Najważniejszy element wyposażenia każdego piechura. Na nich nie można oszczędzać i wybrać je trzeba bardzo starannie.
Wysokie, średnie, niskie? Co kto lubi – zimą raczej wysokie i średnie, latem, naszym zdaniem, raczej niskie.
Z membraną wodoodporną, czy bez? Znów – co kto lubi. Te bez membrany są bardziej przewiewne, te z membraną, wiadomo, nie przemakają. Można w nich przejść przez płytki strumyk (zdarzało się), a w razie ulewy, jeśli włożymy nieprzemakalne ochraniacze na spodnie oraz dobrą kurtkę, dotrzemy sucho do celu (też się zdarzało).
Z. używa od lat butów Salewa Wildfire. To niskie buty z membraną Gore-tex.
Sprawdzają się dobrze na śliskich skałach, gorzej (niski bieżnik) na śliskim gruncie. Starsza wersja butów, reklamowanych początkowo jako podejściówki, miała nieco zbyt cienką podeszwę jak na trekking. W nowej już stopą nie policzymy kamyków na których właśnie stanęliśmy.
U. za radą fizjoterapeuty do którego trafiła w Logroño z bólem kolana, używa butów z grubą, amortyzującą podeszwą.
Trzeba się przyzwyczaić do chodzenia w takich butach, ale chyba na bolące kolana pomagają.
Na zakupy radzimy wybrać się do dobrego sklepu sportowego i spędzić tam dużo czasu. Dobry sklep poznamy m.in. po tym, że będzie tam pochylnia, na której sprawdzimy, czy końce palców nie „dobijają” do czubków butów przy stromym zejściu. Z. nie sprawdził pary dobrych (poza wielkością) butów i po zejściu z pewnej górki w austriackich Wysokich Taurach przez parę miesięcy oglądał schodzące (znacznie wolniej) paznokcie.
Pamiętajmy także, że po pewnym czasie wędrówki noga lekko puchnie i powiększa swoją objętość. No i oczywiście trzeba mieć koniecznie na stopach skarpety z którymi butów zamierzamy używać.
Jeśli będziemy podczas naszej wędrówki nocować w albergach koniecznie spakujmy wygodne plastikowe klapki. W albergue nasze buty trekkingowe musimy zostawić na półce przy wejściu.