Pontevedra – znów nazwa miejscowości pochodząca od mostu – ta wywodzi się od łacińskiego pontem veteram, czyli „stary most” i nawiązuje do pierwszego rzymskiego mostu. Miasto (70 tysięcy mieszkańców) leży w głębokiej zatoce, nad rzeką Lérez.
Gdy przyjrzymy się mapie Galicji, a dokładnie jej zachodniemu skrajowi, widzimy jak Atlantyk wbija tu swoje paluchy w ląd formując długie i kręte zatoki zwane ría. Jedna legenda głosi, że te ujścia rzek to ślady palców pozostawione przez Boga po stworzeniu świata. Oparł się tu żeby odpocząć.
Ría czyli wybrzeże riasowe – głębokie doliny rzeczne będące obecnie zatokami, powstałe w wyniku podnoszenia się poziomu wód morskich lub obniżenia lądu – widzieliśmy taką już na tej trasie, w Vigo. To bardzo malownicze fragmenty wybrzeża – z półwyspami, wysepkami.
Ría ma z reguły inną nazwę niż río (rzeka) która do niego uchodzi. A więc tutaj Rio Lérez uchodzi do Ría de Pontevedra.
Pontevedra
Pontevedra to nowoczesne miasto z ciekawą starówką uważaną za drugą najważniejszą starówkę w Galicji, po Santiago de Compostela. Pontevedra wyrosła na niegdyś najważniejsze miasto w całej Galicji, głównie dzięki swemu portowi. Rybołówstwo i handel przyniosły w średniowieczu dobrobyt i bogactwo, co widać w licznych bogatych, starych domach. Niestety, jak wiedzieliśmy w wielu miejscach na półwyspie, i tutaj port u ujścia rzeki uległ zamuleniu.
Zupełnie współcześnie Pontevedra zasłynęła intensywnym rozwojem i nowatorskimi rozwiązaniami dla mieszkańców. Po zmianach wprowadzonych w 1999 roku trzy czwarte ruchu w mieście odbywa się pieszo lub rowerem. Z centrum miasta wyprowadzono ruch wszystkich pojazdów, poza absolutnie niezbędnymi, 80% dzieci w wieku 6-12 lat samodzielnie dociera do szkoły pieszo, rowerem lub hulajnogą. Całe stare centrum jest deptakiem. W ciągu kilku lat zaobserwowano redukcję CO2 w powietrzu o 68%. Miasto otrzymało wiele międzynarodowych nagród za modelowy zrównoważony rozwój i dostępność centrum dla pieszych. Po wąskich uliczkach centrum, po placach chodzi się tu rzeczywiście przyjemnie, bez stresu i tłoku.
Dzieci bawią się na zewnątrz, na placach, jak dawniej. Taki miły pomnik tego zanikającego zjawiska stoi w centrum.
Spacer po Pontevedra bez samochodów
Na pierwszy rzut oka widać, że Pontevedra jest miastem Camino. Muszle Jakubowe można znaleźć w ścianach, na chodnikach, na moście, na całej trasie prowadzącej przez miasto.
Virxe Peregrina
Jednak najbardziej Jakubowy jest niezwykły barokowy kościół na planie muszli, pod wezwaniem Virxe Peregrina – Matki Boskiej Pielgrzymującej, przy Plaza de la Peregrina, w sercu miasta. Nie sposób go nie zauważyć.
Fasada kościoła odtwarza kształt muszli – jest wąski, stoi jakby z wypiętą piersią, a z fasady spogląda trójka pielgrzymów: Matka Boska, św. Jakub i św. Roch, ubrani również nieortodoksyjnie. Matka Boska w kapeluszu z szerokim rondem, w rozkloszowanej sukni z narzutką, z pielgrzymim kijem i z dzieckiem na ręce. Towarzysze podróży odziani również jak pielgrzymi.
W środku kościół jest stosunkowo niewielki, ale wysoki. Na ołtarzu kolejny wizerunek, nieco bardziej elegancki, Virxe Peregrina.
W dekoracjach wnętrza liczne elementy w kształcie muszli. Jest też prawdziwa muszla – wielka muszla małży z Pacyfiku podarowana przez admirała i podróżnika z Galicji. Teraz jest pojemnikiem na wodę święconą przy wejściu.
Do kościoła prowadzi kilka schodów, a mały placyk przed nim odgradza niewielki mur z rzeźbą mitycznego założyciela miasta Teucro/ Teucera, łucznika spod Troi, które bez przekonania dusi lwa nemejskiego. Nic dziwnego, to przecież była robota Herkulesa.
Łucznik spod Troi? Cóż mogło przynieść miastu większą chwałę niż bycie założonym przez jednego z bohaterów poematów Homera?
Teucer, brat Ajaksa był najlepszym łucznikiem Achajów pod Troją. Po wojnie Teucer wyruszył w podróż w poszukiwaniu nowej ojczyzny i dotarł do Iberii, gdzie założył grecką kolonię zwaną Helenes, obecnie Pontevedra. Tyle legenda, którą miasto pilnie pielęgnuje. Łucznika wspomina nazwa placu w mieście, tablica na ratuszu, ten pomniczek przed kościołem, rzeźba na fasadzie innego kościoła oraz najnowszy sześciometrowy, dwutonowy posąg, z 2006 roku, stojący z gracją, jakby bez podpórki na dachu budynku w centrum. „Nawet jeżeli to nie jest prawdziwe, to dobrze wymyślone”.
Ciągle stoimy pod kościołem „pielgrzymim”. Za nim, na niewielkim wzniesieniu stoi zespół klasztorny św. Franciszka z XIV wieku. Zamknięty.
Na placu poniżej stoi wielki napis “Boa Vila” – dobre miasto, które zgodnie z popularnym powiedzeniem – utrwalonym w piosence – poi tych, którzy przez nie przechodzą.
Plaza de la Herrería (Plac Kowalski) wziął swoją nazwę od kuźni, które tutaj w średniowieczu, wykuwały cenioną broń dla hiszpańskich rycerzy.
Natomiast na chodniku naprzeciwko kościoła „pielgrzymiego” stoi niewielka figurka papugi.
Czemu papudze wystawiono pomnik? Kliknij tu, aby przeczytać.
Jest przełom XIX i XX wieku. W budynku za obecnym pomniczkiem papugi mieści się apteka, którą prowadzi człowiek wykształcony i towarzyski, który tworzy w swojej firmie warunki do spotkań i dyskusji światłych umysłów owych czasów i regionu. Spotykają się, a w ich dyskusje wtrąca się wygadana papuga o bogatym repertuarze słownictwa koszarowego, gdyż wśród żołnierzy się chowała. Jej awanturnicza osobowość przyniosła jej przydomek Ravachol na cześć francuskiego rewolucjonisty i złodzieja.
Kiedy aptekarz oddalał się na zaplecze zostawiał na straży papugę, która skrzeczała wniebogłosy „Szefie, klient!” gdy ktoś przyszedł. Zakłócała gorsząco kazania głoszone z placyku przed kościołem. Na pewnym spotkaniu obraziła nawet prezydenta Republiki, którego nazwała diabłem z brodą, a całe towarzystwo bandą złodziei.
Papuga mieszkała tu przez 20 lat i stała się ulubioną maskotką mieszkańców, od których wyłudzała smakołyki w zamian za obelgi i przekleństwa. Kiedyś, w 1913 roku, podobno przejadła się herbatnikami nasączonymi alkoholem i nie przeżyła tego. Pogrzeb papugi odbył się uroczyście i jest odtwarzany co rok podczas parady karnawałowej, kiedy Ravachol wyraża, tym razem strojem, swoją opinię na aktualny temat.
Kościół w kształcie muszli, pomnik papugi, pogonili Napoleona jako pierwsi, bohater spod Troi podobno miasto założył – chyba ciekawi ludzie tu mieszkają, z fantazją.
Chodźmy teraz zobaczyć następną znaną świątynię, ale, skoro Pontevedra poi, to po drodze zajdziemy do pubu z piwami rzemieślniczymi dla wzmocnienia chęci do zwiedzania.
Idąc Avenida Santa Maria …
… dochodzimy do XVI-wiecznej bazyliki Santa Maria de la Mayor. To główny kościół miasta. Na tej, południowej fasadzie zauważmy zegar słoneczny …
… i wizerunek z Nowego Świata – Matki Boskiej z Guadalupe w Meksyku, kultu powstałego mniej więcej w czasie budowy kościoła.
Niezbyt duży, zgrabny kościół obramowany kamienną koronką w portugalskim stylu manuelińskim stoi w najwyższym punkcie w mieście. Mając to na uwadze pewnie warto wspiąć się spiralną klatką schodową na mirador czyli punkt widokowy na dachu, aby podziwiać widoki na miasto, na rio i ría. – rzekę i zatokę. Nie sprawdziliśmy, bo kościół był zamknięty. Mamy pecha, czy to norma?
Koniecznie jednak trzeba zajść za róg kościoła, by docenić jego zewnętrzną urodę – piękną zachodnią fasadę (1546) nazywaną „klejnotem sztuki galicyjskiej”.
To jakby kamienna księga różnych opowieści, bo oprócz osób świętych czy sceny zaśnięcia Marii, widzimy tu popiersia Krzysztofa Kolumba i Hernána Cortésa (po bokach rozety), a na szczycie stoi znajomy łucznik, Teucer, poganin. W grupie Trójcy Świętej Syna umieszczono po lewicy Ojca, ale jakiegoś skandalu z tego powodu historia nie odnotowuje.
Przyciągający uwagę zaczytany człowiek w okularach z łaszącym się lwem to św. Hieronim, erudyta i patron m.in. tłumaczy i studentów. Według legendy św. Hieronim wyciągnął cierń z łapy lwa. Każda z postaci na fasadzie jest inna, a postać w okularach wyrzeźbiona w granicie jest godna podziwu.
Fasada to dzieło autorstwa Holendra Corneliusa de Holanda i portugalskiego artysty Jao Nobre.
Spójrzmy teraz ze szczytu schodów na okolicę tej górki. Tu były początki miasta – meczet, potem kościół romański i teraz ten obecny. Widzimy jeszcze resztki murów miejskich; za nimi rozciągała się tu dzielnica ówczesnej elity finansowej miasta – rybaków i przedstawicieli zawodów pokrewnych, którzy stworzyli tu jakby mini ligę hanzeatycką i kontrolowali połowy, handel i przetwórstwo rybne w najbliższych portach. Ta gildia, nazywająca siebie Mareantes, postanowiła podziękować Bogu za swój dobrobyt stawiając godny kościół na miejscu starego romańskiego. Na fasadzie i w środku zachowały się inskrypcje z nazwiskami fundatorów np. danej ściany czy kolumny. Do kaplicy Chrystusa Dobrej Podróży, patrona ludzi morza, przychodzili przed wypłynięciem w morze.
Ruiny klasztoru Dominikanów
Taki pomysł na zabezpieczenie fasady po wyburzeniu części budynku.
Pisarz Valle Inclán ciągle przechadza się po tym placu, jak za życia.
Pomnik bohaterom zwycięskiej bitwy z wojskami Napoleona na moście Pontesampayo stoi na ładnym skwerze, w pobliżu ratusza.
Wśród atrakcji Pontevedry jest też dobra kuchnia. Owoce morza, ośmiornice, różne dania rybne i mięsne i oczywiście lokalne wino.
Placyk z dobrymi restauracjami
W tym sklepie piwa można wybrać już na ulicy.
Na targu miejskim można się tanio zaopatrzyć na śniadanie i na drogę.
Przed budynkiem targu miejskiego dziewczyna karmi samotną kurę. To efekt kradzieży reszty stadka.
Brakujące kury i kogut, teraz solidnie umocowane, wróciły po kilku latach. Rzeźba ma być hołdem dla pracowitości galicyjskiej kobiety i wszystkich tych, którzy przywożą swoje świeże produkty na targi do miasta. Nasza „kobieta z mięsem” też powinna mieć pomnik, zwłaszcza za lata 1980-te.
Jeżeli wystarczy czasu, warto zajrzeć do Muzeum Pontevedry, żeby zobaczyć część legendarnego wykopaliska z sąsiedniego Caldas de Reis, tzw. Skarbu Silgady. Zestaw przedmiotów ze złota z epoki brązu (II tysiąclecie p.n.e.) znalezione przypadkowo w 1940 roku. To jeden z największych skarbów prehistorii Europy. O samym odkryciu piszemy w następnym wpisie.
Program malowniczych festiwali w Pontevedra można zobaczyć tutaj:
Najbardziej znane święto nazywa się Feira Franca i odbywa się na początku września.