Przy śniadaniu orientujemy się, że przed naszą gospodą jest przystanek autobusowy. Autobus do Ventnor, do którego mamy iść, jest za pół godziny. Szybkie pakowanie i jedziemy, bo musimy być na dworcu w Portsmouth, po drugiej stronie cieśniny najpóźniej o 19-stej, a jesteśmy na południowej stronie wyspy. Niestety, dziś nie wykonamy planu 18 km.
Przejechaliśmy kilkanaście kilometrów, a znaleźliśmy się jakby w innym kraju. Po pustych rozległych trawiastych klifach ostatnich dni zanurzamy się tutaj w zieleń, która nie ma umiaru. Wikipedia zapytana o klimat tutejszy odpowiada: „Ventnor posiada specyficzny subtropikalny mikroklimat, co umożliwia funkcjonowanie ogrodu botanicznego z roślinami tropikalnymi. Największe w Wielkiej Brytanii skupisko jaszczurki murowej”. Subtropikalny klimat – to wiele wyjaśnia.
Ventnor
Przyjemna wakacyjna miejscowość. Piękną promenadą nad morzem dochodzimy do Coast Path.
Kliknij, aby powiększyć
Na niewielkim wzniesieniu, w otoczeniu zieleni kryje się piękny kamienny kościółek z XI wieku. Ten kościół zbudowano za czasów Wilhelma Zdobywcy!
Stare drewniane drzwi w normańskim stylu pochodzą z XII-XV wieku. W kościółku mieści się około 100 osób.
Stary cmentarzyk koło kościoła. Napisy na kamiennych nagrobkach już trudno odczytać.
Zjawia się grupa starszych ludzi, wycieczka grupowa z plecaczkami. Siadają na nagrobkach, wyciągają kanapki. Przerwa na lunch na cmentarzu.
Pozostałe kilometry pieszej trasy to nieustające zdumienie urodą tego miejsca. Wyspa, pierwszy tydzień lata, specyficzny subtropikalny mikroklimat. Co to w sumie daje?
Zieleń, która z lekka szaleje, na przykład hortensje które prawie zakrywają dom, wysokie kwitnące fioletowo żmijowce, drzewa w lesie jakby nie dość, że dorodne to dodatkowo w jakieś koronkowe pnącza przystrojone, ścieżki kręte, strumyczki.
Człowiek też się dostosował do tej bajki: domki małe, płoty drewniane, murki kamienne. Z jednego z tych domków przywalonych kolorowym hortensjami wychodzi kobieta z psem. Pytam czy te kolory uzyskują jakimiś nawozami czy to naturalne. Odpowiada, że nic nie robią. Kolor zależy od tego co spłynie ze wzgórza z wodą.
Najazd kursorem wstrzymuje przewijanie zdjęć
Kiedy pojawia się w lesie takie oto Wishing Seat, czyli siedzisko życzeń, to czegóż można sobie tu życzyć? Żeby jeszcze tu wrócić.
Póki co dochodzimy do Shanklin. Stamtąd starodawnym, trzęsącym pociągiem na dwa wagony jedziemy do Ryde. Tam nam ucieka poduszkowiec, ale wkrótce jest następny.
W Londynie M. i M. czekają z kolacją.
Podsumowanie:
- Isle of Wight zaskoczyła nas różnorodną nieco egzotyczną urodą. Ważny zapewne był czas, kiedy tam byliśmy – początek lata.
- Szlaki łatwe, po płaskim.
- Nie mieliśmy czasu przejść śladami królowej Wiktorii, która przyjeżdżała tu regularnie przez pół wieku i tu zmarła.