Dzień 30: Ourense – Santiago de Compostela

Z Ourense do Santiago de Compostela jedzie się pociągiem 40 minut, koszt 13 euro od osoby. Widoki za oknem pociągu galicyjskie – bujna zieleń, górki. Ładnie.

W Santiago po drodze na kwaterę spotykamy pochód pierwszomajowy, a raczej demonstrację z transparentami, okrzykami. Idzie kilkaset osób.

A przez tę bramę wchodzi do Santiago trasa Via de la Plata.

Na placu przed katedrą (pokaż na mapie) jak zwykle święto przybyłych. Chór francuski śpiewa, wszyscy się fotografują z katedrą, my też.

Katedra odnowiona, elewacja jasna, czysta. Pogoda ładna, ludzie siedzą, leżą na placu, próbujemy poleżeć i my.

Najechanie kursorem = lunetka

Z tej perspektywy widzimy, że Święty Jakub na wieży spogląda przechylając głowę, jakby pobłażliwie. Nie chce nam się schodzić z placu, bo tu jeszcze trwa Camino, w mieście już życie po-caminowe. Jest takie?

Najechanie kursorem = lunetka

Wewnątrz katedry remont.

Już czwarty raz wchodzimy na plac katedralny w Santiago de Compostela z drogi, ale nie można powiedzieć, że to moment już rutynowy. No nie da się nie poczuć czegoś po czterech tygodniach zdążania tutaj zmagając się z pogodą, zmęczeniem, itp.

Czy w odniesieniu do takich osobników jak my i wielu innych tutaj można powiedzieć, ze mają caminowy syndrom sztokholmski? Przez parę tygodni jest niby opresja codziennego obowiązku wielogodzinnego marszu, zmęczenie i te wszystkie pęcherze, zimne lub duszne albergi i co tam jeszcze, a chce się, żeby to nadal trwało. Nie można się odczepić od „opresora”. Jutro minie dokładnie miesiąc, odkąd 2 kwietnia wyruszyliśmy z domu. Ależ to było dawno!

Jutro w Londynie czekają na nas dzieci i wnuczęta. Nasz prywatny, po-caminowy Oskar i Nobel w jednym.

apvc-iconOdwiedzin: 2841