Drogę św. Jakuba przez stare miasto w Pontevedra wyznacza szereg małych niebieskich światełek wbudowanych w chodnik. Przydają się, gdy się wychodzi wcześnie rano. Puente del Burgo, most na rzece Lérez ozdobiony muszlami, ładnymi latarniami, tylko dla pieszych, wyprowadza z miasta grupki ludzi z plecakami. Ładnie Pontevedra żegna, zapewne porządnie napojonych, pielgrzymów. Jest chłodno i mokro, idzie się dobrze.
Trasa jest dość malownicza i niezbyt wymagająca. Małe miasteczka i osady przeplatają się z zacienionymi leśnymi ścieżkami. Idziemy przez lasy dębowe i eukaliptusowe, winnice i pola kukurydzy.
Kilka szczegółów godnych odnotowania na trasie.
Pielgrzymi układają przy drodze takie kopczyki kamieni.
Tradycja mówi, że w każdym pozostawionym kamyku jest coś, czego pielgrzym nie chce już nieść – emocje, problemy. Jednak chyba często jest to tylko gest powtarzany, bo tak należy na camino.
Zejście na Variante Espiritual czyli drogę alternatywną jest dobrze oznakowane i opisane. Większość pozostaje na tradycyjnej trasie – do Santiago już tak blisko.
Po około 45 minutach marszu od mostu Burgo trafiamy na malowniczy zakątek we wsi Alba – najpierw jest cmentarz za kamiennym murem, a za zakrętem po lewej, na małym pagórku pojawia się granitowy kościół pochodzący z XII wieku. Pierwsza wzmianka o kościele pochodzi z 1019 roku, sprzed tysiąca lat.
Jeżeli jest zamknięty, można chwilę posiedzieć na ławce koło człowieka w okularach. To były proboszcz, upamiętniony przez parafian.
Dalej stoi kamienny, podwójny krzyż. Wszystko razem tworzy urokliwe miejsce.
Tajemniczy ogród? Nie, tu podobno była plebania.
Dzisiaj towarzyszą nam tory kolejowe na wysokim nasypie. Ruchu wielkiego na nich nie widać.
W Portela zachodzimy do baru z dobrym menu i poznajemy trzy sympatyczne Bułgarki, matkę i 2 córki. Potwierdzają naszą obserwację, że bardzo niewiele osób z Bułgarii spotyka się na Camino. Dla nas jest to pierwsze takie spotkanie. Jedna z córek kuleje, ma kłopoty ze stopą.
Odpoczywa tu też przygnębiona młoda dziewczyna, chyba z Ameryki Południowej, idąca bardzo powoli, ze stopą obwiązaną, w kapciowatych trepkach. Przypomina nam się własny kłopot z plecami Z., o którym już zapomnieliśmy i doceniamy, że mamy szczęście jak dotąd. Nam tylko pęcherze na stopach dokuczają.
Oni muszą przejechać 200 km, żeby dostać compostelę.
Już niedaleko:
W jednej z wiosek przed domem stoi gospodarz i zaprasza na degustację własnego wina. Nie wypada odmówić.
Publiczna pralnia w wiosce Tibo:
I dochodzimy do następnego ciekawego miasta etapowego. Tu też dobrze byłoby mieć kilka godzin na zwiedzanie i rzadką frajdę – moczenie się w gorących źródłach, płatnych lub darmowych.
Caldas de Reis
To nazwa miejscowa, galicyjska; po hiszpańsku to Caldas de Reyes, a obie znaczą „gorące źródła królewskie”. Dla Rzymian było to Aqius Celenis i to oni założyli tu kąpieliska i stację etapową na Via Romana XIX. W mieście i okolicy jest sporo pozostałości po imperium rzymskim: stele nagrobne, ołtarze wotywne, kamień milowy, trzy mosty.
Tu urodził się Alfons VII król León i Kastylii (1105-1157) i na jego pamiątkę dodano „de Reis” do nazwy.
Miasteczko ma koło 10 tysięcy mieszkańców, leży u zbiegu rzek Umia i Bermaña.
Gdzie się pomoczyć zdrowotnie? Kliknij tutaj.
W centrum miasta znajdują się dwa kąpieliska:
Balneario Acuña, w budynku o architekturze galicyjskiej z początków w
XX wieku, nad rzeką, niedaleko trasy camino, droższe.
Balneario Dávila z poł. XVIII, z ogrodem bambusowym, na trasie camino, przy moście na większej rzece Umia, tańsze.
Temperatura wody waha się od 420C w spa Acuña do 480C w spa Dávila.
Otwarte źródła i zbiorniki zwane burga, gdzie można nogi moczyć, są bezpłatne. Na stronie ratusza jest mapka miasta z zaznaczonymi kąpieliskami i zabytkami.
Zabytki, jedzenie, egzotyczna przyroda
Przy wejściu do miasta mijamy romański kościół Santa María de Caldas, z Barankiem Bożym na tympanonie, a w środku na ścianie są płaskorzeźby ze statkami Kolumba.
Iglesia de Santo Tomás Becket – tak, to kościół pod wezwaniem angielskiego świętego.
Thomas Becket przebywał w Caldas de Reis około 1167 roku podczas swojej pielgrzymki do Santiago z Portugalii wzdłuż wybrzeża. W Caldas zatrzymał się w starym albergue, naprzeciwko otwartego kąpieliska. Wkrótce po jego nagłej śmierci w katedrze Canterbury poświęcono mu tutaj kościół.
Kamień użyty do budowy obecnego kościoła w XIX wieku pochodził z rozbiórki wieży królowej Kastylii Urraci, matki wspomnianego Alfonsa VII. Jedenastowieczna wieża stała przy rzymskim moście, którym pójdziemy jutro.
Okna recyklingowane z wieży można zobaczyć w absydzie kościoła.
Kościół stoi w centrum miasta, otoczony gajem wysokich palm, w których ćwierkają ptaki. Przyjemne miejsce.
Nad brzegiem rzeki Umia, przy moście, znajduje się legendarna tawerna O Muiño, otwarta w 1947 roku. Mówią, że warto ją odwiedzić, choćby tylko po to, żeby napić się lokalnego wina Albariño.
Rzeka Umía dostarcza pstrągów i minóg, często zapiekanych w empanadach.
Mają też roscon –
ciasto przedstawiające jakby dwie splecione postacie. Istnieje wiele interpretacji tej formy. Fanchucos to z kolei kukurydziane bułki maślane. Warto rano, przed drogą, zajrzeć do piekarni.
Za rzeką Umia, znajduje się stuletni park botaniczny, w którym można zobaczyć 150 gatunków roślin z pięciu kontynentów, w tym kolekcję okazów kamelii. Carballeira to gaj dębowy gdzie odbywają się koncerty muzyczne. Fajnie byłoby trafić na koncert lokalnej muzyki w dębowym gaju nad rzeką.
Małe stare centrum, wszędzie blisko, a tyle różnorodności i historii. Podoba nam się tu.
Niezwykły skarb – kliknij tu, aby przeczytać.
Jeden z największych skarbów prehistorycznej Europy wykopano właśnie tutaj.
Był grudzień 1940 roku. W miejscu zwanym As Silgadas grupa mężczyzn pracowała przy wykopywaniu otworów pod kamienne słupy dla nowej winnicy. Jeden z mężczyzn wbił w ziemię żelazny pręt, a wyciągnął złoty, to znaczy pręt przebił i wyciągnął kawałek cienkiej złotej blachy. Za następnym wbiciem zdumiony robotnik wyciągnął piękny złoty pierścień. Łatwo zgadnąć co było dalej. Łącznie przypadkowi odkrywcy wykopali kilkanaście kilogramów przedmiotów wykonanych ze złota o niezwykłej czystości.
To był czas powojennej, dotkliwej biedy. Odkrywcy postanowili, że nie powiadomią władz o odkryciu, podzielą kosztowności między sobą i sprzedadzą złoto na czarnym rynku.
Jednak kilka miesięcy później do policji dotarły pogłoski, że w tawernach jacyś ludzie opowiadają, że w domach piją ze złotych kielichów. Wkrótce aresztowano wszystkich zamieszanych w sprawę i pośredników handlowych.
W czerwcu 1941 r. odnaleziono resztę skarbu, czyli 14 kilogramów i 900 gramów. To złote przedmioty pochodzą z epoki brązu (II tysiąclecie p.n.e.).
Według przeprowadzonych badań złoto charakteryzuje się dużą czystością, co oznacza, że było zbierane w rzekach. Szacuje się, że aby zdobyć taką ilość złota, potrzeba było około dwudziestu osób, które spędziły cały rok na przepłukiwaniu piasków rzek w poszukiwaniu szlachetnego kruszcu.
Nie znalazłam informacji o tym jak się ta historia skończyła dla odkrywców skarbu.