Noc w albergue przemęczona. Przeze mnie, bo Z. śpi w każdych okolicznościach. Przed 23.00 hospitalera przeszła wzdłuż długiej ściany i zamknęła wszystkie szczelne okna, potem drzwi do sali. Na drzwiach wywieszki, że mają być zamknięte. Po północy uchyliłam okno obok siebie, bo nie było czym oddychać, trochę pomogło. Około czwartej już połowa okien była uchylona. Nie pojmuję tutejszego podejścia do świeżego powietrza w nocy, to zamykanie szczelnie pomieszczeń się powtarza. Nauczona doświadczeniem zawsze biorę na wyprawy audiobook na telefonie i słuchawki, żeby czymś bezsenne albergowe noce zapełnić. Na tej wyprawie towarzyszy mi „Emerycka szajka idzie na całość” Cathariny Ingelman-Sundberg. Krzepiąca lektura o tym, że życie zaczyna się po osiemdziesiątce, zabawna, odprężająca.
Rano próbujemy zrobić sobie herbatę w wielkiej kuchni z długim rzędem nowoczesnych czerwonych szafek – nie ma ani jednego kubka, garnka. No tak, pobliskie bary pewnie prowadzą sami krewni i znajomi. Popijamy biszkopta wodą i w drogę.
Zanim na camino zrobisz zakupy produktów wymagających ugotowania najpierw sprawdź, czy jest je w czym ugotować.
Słońce wschodzi nad O Cebreiro. Ruszamy w drogę.
Droga mniej więcej do połowy dość ciężka, bo dużo wejść i zejść, ale ładna – przez las, ścieżkami wzdłuż szos. Na przełęczy św. Rocha – Alto de San Roque (1271 m n.p.m.) stoi wymowny pomnik pielgrzyma idącego pod wiatr i piękne widoki na góry O Courel i Os Ancares. Kiedyś na tym wygwizdowie stała kaplica poświęcona św. Rochowi, która być może uratowała niejednego pielgrzyma od zamarznięcia. Stojąca tu od roku 1993 brązowa rzeźba ma być hołdem złożonym pielgrzymom i bardzo trudnym warunkom wędrówki w tym rejonie zimą.
Fonfria
Dziś zatrzymamy się w Fonfria, w albergue A Reboleira (zobacz na mapie), w pokoju dwuosobowym, żeby odespać poprzednią noc.
W Fonfrii wita nas stado krów w pobliżu albergue. Sam albergue bardzo przyjemny – bar salon, jadalnia i nasz dwuosobowy ciepły pokój z piękną łazienką i miękkim łóżeczkiem.
Obsługa miła. Padam i śpię aż do wspólnej kolacji, którą podają w palloza obok. Super, zobaczymy jednak palloza w środku.
Na wspólnej kolacji sporo pielgrzymów. W menu zupa, gulasz z ryżem, ciasto, wino. Siedzimy obok Portugalczyków. Dowiadujemy się, że sławne ciasteczka pasteis de Bellem, te sklepowe, robią teraz Chińczycy i to już nie to co kiedyś, a także o rejsach trzydniowych po rzece Douro z zawijaniem do winnic na degustacje. Może kiedyś.
Miły wieczór, doskonały odpoczynek w tym rodzinnym prywatnym albergue godnym polecenia. Mają miejsca noclegowe w sali ogólnej i pokoje dwuosobowe.