Historyczne Ribadiso
Spaliśmy w miejscu, w którym pielgrzymi co noc głowę do tobołka przytulali od XVI wieku. Dobrze się spało. Z. proponuje wynajem pokoju w pensjonacie na następna noc, ale mówię nie. Nie mogę się tak rozmemłać dwa dni przed metą. Dziś tylko napoje po drodze.
Rano doceniamy urodę tej popularnej miejscowości, a i samego albergue też. Pięknie zachowana wioseczka na około 100 mieszkańców, kamienne, schludne domy, rzeczka Iso i ten sławny rzymski most.
Most ma bardzo długą historię, sięgającą czasów Cesarstwa Rzymskiego. Była to część szlaku, który prowadził do ważnego rzymskiego miasta Lucus Augusti czyli dzisiejszego Lugo. Od średniowiecza jest używany przez pielgrzymów. Nasze kamienne schronisko dla pielgrzymów nad rzeką wygląda jak zamrożone w czasie. Teraz cała miejscowość to jedno wielkie schronisko w sezonie. Do Santiago zostało już tylko 40 kilometrów.
Z doliny nadrzecznej trzeba wyjść dość wysoko na drogę do Arzua. Przedostatni dzień, przyjemny, pogodny. Wioski wyraźnie bogatsze, ładniejsze niż kilka dni temu w górach. Jasny kamień na fasadach, dużo kwiatów, nie ma krów na drodze. Trasę Camino poprowadzono tu sensownie – przejścia pod drogami, jeżeli wzdłuż szosy to osobną ścieżką, trochę mniej wspinaczki.
Tylko napoje dziś.
Gdy się zna smak arcydzieł piwowarstwa kraftowego, to piwko na stole można uznać za pokutę. Innych nie ma.
Konie pielgrzymów konnych spożyły żywopłot przy barze.
A po drodze „Ściana Mądrości” – cytaty i pytania do refleksji po drodze. Napoje donativo.
Wśród wielu innych jest takie pytanie:
„Wyobraź sobie, że Jezus powrócił. Byłby baptystą, katolikiem, ortodoksyjnym grekokatolikiem…?”
O Pedrouso
Przy wejściu do O Pedrouzo widzimy, a raczej wcześniej słyszymy, reklamę albergue Porta de Santiago (zobacz na mapie). Zdjęcia i prezentacje w specjalnym pudle przy drodze nas przekonują i postanawiamy tam iść. Dobry wybór, można polecić. Porta de Santiago leży przy głównej ulicy. Obok sklep, bary naprzeciwko, pełne pielgrzymów, którzy znikają około 21.30, przed zamknięciem albergów.
Albergue jest nowy, czysty, kolorowy, dużo miejsca między łóżkami, a na dolnych łóżkach można usiąść prosto. Niby nic, ale jak się trzeba rano spakować jednocześnie z sąsiadem, w przejściu o szerokości bioder, a siedząc na łóżku skalpuje się sobie głowę przy każdym ruchu, to takie hojne podejście do przestrzeni cieszy.
Miejsce wspólne do siedzenia, kuchnia z kuchenką mikrofalową i elektryczną. W wielkiej pace rzeczy zostawione przez pielgrzymów dla następnych. Zostawiam moją nową, zbyt dużą pelerynę, biorę sobie książkę „Jan Karski” francuskiego autora.
Pożyczam Dunce mój telefon, bo jej się rozleciał. Ona sprząta kuchnię po naszym posiłku. Będzie brakowało takich naturalnych, niewymuszonych kontaktów z obcymi ludźmi.
Ludzie jakoś przycichli. Pewnie myślą o jutrzejszym dniu. Jutro większość wejdzie do Santiago.