rezultacie zgubieniu szlaku.

Wiemy jednak, że żeby zaoszczędzić 4 km drogi na most przez rzekę Mira do miasta, powinniśmy przeprawić się łódką przez rzekę. Schodzimy więc ze szlaku, idziemy asfaltem w prawo i w dół, do przystani. Widzimy pomost i ludzi czekających na łódkę, która właśnie rusza z drugiego brzegu.

Najazd kursorem = lunetka

Fort po drugiej stronie rzeki.

Przyspieszamy, ale dojście na plażę jest dość daleko i zanim wyłonimy się zza wydmy, łódka już jest w drodze powrotnej. Czekamy aż wróci, z młodą Czeszką, Anetą z Pragi. Idzie samotnie z Lagos, nocuje w namiocie najczęściej na klifach, ma zamiar iść z Lizbony do Santiago de Compostela. Dzielna dziewczyna.  

Po około 20 minutach widzimy, że łódka ani myśli wrócić, choć prezentujemy się na pomoście jak możemy, żeby nas zobaczyli, no ale jest nas tylko troje. Dzwonimy na numer na planszy na pomoście. „Finished for today” – słyszymy od przewoźnika – „Take a taxi” – Skończyliśmy na dziś, weźcie taksówkę. Z pomocą restauracji przy pomoście wzywamy taxi i za kilkanaście minut i 10 euro jesteśmy na kempingu Milfontes (zobacz na mapie). Droga na piechotę oznaczałaby wspinaczkę z powrotem na wysokość mostu i marsz 4 km do miasta i dalej w poszukiwaniu kempingu.

Vila Nova de Milfontes

Rzeka i morze

Z wysokiego mostu przez rzekę Mira widać, że Vila Nova de Milfontes skierowane jest raczej w stronę rzeki niż morza. Szeroka rzeka umożliwiała transport z morza w głąb lądu. Wyjątkowo korzystne położenie dla rozwoju miasta. Problemem byli piraci.

Vila Nova de Milfontes, czyli założone w XV wieku Nowe Miasto Tysiąca Źródeł jest największą miejscowością na szlaku – ponad 5 tysięcy mieszkańców. Miejscowość przez wieki miała burzliwą historię, z powodu zagrożeń ze strony piratów i korsarzy – angielskich, holenderskich. W roku 1590 potężny atak korsarzy zniszczył miasto. Wtedy postanowiono zbudować fort São Clemente dla obrony miasta i portu.

W miasteczku znajduje się też pomnik lotników – Monument aos Aviadores – upamiętniający wielkie osiągnięcie lotnictwa portugalskiego, czyli przelot między Portugalią a Makau. Piloci, Brito Paes i José Manuel Sarmento de Beires wystartowali stąd, z okolic Villa Nova de Milfontes. Był to rok 1924. W kwietniu 1927 Sarmento de Beires przeleciał nocą nad Atlantykiem, do Brazylii.

Kliknij tutaj, aby się dowiedzieć kto „ma się do innych panów jak aeroplan do roweru”

Rok później, w Paryżu, Sarmento de Beires, lotnik i poeta, spotkał, znaną z wcześniejszej korespondencji, Marię Pawlikowską-Jasnorzewską i rozwinął się płomienny romans.

Maria, wówczas jeszcze Pawlikowska, pisała do przyjaciółki:

„Jestem – do usług – w Paryżu. … Mam tu romans ze sławnym awiatorem portugalskim Sarmento de Beires. Ma się on do innych panów jak aeroplan do roweru. Tracę głowę, bo nie umiem sobie z tą szaloną, wspaniałą istotą poradzić ani kierować, ani opanować tak, jakbym chciała. Jest on tak przeraźliwie piękny, że tu już kończy się moje życie”.

Kemping w lesie, ogrodzone żywopłotami stanowiska, liczne, czyste łazienki, bar, sklep.

Dwa namioty i dużo kamperów. Ściągam buty ostrożnie spodziewając się, że wysypie się ładna kupka piasku, choć go nie czułam, a tu nic. Stuptuty Viking, krótkie, materiałowe sprawdziły się rewelacyjnie. Nic się nie przedostało, a brodziliśmy po kostki. Nocleg za dwoje kosztuje 12 euro.

apvc-iconOdwiedzin: 2841