Dolina Helenental – południowa strona

Legenda o nazwie Helenental

Zacznijmy od legendy na temat pochodzenia nazwy doliny. Na doliną, po obu jej stronach, górują dwa zamki. Panowie na zamku Rauheneck są skłóceni z panami na zamku Rauhenstein. Staje się klasyczne nieszczęście – dzieci obu rodów zakochują się w sobie. Dziewczyna zostaje zrzucona ze skały przez rozwścieczonego ojca, ale cudem przeżywa upadek, co godzi obydwie rodziny. Miejscowa Julia nazywała się Helena von Rauheneck, a kościół św. Heleny zbudowano na miejscu kapliczki dziękczynnej za uratowanie dziewczyny. Nie jest jasne czy dolina jest nazwana na pamiątkę Heleny R. czy św. Heleny.

Zwiedzanie Helenental

W Wienerwald czyli Lesie Wiedeńskim o powierzchni 105 004 hektarów jest bardzo dużo szlaków turystycznych i innych atrakcji. Mając do dyspozycji niewiele czasu postanowiliśmy przejść dwoma najbardziej popularnymi w najbliższej okolicy Baden. Obydwa prowadziły wzdłuż niewielkiej rzeki płynącej doliną Helenental, jeden wzdłuż południowego, a drugi północnego jej brzegu.


← dużo informacji o szlakach w Lasku Wiedeńskim.

Spacer południową stroną doliny rzeki Shwachat

Poniższy opis trasy pochodzi sprzed dokładnie dwustu lat, a napisał go dyplomata Edward Lubomirski. Zagadka: co się nie powtórzy się we współczesnym opisie?

„Najsłynniejszy spacer Badenu zowie się Helenenthal. Potok płynie wężykowato środkiem padołu i rżnie się przez łąkę bujnej koniczyny, z dwóch stron wznoszą się wysokie ściany gór; droga dla spacerujących trzyma się krętego pobrzeża wody, po kamyczkach cieknącej, miejscami pasą się trzody i na urwiskach kozy śmiało skaczą. Po obiedzie, który ranniejszym u wód bywa, wszyscy śpieszą do Helenenthal, przekładając ten rozkoszny spacer nad wszystkie inne. Stamtąd idzie się na górę najwyższą z okolicy, oglądać rozwaliny zamku Rauchenstein.” *

*E. Lubomirski, Obraz historyczno-statystyczny Wiednia oryginalnie w 1815 r. wystawiony, z planem tegoż miasta, Warszawa 1821

Przeszliśmy tę trasę dwieście lat później, weszliśmy na zamki – wszystko się zgadza, nie widzieliśmy jedynie trzód ani śmiało skaczących kóz. Rzeczka nadal „rżnie się wężykowato przez padół”.

Tyle osób przeszło przez tę scenę, a dekoracje stoją niewzruszone. Trochę jak przyszły duch lub cień się czasem człek czuje w takich miejscach.

A więc chodźmy na początek poćwiczyć straszenie na rozwalinach zamku Rauheneck, a potem Rauhenstein.

Zamek Rauheneck z XII wieku został zbudowanego przez rycerski ród Tursen – co znaczy „olbrzym”. Aby zaoszczędzić miejsce na wąskiej skale, wieża zamku ma stosunkowo rzadki trójkątny kształt. Można wejść na wieżę, ale nie próbowaliśmy. Schodzący mówili, że przydałaby się latarka, bo w wieży dość ciemno, a gołębich pamiątek na drewnianych schodach sporo, ale że warto wejść dla widoku na okolicę.

Warto zwrócić uwagę na dobrze zachowany romański portal i na drugim końcu zamku, na okrągłą absydę kaplicy zamkowej. Zamek ostatecznie podupadł po ataku Turków w 1529 roku. Ciekawe miejsce, warto tu pochodzić bez pośpiechu.

Jak każdy zamek tak i tutejsze mają swoje legendy.

Romański portal i most nad fosą. Z trzech pozostałych stron urwisko chroni zamek.

Kliknij tu aby poznać legendy zamku Rauheneck

Wiśniowa kołyska z zamku Rauheneck

W ruinach tego zamku zakopany jest wielki skarb, którego nikt jeszcze nie zdołał wydobyć. Rycerz, który ukrył skarb, rzucił na niego klątwę, wrzucając pestkę wiśni do niewielkiej grudy ziemi na szczycie wysokiej wieży strażniczej.

„Ten skarb odzyska duchowny, który będzie jako dziecko kołysany w kołysce zrobionej z drzewa wiśniowego, które wyrośnie z tej pestki. Jeśli to drzewko uschnie albo zostanie złamane przez burzę lub ludzką ręką, skarbu nie można wydobyć, dopóki ptak ponownie nie zaniesie pestki do wieży, ta stanie się drzewem i pozostałe warunki zostaną spełnione”. Klątwa na pięć zapadek, można powiedzieć.

Niestety, wiśnie słabo rosną na wieżach. Rycerz ponoć straszy teraz nocami, lamentując na murach, ponieważ on też nie ma dostępu do skarbu.

Zamek Rauheneck

Trójkątna wieża

Opowieść spod Raucheneck

Pewna dziewczyna poszła się wykąpać około północy, przy świetle księżyca, w rzece poniżej zamku. Nagle zobaczyła zakrwawioną męską postać odzianą w jasną zbroję, chodzącą tam i z powrotem, załamującą ręce i patrzącą w górę na zamek. Nagle na szczycie wieży coś rozbłysło i lekka kobieca postać zleciała z wieży jak na skrzydłach prosto w otwarte ramiona rycerza, po czym objęci oboje zniknęli pod wodą.

Königshöhle czyli Jaskinia Króla

Niebieski szlak prowadzi nas z zamku do robiącej wrażenie jaskini.  Już 5000 lat temu na tej górze istniała duża osada, o czym świadczą znaleziska ceramiczne. Ten etap epoki neolitu nazywany jest „kulturą badeńską” lub „kulturą ceramiki promienistej”. Była szeroko rozpowszechniona w środkowej Europie, w Polsce występowała na terenie Małopolski i Górnego Śląska. Ówcześni ludzie wiedzieli już jak obrabiać miedź do wyrobu biżuterii, znali czterokołowy wóz.

Tu mieszkano 5000 lat temu (kliknij, aby powiększyć)

Schodzimy w dół, w stronę Eugenvilla, rezydencji w formie domku myśliwskiego zbudowanej pod koniec XIX wieku w stylu niemieckiego renesansu dla arcyksięcia Wilhelma von Habsburg-Lothringen.

Arcyksiążę był feldmarszałkiem, ministrem wojny, a także mistrzem zakonu krzyżackiego.

Obecnie siedziba wielkiego mistrza zakonu krzyżackiego mieści się w Wiedniu, obok archikatedry św. Szczepana. Urzędujący wielki mistrz jest już 66 -tym. Nadal elementem stroju pozostają białe płaszcze z krzyżem. Obecnie Krzyżacy prowadzą szpitale, hospicja, ośrodki terapii przeciw uzależnieniom. Przyjeżdżają do Malborka i Grunwaldu w związku z kolejnymi rocznicami bitwy pod Grunwaldem. Nie miałam pojęcia, że Krzyżacy ciągle działają. Czego to się można dowiedzieć chodząc po lesie.

Po śmierci arcyksięcia zrzuconego przez konia, willę w Baden przejął jego bratanek, książę Eugen – stąd nazwa rezydencji. Mini zameczek jak z bajki jest bardzo pasującym wstępem na idylliczną promenadę Helenental. Własność prywatna, zabytek chroniony. A przy Helenenstraße nr 40 stoi kamienna kapliczka upamiętniająca miejsce wypadku arcyksięcia Wilhelma.

Idziemy leśną promenadą przez idylliczną dolinę Helenental. Promenadę wytyczono ponad dwieście lat temu. Z Baden kierujemy się znakami na Cholerakapelle, Krainerhütte.

Szeroką leśną promenadą wędruje sporo osób z wózkami dziecięcymi, z psami, wolno idą romantyczne pary o rozmarzonych spojrzeniach. W niektórych miejscach można wejść do rzeczki i się ochłodzić, choć cień tu jest stale.

Dla chcących się trochę powspinać – u podnóża góry Lindkogel, w lesie ukryte są ruiny trzeciego zamku – zamku Scharfeneck z XII wieku. Z dawnej twierdzy zachowały się fragmenty imponującego muru o wysokości do 5 m. Ze wzgórza roztacza się tam piękny widok na ruiny dwóch pozostałe zamków po obu stronach doliny.

Wzdłuż rzeki, po drugiej jej stronie, przechodzi przez dolinę droga z ruchem samochodowym. Stroma skała Urtelstein była kiedyś ciężką do pokonania przeszkodą na drodze przez dolinę.  Rzeka pod skałą tworzy wir. Nurt Schwechat pochłonął tu wielu woźniców z końmi i wozami, którzy spadli z tej skały. W 1826 r. wykuto w skale tunel i kłopoty z przeprawą się skończyły. Z Urtelstein wiąże się też legenda, według której znajdowało się tu dawne miejsce egzekucji, gdzie osądzano przestępców i zrzucano ich ze skał w wir rzeki.

   Skała Urtelstein. Tędy kiedyś przeprawiano się z wozami (kliknij, aby powiększyć)

Dochodzimy do najsławniejszego miejsca na tej trasie, czyli ulubionego miejsca odpoczynku, kogóż by innego jak nie Beethovena. Mistrz wychodził na długie inspirujące spacery wczesnym rankiem zawsze z notatnikiem, na wypadek, gdyby natchnienie go odwiedziło w tych pięknych miejscach. Pisał, że tu jego kłopoty ze słuchem, a to była nie tylko postępująca głuchota, ale i tinnitus, jakoś łagodnieją, jakby drzewa do niego mówiły. Pisał: „Nikt nie kocha przyrody tak bardzo jak ja. Lasy, drzewa i skały wytwarzają echo, które człowiek pragnie usłyszeć”.

„Lasy, drzewa i skały wytwarzają echo, które człowiek pragnie usłyszeć.”

Legendarne wędrówki Mistrza – kliknij tutaj, aby przeczytać

Istnieją różne anegdoty o wędrówkach Beethowena – a to, że wykrzykując jakieś urywki melodii straszył ludzi w lesie, płoszył konie dyrygując w marszu, że się zapominał wędrując i głowę mając zajętą wyłącznie kompozycją. Kiedyś tak się zagłębił w swoich myślach, że ciemność zastała go ciągle w drodze, w Wiener Neustadt. Bez kapelusza, ubłocony zaglądał, pukał w okna domów aż został aresztowany za włóczęgostwo. Na szczęście jeden z policjantów postanowił sprawdzić czy jednak ten obszarpaniec nie jest naprawdę tym za kogo się podaje, czyli sławnym kompozytorem i sprowadził kogoś kto go znał. Mistrza przeproszono i zawieziono do domu.

Rzeka Schwechat spokojnie płynie w kierunku Wiednia, a my przechodzimy na jej drugą stronę i przez drogę, żeby posilić się w gospodzie Landgasthof zur Cholerakapelle. Przyzwoite, typowo austriackie jedzenie, ale płatność tylko gotówką i siedząc na tarasie przekonamy się szybko jak ruchliwa jest ta droga, a więc o odpoczynek w ciszy tu raczej trudno.

Nieco ponad karczmą jest kaplica dziękczynna, Cholerakapelle, z 1831 roku.

W latach 1830 i 1831 cholera pochłonęła tysiące istnień ludzkich. Z wdzięczności za ocalenie małżeństwo z Wiednia wybudowało tę kaplicę. Mała kaplica szybko stała się popularnym miejscem pielgrzymek.

Cholerakapelle

Wracamy na lewą stronę rzeki i dochodzimy do hotelu Krainerhütte, gdzie po ponownym przejściu przez rzekę i drogę można pójść z powrotem do Baden inną drogą. Po północnej stronie idzie się górą, jest trochę wspinania i schodzenia, szlak jest dosyć pusty, nie spotkaliśmy nikogo aż do okolic w pobliżu miasta.

apvc-iconOdwiedzin: 2841