Wędrówkę można zacząć w Kurpark lub podchodząc w górę do Kaiser-Franz-Josef-Museum.
Małe, ale ciekawe muzeum (kliknij logo obok, aby odwiedzić jego strony www). Wbrew temu co można by wnioskować z nazwy ekspozycje nie są poświęcone cesarzowi, lecz jego czasom.
W pięciu salach prezentowane są różne rzemiosła, mundury wojskowe CK Austrii i broń, przedmioty sakralne (ołtarzyki, wota, modlitewniki, itp.), życie zwykłych ludzi w Baden w XIX wieku, pobyty cesarza i arystokracji w Baden.
Wiertareczka
Z kawiarni Blickweit przy muzeum roztacza się piękny widok na Baden i dalej.
Kartoflanka podana w ten sposób jest jakby jeszcze bardziej kartoflana.
Zamek Rauhenstein
Widok na zamek Rauhenstein z zamku Rauheneck po drugiej stronie doliny. Spokrewnieni właściciele zamków podobno rozciągali łańcuchy przez drogę w dolinie i rabowali towary przejeżdżających z/do Wiednia kupców. Wiele podobnych opowieści słyszy się nad Dunajem.
Te ruiny z XII wieku to jeden z największych zabytków zamkowych w okolicach Wiednia. W ciągu swojej długiej historii był kilkakrotnie niszczony i odbudowywany. Do dziś zachowały się pozostałości kilkupiętrowego muru i 20-metrowa wieża. Ostatecznie został opuszczony w XVIII wieku z powodu zbyt obciążającego corocznego podatku od nieruchomości.
Kliknij tu, aby poznać legendy z zamku Rauhenstein
Legenda o metalowej sowie z zamku Rauhenstein
Setki lat temu na zamku Rauhenstein koło Baden mieszkał rycerz imieniem Wilk. Był potężny i odważny, ale i rauhen czyli szorstki, surowy, a serce miał z kamienia czyli Stein.
Pewnego razu dwóch synów ludwisarza z Baden złapano na kłusowaniu w lasach rycerza Wilka. Postawieni przed rycerzem, po krótkim przesłuchaniu zostali wrzuceni do wieży i skazani na śmierć. Stary ojciec dwóch więźniów błagał o litość dla swoich synów, oferując okup za nich, ale rycerz kpiąco odrzucił tę ofertę. To rozwścieczyło starca i zaczął rzucać dzikie przekleństwa. Wilk kazał wtrącić również nieszczęsnego starca do lochu.
Ale ten obywatel był zręcznym ludwisarzem, a nie było wielu takich, więc obywatele Baden wstawiali się u pana zamku za starca i jego synów. Po długich negocjacjach rycerz Wilk zgodził się na częściowe ułaskawienie, ale tylko „serce z kamienia” mogło wymyślić, to co on przedstawił zgromadzonym. Jako okup za siebie i jednego z synów, ojciec musiał odlać dzwon, który miał zadzwonić po raz pierwszy przy egzekucji drugiego syna. Ponadto rycerz wyznaczył bardzo krótki termin wykonania dzwonu śmierci. Dzwony miały być odlane na dziedzińcu zamku Rauhenstein.
Można sobie wyobrazić rozpacz starca, gdy wykonywał pracę jednocześnie ratującą życie jednego syna i przybliżającą śmierć drugiego.
Ostatecznie dzwon został ukończony i zawisł na wieży zamkowej. Rycerz kazał wyprowadzić skazańca i zadzwonić. W tym momencie starzec stracił rozum. Wbiegł po wąskich spiralnych schodach na wieżę i zaczął szaleńczo szarpać linę jak na alarm. Bicie dzwonu zagłuszyło jego lament. Raz za razem przeklinał i dzwon, i pana zamku. Jego syn już nie żył, ale na szczycie wieży szaleniec nie przestawał bić w dzwon. W tym samym czasie rozpętała się straszna burza. Piorun uderzył w wieżę i zabił starego ludwisarza, zamek spłonął doszczętnie, ale dzwon ocalał.
Wilk był wystarczająco bogaty, aby odbudować zamek. Teraz wydawał za mąż swoją córkę. Na dziedziniec wjeżdżał pan młody uroczyście witany muzyką i biciem dzwonów. Córka pana zamku stała na balkonie w sukni ślubnej i machała panu młodemu. Przechyliła się nieostrożnie przez poręcz i wypadła z balkonu, i oto leżała martwa na dziedzińcu, a krew barwiła wolno jej białą suknię. Zaległa martwa cisza. W tym momencie dzwon śmierci zadzwonił sam z siebie.
Było to pierwsze z wielu nieszczęść, jakie spotkały zamek i rodzinę Rauhensteinów. I za każdym razem dzwon na wieży dzwonił bez udziału człowieka. Ludzie chcieli zdjąć złowieszczy dzwon, ale w międzyczasie rozpowszechnił się przesąd, że ród wyginie, gdy dzwon zostanie zniszczony. Więc po prostu wyjęli serce dzwonu i zamurowali wieżę, żeby go uciszyć. Ale nieszczęście pozostało wierne rodzinie Rauhenstein, a zapowiadały je stłumione dźwięki dzwonu, jak wołanie metalowej sowy, dochodzące z wieży w ciszy nocy. W końcu Rauhensteinowie opuścili zamek i sprzedali swój rodowy dom.
Na podstawie legendy z https://www.sagen.at
Legenda literacka o sercu
Wśród wielu średniowiecznych legend opowiadanych z różnymi modyfikacjami w Europie była też romantyczna i okrutna legenda o sercu spisana wierszem w późnym XIII wieku przez Konrada von Würzburg, najsławniejszego poetę języka niemieckiego tych czasów. Serce występuje tu w podwójnej postaci: fizycznej jako narzędzie zemsty i duchowej jako symbol miłości.
Jest to opowieść o trójkącie miłosnym między rycerzem, damą i jej mężem. Miłują się dama i rycerz, a miłość ich jest silniejsza niż śmierć.
W tej legendzie dama ma konkretne nazwisko prawdziwej osoby – Elsbeth von Rauhenstein. Elsbeth musi poślubić panu zamku w Rauhenstein czyli Szorstkiego Kamienia, ale miłuje z wzajemnością Ulricha von Gutenstein czyli pana z Dobrego Kamienia. Ulrich ginie na krucjacie. Giermek spełnia jego ostatnie życzenie i przywozi ukochanej jego serce, do zamku Rauchenstein. Jednak mąż aresztuje giermka i na torturach wyciąga z niego całą historię. Serce Ulricha każe przyrządzić i podać żonie. Po kolacji wyjawia jej, co zjadła. Zszokowana kobieta przestaje jeść całkiem i umiera dziewięć dni później.
Mąż niedługo potem zostaje znaleziony z głową przekręconą przodem do tyłu, co oznaczało, że zajęły się nim siły nieczyste.
Do opowieści o nieszczęśliwych ludziach z zamku Rauhenstein o mało co nie dołączył jedyny bratanek Beethovena, Karl van Beethoven. W wieku 19 lat targnął się tu na swoje życie strzelając sobie w głowę, ale przeżył. Młodzieniec był obiektem zaciętej walki o opiekę między jego matką a stryjem Ludwigiem. Ostatni krewny Ludwiga van Beethovena, dziennikarz w Brukseli, zmarł bezdzietnie w 1917 roku i tym samym zakończył się ród.
Idziemy dalej. Jest tu trudniej niż na spacerowej ścieżce wzdłuż rzeki po jej drugiej stronie.
Po kilku kilometrach urozmaiconej trasy dochodzimy do małej platformy widokowej znanej z tego, że był na niej Napoleon i z tego co tam powiedział.
Stąd Napoleon patrzył w 1809 roku na dolinę Heleny, czy św. Heleny. Powiedział:
„Jakie to piękne. Dobrze byłoby przeżyć ostatnie dni we wspaniałym miejscu, takim jak to”. No i prawie sobie wywróżył.
Szlak poprowadzi nas dalej przez las i długo w dół do przejścia przez drogę na wysokości hotelu Krainerhütte, gdzie zakończyliśmy południową trasę. Możemy stąd pójść z powrotem do Baden trasą opisaną w poprzednim paragrafie.