Dzień 7: Markina Xemein – Guernica, 12,5 km

Trasa dużo łatwiejsza niż wczoraj, pierwsze 4-5 km po płaskim, potem sporo podejść, ale regularnie przerywane płaskim terenem.

Idziemy przez miłe dla oka, wypielęgnowane miasteczka baskijskie, najpierw wzdłuż strumienia, potem przez tereny rolnicze coraz wyżej, aż dochodzimy do wioski Bolibar, gdzie znajdujemy muzeum Simona Bolivara.

El Libertador – Wyzwoliciel pochodził z tej wioski, tzn. konkretnie jego piąty dziadek, jak nam wyjaśniła po francusku przewodniczka, wyemigrował stąd do Ameryki. Sam Bolivar urodził się w dzisiejszej Wenezueli.

A swoją drogą „piąty dziadek” – czy to nie sensowny sposób określania pokrewieństwa wstecz? U nas byłby to pra-pra-pra-pra dziadek – uciążliwe i nic nie mówiące.

W muzeum wszystko po baskijsku i hiszpańsku, jedna pobieżna ulotka po angielsku. Nieco dalej w Bolibar ryneczek i duży kościół św. Tomasza z portykiem dla pielgrzymów.  Bar, w dobrym miejscu na przerwę w wędrówce.

Wspinaczka w upale do zabytkowego klasztoru Zenarruza u stóp góry Oiz (1,026 m). Jest to jeden z cennych zabytków Kraju Basków. Był przez wieki ważnym etapem wędrówki pielgrzymów do Santiago de Compostela. W kompleksie znajduje się gotycki kościół i liczne zabudowania klasztorne.

W kościele piękny, kolorowy ołtarz w stylu plateresque, walczącym z golizną powierzchni płaskich – „Cechował się bardzo bogatą dekoracją płaszczyzn, dużym nagromadzeniem zawiłych, mocno zagęszczonych i nieregularnych ornamentów przypominających te stosowane przez złotników (hiszp. plateros)” – wyjaśnia Wikipedia. 

Jest tu też hostel, a braciszkowie wypiekają ciastka, które sprzedają w sklepiku przy wyjściu. Tam też przybijają pieczątki w książeczkach credential. Zakonnik, po tradycyjnym zapytaniu skąd jesteśmy, pozdrawia nas po polsku: „Szczęść Boże”.

Dalsza droga głównie w dół, przez las, w cieniu – łatwa. Przed wejściem do Munitibar całe strome zbocze jest zabudowane solidnymi, drewnianymi schodami, z poręczami. Są chyba nowe, bo drewno jeszcze jasne i całość dość czysta. Naliczyłam ok. 280 stopni.

Zejście bez nich musiało być bardzo strome i śliskie, skoro zdecydowano się na taką inwestycję, przecież chyba nie dla miejscowych, którzy mogą sobie drogą dojechać. Ładnie ze strony miasta czy innego sponsora, ale i tak czytaliśmy narzekania niewdzięcznych pielgrzymów, że tyle schodów trzeba przejść.

W Guernice sytuacja z albergue jest niejasna. W sieci ludzie piszą, że jest zamknięte, a więc pozostanie nocleg w jedynym ogólnodostępnym schronisku młodzieżowym, a do tego ceny kwater prywatnych w mieście są zaporowe. Nie ryzykujemy więc 24 km marszu i po 12,5 km, w Munitibar wsiadamy do autobusu do Guerniki. Po pół godzinie dojeżdżamy do miasta; przystanek niedaleko schroniska nazywa się Errenteria, schronisko nazywa się Aterpetxea (w 2023 r.: „czasowo zamknięte”).

W schronisku dostajemy łóżka dolne w sali dziesięcioosobowej, małej, w której nie można otworzyć okien, bo są zastawione piętrakami. Wszyscy (Austriak, Angielka, Szkoci i my) postanawiamy spać przy otwartych drzwiach i uchylonych na ile się da oknach. Mi się trafia uchylenie przy samej głowie, więc śpię świetnie przez całą noc i budzę się, gdy już prawie nikogo w sali nie ma.

Guernika

Ale wróćmy do samej Guerniki. Najstarsza stolica Basków, kilkanaście tysięcy mieszkańców; (obecnie stolicą jest Vitoria Gasteiz). Miasteczko o bogatej historii choć znane najbardziej z tragicznego bombardowania 26 kwietnia 1937 roku, w dzień targowy. Choć miast i miasteczek tak doświadczonych w Europie nie brakuje, to stało się sławne dzięki jednemu obrazowi. W centrum znajduje się replika tego obrazu, na murze.

Szkoda, że kogoś o randze Picassa nie było w Warszawie w 1945.

Miasto odbudowano po śladach dawnych średniowiecznych ulic, ale budynkami z lat 1940-tych.

Dom Zgromadzeń (Casa de Juntas) – niewielki budynek z okrągłą salą obrad, z portretami bohaterów, cytatami i witrażami.

Duża sala z wielkim witrażowym sufitem (235 m2), przedstawiającym postać z kartą praw Basków, ze scenami z życia Basków.

Stoją pod świętym drzewem Guerniki, gdzie przez wieki zbierała się starszyzna, a po włączeniu ziem biskajskich do Kastylii, królowie Kastylii przysięgali przestrzegać tradycyjnych praw Basków – Fueros. Dziś pod tym drzewem szef rządu baskijskiego, czyli Lehendakari, składa przysięgę rozpoczynając urzędowanie.

Drzewo Guerniki, święty dąb – „dynastia” dębów Guerniki wyhodowanych z żołędzi poprzednika, liczy w tej chwili pięciu przedstawicieli.

Dąb pra-ojciec zasadzony w XIV dawał cień obradom starszyzny przez 450 lat (ile to pokoleń ludzkich?). Następny dąb zwany „starym drzewem” trwał przez 150 lat, a jego pień otoczony jest obecnie zgrabną świątynią.

Trzeci dąb przetrwał bombardowanie Guerniki, ale pokonał go grzyb, czwartego zmogła starość, a obecny – piąty – rośnie tu od 2015 roku.

Dąb trzeci i kościół nieopodal to jedyne obiekty nienaruszone przez bombardowanie w centrum.

Zwiedzamy Muzeum Basków. Wyglądamy przez okno w muzeum, a tam grad wali. Wychodzimy tuż przed zamknięciem i po burzy. Głodni wybieramy restaurację nieuważnie i za rybę (dobrą) i 3 piwa płacimy 50 euro. A menu peregrino w barze koło hostelu byłoby po 9 euro. Musimy być ostrożniejsi, bo do końca drogi daleko.

Spacer po przyjemnym miasteczku. Fajne w Camino jest też to, że w zupełnie obcym miejscu, gdzie nigdy nie byliśmy i pewnie więcej nie będziemy, spotyka się znajomych, pozdrawia, zagaduje. Tych znamy z trasy, tamtych z baru, tamtego z „pryczy” obok parę nocy wstecz. Spotykamy kulejącą Belgijkę poznaną już w pierwszy wieczór. W sandałach, na nogach żywe rany po otarciach przez buty. Musi zostać na jakiś czas w schronisku, aż się trochę zagoi. Polecamy jej (i wszystkim tutaj) wspominane już taśmy Omnifix/Hypafix. U nas stopy jak u niemowląt jak dotąd.

apvc-iconOdwiedzin: 2841