Dzień 19: Santiago, 5 km

Rano zbieramy się spokojnie czekając aż deszcz ustanie i ruszamy, domyci i oprani, do Santiago. Już tylko w dół, mostem nad drogą i obok pomnika z płaskorzeźbami przedstawiającymi sławnych pielgrzymów.

Santiago de Compostela

Miasto przedpołudniowe, stosunkowo mały ruch, sklepy dopiero otwierają. Wchodzimy przez bramę na znany nam z zeszłego roku plac przed katedrą. Nastrój na placu taki jak wtedy – radość, zdziwienie, część ludzi leży i patrzy w figurę św. Jakuba wysoko na katedrze. Obok nas grupa około pięćdziesięcioletnich mężczyzn z Ameryki Południowej cieszy się jak dzieci, śpiewają jakąś triumfalną pieśń. Proszą nas o zrobienie im zdjęcia, potem oni robią nam.

Zostawiamy bagaże w hotelu i idziemy do kolejki zarejestrować swoje przybycie i odebrać compostelę. Kolejka do końca korytarza, ale jej „wystanie” zajmuje 1 godzinę 15 minut. Nie należy się więc zniechęcać, myśleliśmy, że zejdzie dłużej.

Po południu muzeum pielgrzymowania, park z najpiękniejszym widokiem na katedrę. Dziś jest 17 maja, Święto Literatury, ważne święto tutaj, dzień wolny. Przed katedrą tańczą taniec galisyjski, z rękami uniesionymi, tak jak na pomniku w Palas de Rei.

Następnego dnia idziemy na mszę dla pielgrzymów w południe. Wyczytują kraje, z których przybyli pielgrzymi w ciągu ostatnich 24 godzin. Kraje są czytane parami, połączone geograficznie. My jesteśmy wymienieni jako „Alemania y Polonia,” Niemcy i Polska – dwa sąsiadujące kraje, normalnie.

Przychodzimy niby wcześnie, około 11.40, ale są już tylko miejsca stojące. Ze schodów, gdzie się rozgościliśmy, przeganiają nas razem z innymi.

Na mszy czytanie intencji w różnych językach. Brazylijczycy po portugalsku wspominają o sprawach socjalnych, po polsku prośba o wzrost powołań kapłańskich, inni ogólnie o pokoju i duchowości.

Patrzę po butach – 90% w obuwiu trekkingowym, czyli prawie nie ma miejscowych. Na koniec głośno odzywają się organy i Botafumeiro rozpędza się i lata wysoko nad głowami, rozchodzi się zapach ziół.

Stajemy w kolejce na zapleczu ołtarza, żeby objąć figurkę św. Jakuba. Zaskakuje metalowa chropowatość i chłód figury, ale zwyczaj miły.

Schodzimy do grobowca, srebrna urna – cel pielgrzymek. 

No to jestem”, mówi za mnie coś w mojej głowie. „Po co przyszłaś?” – czuję pytanie. Nie wiem co powiedzieć. Nie można po prostu przyjść? Jak do kogoś, nie myśląc co ma na obiad?

apvc-iconOdwiedzin: 2841