Autobus Rede Expressos z Lagos do Lizbony zatrzymuje się w miasteczkach po drodze wzdłuż wybrzeża. Jedziemy do Aljezur skąd mamy około 20 km do Odeceixe.
Aljezur
Na tym etapie krzyżują się szlaki, trzeba wybrać, którędy się pójdzie i mieć mapę pod ręką.
Miasteczko leży około 5 km od morza. W Aljezur dojście na nasz szlak, znajduje się w starej części miasta, czyli wychodząc z placu dworca autobusowego trzeba pójść w stronę, gdzie na wzgórzu widać pozostałości zamku Maurów z X wieku. Była to jedna z ostatnich arabskich twierdz w tej części półwyspu zdobytych przez wojska chrześcijańskie. Zniszczony, tak jak i miasteczko poniżej, przez trzęsienie ziemi w 1755 roku. Pamiątka po Maurach to także nazwa miejscowości – Aljezur. Brzmi podobnie jak nazwa telewizji Al Jazeera. Obydwie nazwy nawiązują do arabskiego słowa znaczącego półwysep.
Jest tu kilka małych muzeów: muzeum miejskie – Museu Municipal , muzeum poświęcone św. Antoniemu – Museu Antoniano i muzeum sztuki sakralnej – Museu de Arte Sacra. Muzea zamknięte w niedziele i poniedziałki.
Białe domki z kolorowymi obrzeżami drzwi i okien, mały kościół, wąskie, kręte uliczki, gorąco. Po wyjściu z miasteczka trasa prowadzi w górę przez najbardziej stromy fragment całego szlaku.
Wspinamy się gruntową drogą z dziesięciokilogramowymi plecakami, na szczęście w cieniu, na rozległą równinę z prostą drogą wśród pól bez żadnych upraw. Tu cienia już nie ma. Wszystko wysuszone, szarawe, jakby przysypane popiołem. Po drodze mijamy duży kemping z małym sklepem samoobsługowym, gdzie uzupełniamy wodę, bo pije się dużo. Rozmiar kempingu przypomina, że tu niedaleko są najlepsze plaże surfingowe w Europie. Latem musi tu być pełno.
Docieramy do wioski Rogil, gdzie robimy sobie przerwę w barze z bardzo dobrą pizzą. W wiosce są bary, hotel, bankomat.
Przez jakiś czas szlak prowadzi teraz wzdłuż ulicy i na skrzyżowaniu, musimy zdecydować czy iść krótszą o 5 km trasą historyczną w oddaleniu od morza, czy dojść na wybrzeże i przejść koło sławnej z urody plaży Praia do Odeceixe. Pięć kilometrów mniej, po kilku godzinach marszu, jednak jest zbyt kuszące i ruszamy w prawo, oznaczoną biało-czerwonymi znakami trasą i mamy wątpliwości czy dobrze zrobiliśmy. Trasa historyczna ociera się o historię jedynie przy zrujnowanych farmach. Nie ma żadnych zabytków, które mogłaby sugerować nazwa. Ta historyczność to chyba w znaczeniu „stara droga” tylko. Idziemy przez pola, laski eukaliptusowe lub sosnowe, po polnych drogach i piasku. Sporo krążenia jakby bez potrzeby, chyba kwestie własności terenów wpływają na przebieg trasy. Droga przeważnie gruntowa, płaska, co jest dobre, ale z drugiej strony każdy przejeżdżający samochód wznieca tuman kurzu. A samochodów jeździ całkiem sporo.
Odeceixe
Docieramy do pierwszych zabudowań Odeceixe (zobacz na mapie). Przy wejściu z południa miasteczko pokazuje się z chyba nowszej, zamożniejszej strony. Ładne domy, ogrody, ładny placyk z ławkami do odpoczynku, wszystko na równym terenie. Wnet jednak zaczyna się ostre zejście do centrum. Po drodze słynny z wielu fotografii odnowiony, dziewiętnastowieczny biały wiatrak.
Niepodobny do naszych wiatraków ze śmigłami. Tu sterczą gołe patyki, na które w razie potrzeby naciąga się materiał. Nadal od czasu do czasu służy do mielenia kukurydzy lub pszenicy. Grupka starszych mężczyzn siedzi pod wiatrakiem na ławeczkach. Spod wiatraka ładny widok na miasteczko poniżej i dolinę rzeki Seixe.
Ciągle w dół. Przodkowie zbudowali to miasteczko na zboczu chyba jako karę za grzechy, swoje i przyszłych pokoleń. Gdzie się nie ruszyć, musisz iść w dół lub w górę. Przejścia między uliczkami przez strome schodki między domami. Do tego główna ulica jest rozkopana i odgrodzona, krążymy więc w górę, w dół, a Garmin pokazuje, że do kempingu, gdzie mamy nocować jest jeszcze 3 km marszu. Potem trzeba będzie jeszcze namiot rozbić – kiedy sobie w końcu usiądziemy? Na liczniku mamy już 20 km, więc postanawiamy poszukać noclegu w miasteczku.
Stajemy pod kościółkiem na równym skrawku terenu i szukamy kwatery na booking.com. Znajdujemy pokój w pensjonacie w ciągu paru minut, w odległości około 100 metrów. Rezerwujemy pokój. Samoobsługowe zakwaterowanie polega na zadzwonieniu na numer wywieszony przy wejściu, jeżeli nie ma klucza z twoim nazwiskiem na tablicy. Gospodarz pyta „A jakie klucze są na tablicy?” Mówimy. „No to weźcie sobie 25” i już parę minut później stoję pod ciepłym prysznicem, a pył drogi spływa ze mnie wyraźnie szarawą strugą. To są piękne chwile w życiu wędrowca.
W restauracji naprzeciwko zjadamy obiado-kolację rybną, potem szybkie obejrzenie urokliwego, czystego miasteczka z małym rynkiem z fontanną. Ludzi w restauracjach sporo.
Odeceixe, (wymawiane Odsejsze) jest jeszcze w prowincji Algarve. Rzeka Seixe, stanowi granicę pomiędzy prowincjami Algarve i Alentejo.
Co znaczy to trudna do zapamiętania nazwa? Przedrostek ode pochodzenia arabskiego oznacza rzekę, a seixe to kamyk, czyli miejscowość to „Kamykowa Rzeka” – Odeceixe.
Kilka słów o hoteliku – małe, ale czyste pokoiki z łazienką. Lodówka z darmowymi soczkami i, co nie zdarza się nawet w drogich hotelach, maszynka do kawy i kapsułki z kawą. Widać troskę właścicieli o klienta. Na wejściu automat z zimną wodą i kubkami, w łazience ostrzeżenie, żeby nie chodzić boso, bo można grzybicę złapać, za oknem sznurek z klamerkami, na drzwiach naprzeciwko obszerne wyjaśnienie, że klucz się zacina i jak prawidłowo drzwi otwierać. Ma się wrażenie, że jakaś troskliwa niewidzialna mama nad wszystkim czuwa.
Garmin Connect podsumowuje nasz dzień uwagą: „Aktywność ponad siły, powtarzać sporadycznie”. A my mamy codziennie do pokonania około 20 km, a piasek jeszcze się na dobre nie zaczął.