Camino w Portugalii. Zgrzani siadamy na ławce w cieniu. Po kwadransie, szykując się do dalszej drogi, Z. nonszalancko zamachuje się plecakiem na plecy i zostaje w tej pozycji.
Do celu jeszcze około 10 km.
Po zażyciu środków przeciwbólowych, odczekaniu aż ból zelżeje, ostrożnie zakłada z moją pomocą plecak i idziemy do najbliższej wsi, gdzie jest bar. Pomocny personel sprowadza nam taksówkę do najbliższego miasteczka, do którego mieliśmy iść. Tam idę do apteki, opowiadam i pokazuję objawy farmaceucie, a ten sprzedaje mi zapas lekarstw. Kwaterujemy się w pensjonacie na dwie noce, potem jeszcze jeden etap przemierzamy pociągiem. Dolegliwość mija.
Od tej pory zawsze wkładamy plecaki ostrożnie, pomagając sobie nawzajem.