Ciekawe trasy piesze niedaleko Londynu

Seaford – Seven Sisters – Eastbourne, 24 km

<strong>Seven Sisters</strong>

Seaford – Seven Sisters – Eastbourne, 24 km

wrzesień 2017

Wyprawa szlakiem nadmorskim, niedaleko Londynu. Byliśmy tam wczesną jesienią. Niezapomniana trasa.

Siedem Sióstr to seria kredowych klifów rozciągających się od Cuckmere Haven do Birling Gap w East Sussex w Anglii.

Białe klify w Dover może są sławniejsze, bo tam dopływają promy i więcej ludzie je ogląda, ale klify Siedem Sióstr są piękniejsze. Paleta barw jest tu oszczędna – biel skał, zieleń trawy, morski kolor morza i jakie się akurat zdarzy niebo, ale w ramach tej palety natura stworzyła tu prawdziwie piękne dzieło. Najbardziej malownicze widoki zobaczy się idąc z zachodu na wschód, z Seaford do Eastebourne.

Na klifach, dla własnego bezpieczeństwa należy zawsze zachowywać odległość minimum 5 metrów od krawędzi. Kreda jest krucha, trawa śliska. Ścieżka jest wydeptana w bezpiecznej odległości od brzegu klifu.

Pociągiem z Londynu z Victoria Station, jedziemy około półtorej godziny do Seaford. Najłatwiej i najtaniej jest dojechać autobusem z Brighton nad morzem.

Wieje mocno już na dole, morze wzburzone. W barze, w którym zatrzymaliśmy się na herbatę barman mówi, że dzisiaj by nie szedł na klify jakby nie musiał. My chcemy, bo nie wiadomo, kiedy znów tu będziemy mogli wrócić, a bilety powrotne z Londynu kosztowały Maćka ponad 70 funtów. Wyruszamy do Eastbourne, przed nami 24 kilometry po klifach.

„Niebo się w morzu przegląda”

Wchodzimy wysoko na klif i dech nam na początek zapiera, nie tylko zachwycający skądinąd krajobraz, ale i wiatr.

Seaford zostaje coraz bardziej w dole

Malowniczy szlak prowadzi do zatoki Cuckmere Haven. Pojawia się najbardziej znany widok na tej trasie – Seven Sisters czyli Siedem Sióstr. Skał jest w sumie osiem, a nazwa podobno pochodzi od siedmiu sióstr, które tu kiedyś między klifami mieszkały. Każdy z klifów ma swoją nazwę, najwyższy – Beachy Head ma 162 metry wysokości.

Tak spektakularna okolica znalazła się oczywiście w wielu filmach, m.in. „Robin Hood” z Kevinem Costnerem, „Pokuta” z Keirą Knightley, „Oblicza Śmierci” o Jamesie Bondzie, i innych. Słynne domki straży przybrzeżnej:

Zejście w dół, na plażę, nad rzekę Cuckmere.

Podczas odpływu można przejść przez rzekę i przez plażę wrócić na klif. Podczas przypływu trzeba pójść około kilometra w głąb lądu, wzdłuż rzeki, do Cuckmere Inn, gdzie znajduje się most. Po przejściu mostu skręcamy z powrotem w stronę wybrzeża. Cuckmere Inn to pierwsze z trzech miejsc na trasie, gdzie można coś zjeść.

Teraz chodzenie po tych klifach przypomina próby wyjścia z wielkiej zielonej miednicy, jak w dziwnym śnie. Schodzi się 40-50 metrów na dno wielkiej zielonej michy, wychodzi na górę, chwila po równym i następna przepastna zielona miednica czeka. I tak kilka razy.

Nagle zaczyna padać. Gwałtowny, prawie poziomy drobny deszcz, który sprawia, że spodnie z przodu, skąd zacina, mamy momentalnie mokre a z tyłu suche. Dobrze, że są szybkoschnące i cienkie. Wyschły przed końcem wycieczki.

Suszenie mokrej garderoby. 

W Birling Gap jest kawiarnia, centrum dla zwiedzających, sklep i toalety, wszystko otwarte codziennie od 10 do 17. Tu jest największy ruch na trasie, bo można tu dojechać samochodem. Można zejść po schodach na kamienistą plażę.

Siostry z drugiej strony, za Birling Gap

W pewnym momencie widzimy jak młody Japończyk, z którym się mijamy po drodze, rzuca się w stronę brzegu urwiska. Po paru sekundach grozy okazuje się, że gonił okulary, który mu odfrunęły z nosa. Złapał.

Tu można zamieszkać.

Najwyższy klif Beachy Head i latarnia zbudowana w 1832, obecnie odrestaurowana i odnowiona oferuje niezapomniane pobyty z 360-stopniowymi widokami.

Obecnie działająca latarnia znajduje się pod klifem, na plaży. W pobliżu Beachy Head znajduje się pub z miejscami do siedzenia wewnątrz i na zewnątrz.

Ostatnie spojrzenie wstecz

Przed nami klif z widokiem na Eastbourne, nasz cel. Schodzimy. Biały, elegancki wiktoriański kurort z promenadą nad morzem, plażą i molo.

Średnio eleganckie, ale dobre frytki z rybą i szybko na pociąg do Londynu, gdzie Maciek biegnie w biegu charytatywnym i chcemy go powitać na mecie koło Tower. Dobiegł wcześniej niż my dojechaliśmy.

<strong>The Thames Path</strong>

The Thames Path – Ścieżka wzdłuż Tamizy

Bez wyjeżdżania z Londynu można odbyć ciekawą wycieczkę wzdłuż Tamizy po dobrze oznaczonej trasie. Ciągnący się przez wiele kilometrów szlak Thames Path National Trail prowadzi przez piękne i sielskie angielskie krajobrazy, a następnie przez Londyn. Jest to ścieżka popularna, chodzi i jeździ tędy sporo ludzi. Warto wybrać odcinki poza ścisłym centrum.

Kew Gardens – Hampton Court, 22 km

My poszliśmy ze stacji metra Kew Gardens do Hampton Court, skąd wróciliśmy łódką do Richmond i dalej metrem.

W Teddington Locks są śluzy rzeczne. Wokół śluz dużo miejsc siedzących nad rzeką. Tu można sobie zrobić przerwę i obserwować łodzie przepływające przez śluzy.

Warto zejść ze ścieżki do starego centrum Kingston-upon-Thames (przed przejściem przez most). Miejsce nazywane jest kolebką Anglii. W X wieku tu odbywały się koronacje królów Wesseksu i pierwszych królów angielskich. W kościele zachował się kamień koronacyjny używany podczas ceremonii koronacji. Miasto zostało zbudowane przy pierwszej przeprawie przez Tamizę w górę rzeki od London Bridge, a obecny most stoi w tym samym miejscu.

Jeszcze około 6 km przyjemną ścieżką wśród zieleni, po drugiej stronie Tamizy, do pierwszego spotkania z rezydencją króla Henryka VIII.

Hampton Court, rezydencja Henryka VIII

Stąd można wrócić do Londynu pociągiem lub łódką.

<strong>Richmond Park</strong>

Richmond Park, Londyn

Podziwiamy w Londynie niezachwianą przez pokolenia dbałość o tereny zielone i parki w mieście. Ta niezależna od aktualnej opcji politycznej będącej u władzy stała dbałość czyni z tego molocha miejsce przyjemne do życia na znacznym jego obszarze. Do tego dochodzi wiele działań proekologicznych i dziś w Londynie oddycha się dobrym powietrzem a w Tamizie pływają ryby.

A w grudniu 1952 roku wielki smog zabił tu tysiące mieszkańców.

Według raportu opublikowanego kilka lat temu, Londyn jest najbardziej zielonym dużym miastem w Europie i trzecim najbardziej zielonym miastem tej wielkości na świecie.

Obejmuje 35 000 akrów publicznych parków, lasów i ogrodów, co oznacza, że 40% jego powierzchni stanowią ogólnodostępne tereny zielone.

Kolejne europejskie miasto na liście – Berlin, ma zaledwie 14,4% powierzchni zieleni.

Jednym z niezwykłych parków, całkiem niedaleko centrum, jest Richmond Park. Ze wzniesienia King Henry’s Mound widać miasto i katedrę St Paul’s w oddali.

Największy królewski park w Londynie, niewiele się zmienił, odkąd w 1621 roku król Karol I ogrodził teren w pobliżu swojego pałacu i teren łowiecki. Jelenie żyją tu od XVII wieku. Obecnie jest tu ponad 600 osobników. Obejście parku dookoła to dystans około 11 km.

Nigdy nie wiedzieliśmy takich stad jeleni i z tak bliska.

<strong>Newlands Corner</strong>

Tym razem najstarszy syn bierze wolne w pracy, wnuk bierze wolne w przedszkolu i jedziemy podziwiać piękno angielskiego krajobrazu na zachód od Londynu.

Uroczy zakątek, rezerwat przyrody, akurat na jednodniową wyprawę. Newlands Corner to punkt startowy wycieczek i popularny punkt widokowy na wzgórza Surrey Hills. Znajduje się tu duży bezpłatny parking i Visitors Centre, gdzie można dostać informacje na temat szlaków. Przez rezerwat prowadzi kilka szlaków o różnym stopniu trudności, w tym dostępny dla wózków. Na terenie rezerwatu warto odwiedzić kamienny normański kościół St Martha’s, Silent Pool czyli Cichy Staw i malowniczą wioskę Shere. Newland Corner znajduje się na południowy – zachód od centrum Londynu, w pobliżu miasteczka Guildford, skąd można dojechać na miejsce autobusem 25.

Jest wiele takich miejsc w pobliżu stolicy, gdzie na pierwszy rzut oka trudno zgadnąć, że jest to miejsce o bogatym życiu historycznym. Lasy, pola, wzgórza falujące, zielono i miło; żadnych ruin, zamków czy monumentów. A jednak działo się tu wiele.

Podróżując w czasie w tym rezerwacie o powierzchni 103 hektarów moglibyśmy zobaczyć pogańskie rytuały na wzgórzu, spotkać złego króla Jana robiącego coś bardzo złego, pielgrzymów idących grzbietem wzgórza do Canterbury (bo w dole, w lesie zbóje napadają), 50 wielkich kół wzdłuż rzeki napędzających zakłady dwunastu różnych gałęzi przemysłu, wybuch urywający wieżę kościelną, Agathę Christie staczająca się samochodem po zboczu w zarośla i wiele innych.

Historia w Anglii jest obecna wszędzie i w sposób naturalny współżyje z teraźniejszością. Nikt ich nie najechał od 1000 lat, a więc historia nie musiała na zmianę się chować i ujawniać, nazwy zmieniać co kilkadziesiąt lat, tylko sobie trwa w lasach, pubach, itp.

Na przykład, poszliśmy kiedyś z najmłodszym synem w jego dzielnicy w północnym Londynie do pobliskiego sklepu po jakimś polu, a to okazuje się pole bitwy z 1471 roku w Wojnie Dwóch Róż. Zachodzimy do starego pubu odpocząć, Maciek mówi: „Usiądźmy tu w rogu. Tu lubił siadać Dickens”. Kiedy indziej schodziliśmy na skróty ścieżką przez pole pszenicy w Amersham a tam, wśród zboża, na wygrodzonej polance stoi pomnik upamiętniający protestantów spalonych tu na stosie w XVI wieku, z nazwiskami. Pomnik wzniesiony w 1931 roku staraniem rodziny jednej z ofiar.

Widok z Newlands Corner. Poniżej znajdują się dwie wioski.

Tu zniknęła Agatha Christie

Nagłe zniknięcie popularnej pisarki kryminałów Agathy Christie w grudniu 1926 roku dało brytyjskiej publiczności posmak brania udziału w jednej z jej zagadek powieściowych na żywo.

W piątkowy wieczór 3 grudnia 1926 roku, po kłótni z niewiernym mężem, Agatha Christie ucałowała małą córkę na dobranoc, wsiadła do samochodu i odjechała. Następnego dnia samochód został znaleziony Newlands Corner w połowie trawiastego zbocza, z maską w krzakach. W samochodzie znaleziono futro, drobiazgi oraz prawo jazdy pisarki. Jej zniknięcie spowodowało ogólnokrajowe poszukiwania z udziałem policji, osób prywatnych i znanych osobistości, a prasa tabloidowa zachłysnęła się tą historią. Niektórzy dziennikarze sugerowali, że się utopiła w pobliskim Silent Pool, inni, że została zamordowana przez męża. A jeszcze inni twierdzili, że zniknięcie jest chwytem reklamowym mającym na celu promocję jej powieści.

Miejsce zniknięcia też odgrywało rolę: Newland Corner to rozległa otwarta przestrzeń, było tu sporo zakrytych krzewami żwirowni, gdzie można było wpaść i nie móc się wydostać. Poszukiwania budziły wielkie emocje.

Jedenaście dni później ktoś ją rozpoznał w hotelu w Harrogate. Zameldowała się pod nazwiskiem kochanki męża. Cierpiała na utratę pamięci i nie potrafiła wyjaśnić co się stało. 

W przeciwieństwie do zagadek rozwiązanych przez Herkulesa Poirot czy pannę Marple, zniknięcie i odnalezienie Agathy Christie nigdy nie zostało do końca wyjaśnione.

St Martha’s Hill

To wzgórze i ten kościółek przypominają nam kościół na przełęczy O Cebreiro w Hiszpanii, na Camino Frances – samotny mały kościół stojący wysoko na okolicą, od wieków. Od wieków przechodzili tędy pielgrzymi zmierzający do świętego miejsca, do katedry w Canterbury. Trasa pielgrzymki zaczyna się w katedrze Winchester, ma 190 km. Pielgrzymów z Opowieści kanterberyjskich Chaucera tu nie zobaczylibyśmy – ta rozgadana grupa szła z Londynu, czyli dołączyli dalej na wschodzie.

Kościół św. Marty na wzgórzu pod tą sama nazwą pochodzi z czasów normańskich; stoi tu od co najmniej 900 lat. W okolicy kościoła znajdują się okrągłe wały ziemne, prawdopodobnie z epoki brązu sugerujące, że było tu miejsce kultu już w czasach przed-chrześcijańskich. Zakorzenione lokalnie tradycja nazywa to miejsce Wzgórzem Świętych i Męczenników, a upamiętnianym tu męczennikiem miał być św. Tomasz z Canterbury. Po raz kolejny spotykamy się z tym oficjalnie kiedyś skreślonym świętym, którego pamięć przetrwała od XII wieku.

O czasach prześladowań za rządów Henryka VIII przypominają legendy o tajnych przejściach z kościoła do z dwóch dworów, po obu stronach wzgórza, zapewniających drogę ucieczki ściganemu księdzu. W Chilworth Manor odkryto początek tajnego przejścia.

Normańskiego kościoła już nie ma, ale podczas odbudowy w latach XIX w. w obecną konstrukcję włączono oryginalne normańskie łuki, w tym w głównym wejściu. Rekonstrukcja była konieczna po ogromnym wybuchu w dolinie w 1745 r., który zniszczył wieżę.

Wielki wybuch

Co mogło wybuchnąć z taką mocą w tym sielskim miejscu? W wiosce Chilworth można zwiedzić pozostałości po gałęzi przemysłu, który dominował w tej okolicy przez prawie 300 lata, była to produkcja prochu. Rzeka Tillingbourne napędzała młyny wodne. Z czasem młynów nad rzeką przybywało i dolina stała się jedną z najbardziej uprzemysłowionych dolin rzecznych Anglii, aż do pierwszej wojny światowej. Jeszcze 100 lat temu produkowano tu materiały wybuchowe i dopiero po zaprzestaniu produkcji, po I wojnie światowej, rzeka i jej dolina powróciły do spokojnego, wiejskiego bytowania.

Katastrofa wydarzyła się w 1745 r., kiedy kościół został zniszczony przez potężną eksplozję, która wstrząsnęła wzgórzem i zwaliła wieżę na ziemię. Było to spowodowane jednym z kilku przypadkowych wybuchów w prochowni schowanej pod południowym zboczem wzgórza. Kościół, choć poważnie uszkodzony i pozbawiony wieży, służył przez następne 100 lat. Odbudowany kościół został otwarty w 1850 roku.

Podczas I wojny światowej, kiedy obawiano się, że może być przydatny jako punkt orientacyjny dla Zeppelinów, kościół zasłonięto wielkimi sosnami, co przypominało wielkie ognisko na szczycie przygotowane do zapalenia.

Celtycki krzyż przed kościołem

Cichy Staw i Król Jan bez Ziemi

Mówi się, że staw jest nawiedzany każdej nocy o północy przez ducha córki drwala.

Według legendy młoda dziewczyna kąpała się w stawie, gdy król Jan (rządził Anglią w latach 1199-1216) zobaczył ją i wjechał konno do stawu. Dziewczyna cofała się przerażona aż straciła grunt pod nogami i zaczęła tonąć. Król Jan nie próbował jej ratować, zawrócił konia i odjechał, ale zostawił ślad swoje obecności. Według jednej legendy był to jego kapelusz unoszący się na wodzie, według innej – pióro z kapelusza na drzewie.

Ludowe poczucie sprawiedliwości dopisało ciąg dalszy angażując postać historyczną i zasłużoną, arcybiskupa Canterbury Stephena Langtona, jednego z twórców Magna Carta. Otóż dowiedziawszy się o tym zdarzeniu postanowił wykorzystać je przeciw królowi, z którym był skonfliktowany i po różnych przepychankach doprowadził do podpisania Magna Carta (Wielka Karta Swobód) przez króla. Jednak nie ma historycznych dowodów na poparcie tej historii.

Obecnie odwiedzający narzekają na wpływ jaki ma na tę okolicę sąsiedztwo destylarni whisky.


Mapa i bieżące informacje

apvc-iconOdwiedzin: 2841